Mieszkanie do wynajęcia – Praga Północ

Jest taka zorganizowana akcja, że być może ktoś z was, waszych znajomych, albo znajomych znajomych, albo z rodziny, albo kolega/koleżanka z pracy, szuka mieszkania. Bo zorganizowanie tej akcji polega na tym, że właśnie mam mieszkanie do wynajęcia.

Znajduje się ono w pięknych okolicznościach przyrody, ci co mają wiedzieć, to wiedzą, pozdro dla kumatych, elo. Wszystkim pozostałym powiem, że kwadrat jest przy 11 Listopada, adres przy Lęborskiej. Dzięki temu, że do Żaby rzut beretem, na Wileniak dwa przystanki tramwajem, a na Wschodni z pięć autobusem, wszędzie stamtąd blisko.

No bo popatrzcie, jaki mam dobry dojazd do pracy, na ten przykład w Barcelonie:

Wychodzę z domu o 7:25, mam 300 metrów do przystanku, to sobie dochodzę do niego w 3 minuty. O 7:30 podjeżdża tramwaj 4. Wsiadam, ale nie rozsiadam się za wygodnie, bo w 8 minut dojeżdżam do Starego Miasta. Jadę schodami na górę, bo to zawsze frajda, idę na przystanek autobusowy, o 7:52 wsiadam w 175, który na Okęciu jest o 8:31. To akurat jestem godzinę przed odlotem, odprawiłem się już wcześniej, przechodzę sobie przez security, po drodze kupuję kawę i bagietę, i o 9:00 stoję przed gejtem.

I jak, nieźle, nie?

Albo o, do Gdańska chcę sobie pojechać. To sobie wychodzę z domu o 7:40, przechodzę na drugą stronę ulicy, wsiadam w 169 o 7:42. O 7:56 jestem na Wschodniej, idę do kasy, kupuję bilet na ten o 8:28, i już o 11 wysiadam w Gdańsku, a o 11:25 moczę nogi w Bałtyku.

Jak już sobie opierdoliliśmy komunikację, może kilka zdań o miejscówce.

Ziomeczki w porządku, żadnych ekscesów, napadów, wpierdolu, dziesiony, krojenia z hajsu, wymuszeń rozbójniczych, czy włamów na kwadrat, przez te wszystkie lata, jak tam mieszkałem, nie doświadczyłem. Sąsiedztwo spokojne i senne, niczym miasta południa Europy w czasie sjesty. Zimą wszyscy siedzą w domach, latem na krawężnikach i murkach. Czasami przy całodobowej Szklanej Pogodzie ktoś zachrypi o szluga albo ziko, którego każdemu i zawsze brakuje do tego pierwszego albo ostatniego browara.

No i jest Wariat, o którym pisałem raz czy dwa, który krąży przy Orlenie, i za dwójaka zawsze opowie, że trochę świruje, ale już nie tak, jak kiedyś.

Jeżeli zdecydujecie się na dojazdy nocnymi (cztery linie, konkret), to pamiętajcie, że jak wysiadacie na Kowieńskiej (dwie linie), oczekuje was prestiż, uznanie, i sukces, bo ludzie dalej wierzą, że na Pradze Północ żyją smoki, które zjadają nocnych wędrowców. I jak ktoś wysiada na Kowieńskiej (dwie linie), to wszyscy żegnają go spojrzeniami pełnymi nabożnego skupienia, i mógłbym przysiąc, zabobonnego lęku. Raz, gdy wychodziłem na Kowieńskiej, krzynkę pijany, powiedziałem ludziom w autobusie ‚Morituri te salutant’. Nawet kierowca bił brawo. Gdy raz, również krzynkę pijany, wysiadłem przez pomyłkę na Szwedzkiej, róg Stalowej, to miły młody człowiek rozepchnął ludzi kłębiących się przy przejściu, i powiedział ‚rozejdźcie się, pan chce wysiąść’. Groza, szok, przerażenie mieszały się na twarzach współpasażerów. Założę się, że połowa z nich następnego dnia odpaliła internety i szukała informacji o tym, że krzynkę pijanego pana zabili na Stalowej. Nikt nawet szluga ode mnie nie chciał wysępić, a co dopiero mówić o zabijaniu.

Bo prawda jest taka, że Stalowa to była groza 15, może 20 lat temu. Teraz to w miarę normalna miejscówka, na której może i jest trochę więcej dresiarzy niż gdzie indziej, ale bez przesady z tym niebezpieczeństwem. A już 11 Listopada, czy ta moja Lęborska, to już w ogóle luz blues, cisza, spokój, i świerszcze grają.

Co tam jeszcze? Aha, kwadrat był bardzo fajną bejownią, miały w nim miejsce dość udane dwudniowe libacje, niezliczone aftery, często przechodzące w bifory, no i ogólnie dobry klimat tam panował, ale potem lokal się ustatkował, i zgrzeczniał. Co nie zmienia faktu, że od czasu do czasu można tam skręcić sympatyczną, niewielką imprezę.

Miejsca jest sporo, bo 40 metrów, zresztą szczegóły w opisie. Ja wam może jeszcze kilka ciekawostek tylko zapodam, i przestaję ględzić.

– wszyscy w okolicy kibicują Legii, więc nie należy się wyrywać ze swoją miłością do Polonii.
– ten Orlen, o którym pisałem, był tuż przed moją wprowadzką na Pragę, nieczynny. Okazało się, że miała tam miejsce egzekucja mafijna.
– jak się boicie kupować alkohol w nocy na Orlenie, na którym była egzekucja, możecie pójść do Szklanej Pogody, też mają piwo. A jak nie, to jest przy Żabie Statoil czy inny Shell, gdzie też mają alkohol. Impreza nie umrze nigdy.
– przystanek drugiej linii metra jest planowany jakieś 500 metrów od mojego domu. W tym momencie zostanę prawdopodobnie milionerem. Oczywiście na papierze.
– sąsiedztwo mojego mieszkania jest wybitnie zielone. Cmentarz Bródnowski składa się z samych drzew, niedaleko mam duży skwer, kawałek dalej Park Praski i ZOO. Plus uroczy plac Hallera. Jak ktoś lubi, to może sobie sieknąć urbex w coraz bardziej znikającej Pollenie przy Szwedzkiej. No i trainspotting przy torach też jest fajny.
– Tesco, Lidl i Kerf w zasięgu wzroku, tylko Oszą mi brakuje. No i na Pradze uchowały się niedorżnięte przez handel wielkopowierzchniowy, małe sklepiki osiedlowe. Ten jeden, w którym obsługa nie odpowiadała dzień dobry i do widzenia, właśnie z pół roku temu w końcu padł. Reszta hula.
– wiele prób podjęto, by ożywić pusty lokal w bloku niedaleko mnie. Jedna knajpa, druga knajpa. Nie wyszło. W końcu ktoś powiedział ‚a chuj, zobaczmy czy ziomeczkom posmakują tanie hambuksy’, i otworzył Yogi Burgera. Wersja podstawowa kosztuje 11 ziko, z frytkami w zestawie 14, jest to zupełnie jadalne, ziomeczki też kupują, więc w razie jakby głód dopadł, można oczywiście zamówić pizzor, ale można też pójść na krótki spacer (300 metrów góra), i wziąć hamborgira na wynos.
– do Hydro i Składu Butelek jest ode mnie 800 metrów. To nawet jak się człowiek z powrotem czołga, w domu będzie w 20 minut, no, w 22 jak po drodze zahaczy o Szklaną Pogodę, żeby browara na rano kupić.
– w wakacje otworzyło się 50 metrów od wejścia do klatki schodowej, nowe studio tatuażu. Więc jakby ktoś miał ochotę walnąć sobie gustownego trybalda, nie będzie musiał daleko chodzić. No i będzie plus 10 do lansu na dzielni, oraz plus 30 do impaktu w autobusie nocnym. Wiem co mówię, sam mam trybalda na ramieniu.

Więc ogólnie polecam tego allegrowicza, i to mieszkanie, bo jest fajne, i praktycznie nie ma żadnych wad ukrytych. Oraz na ścianie wiszą obrazy znanego artysty metaloplastyka Jarek „Khaal” Kubicki, co podnosi wartość kwadratu dwukrotnie, ale nie jestem chujem, i nie rzucam ceny dwukrotnie wyższej, tylko normalną.

Tu macie linka, puszczajcie wici w świat, niech ta zacna miejscówka znajdzie godnego niej lokatora http://www.olx.pl/oferta/mieszkanie-40m2-bliska-praga-polnoc-leborska-bezposrednio-CID3-IDhMvMZ.html

187

Sroczka kaszkę warzyła.
 
A przy okazji strasznie skrzeczała. Wiecie, jak sroki skrzeczą? Ci co wiedzą, to pozdro dla kumatych, a ci co nie wiedzą, to nie pozdro, tylko wam zazdroszczę ciszy i spokoju, bo te ptaki są bezczelne, nachalne, i hałaśliwe. Do tego kradną golda i lootbagi. Ogólnie całkiem duże, inteligentne, szydercze trolle.
 
Ja to się już przyzwyczaiłem, ale dzielnego kota Milusia, na widok srok, regularnie diabli brali. Jak je słyszał, to się jeżył lekko, i zaczynał cicho gaworzyć. Wiecie, jak to kot z ptakiem. Takie ni to mruczenie, ni to ćwierkanie, ci co wiedzą, to pozdro dla kumatych, a ci co nie wiedzą, to nie pozdro, tylko współczucie, bo kot gadający do ptaka, to widok doskonały, i weźcie kiedyś tego spróbujcie, bo to śmieszne i kojące. A jak nie gaworzył, to patrzył na nie z nienawiścią.
I była wśród srok jedna Sroka, która wkurwiała Milusia najbardziej na świecie, bo z niego szydziła, zazwyczaj ze szczytu drzewa.
 
Trwała ta zimna wojna między Milusiem a Sroką, która kaszkę warzyła, i w chuja leciała. Ta Sroka była dla Milusia niczym Lex Luthor dla Supermana, niczym Joker dla Batmana, jak Babinicz dla Kmicicia, i Tusk dla Kaczyńskiego.
 
Do tego Sroka, jako ptak dość inteligentny, uprawiała trolling. Potrafiła na przykład przylecieć do nas na okno od strony kuchni, usiąść na kracie wysoko, i napierdalać się z kotów na cały głos. A one na dole w amoku (Miluś), albo w życzliwym stresie (Seba).
 
I trwała ta próba nerwów od jakiegoś czasu, aż dzisiaj trafiła Sroka na kamień.
 
-Ty, on coś naprawdę dużego poniósł w pysku.
 
Właśnie się obudziłem, i tak trochę bez kontaktu z życiem, ale jak M. mówi, że poniósł, to pewnie coś poniósł. Odkąd się wprowadziłem, Miluś nie składa już darów na poduszce, tylko niesie je do kuchni, tam zamęcza na śmierć, i się chwali zdobyczą, a my go chwalimy za dużą dzielność. Co do darów, to czasem jest to parówka, czasem na wpół wylizana saszetka z mokrym jedzeniem, najczęściej niestety jest to jednak mysz, albo mały ptaszek. Do dziś.
 
Bo dziś Miluś poszedł na rekord, i przyniósł do kuchni ogłuszoną Srokę. Z tego, co zobaczyłem, i się domyśliłem, to najpierw ją chyba chciał dobić przy miseczkach z ryżem, ale potem albo się rozmyślił, albo ptak się ocknął, i zaczął podfruwać.
Dopadł ją przy oknie, upadła mu na parapet, za kolumienkę głośnikową, odzyskała 10% życia, 5% many, i zaczęła się jazda na dwa baty. Bo ze strony Sroki, była to paniczna ucieczka przez szybę, a ze strony Milusia srogi bój z ptakiem wielkości połowy kota. My krzyczymy, żeby ją zostawił, przesuwamy rzeczy, żeby otworzyć okno, a Miluś bez umiaru lutuję Srokę łapą w dziób bolesny, i nie wygląda, jakby miał zamiar przestać. No bo nie co dzień trafia się taka zdobycz, czy moglibyście Ludzie się ode mnie odwalić, i dać ją zabić?
 
Nie daliśmy, otworzyłem okno, i Sroka sobie poleciała.
 
Miluś obdarzył nas spojrzeniem, które nie pozostawiło złudzeń: gdybym był dwa razy większy, nie dożylibyście śniadania.
 
Godzinę później, Sroka zaczęła przez lekko zmiażdżone gardło, nieśmiało szydzić.
 
Dwie godziny później, Miluś wrócił na kwadrat z piórem w pysku.
 
Od tamtej pory Sroka milczy.
 
Nie wiem, co o tym sądzić.