No elo, myślicie że to koniec? No, kurwa, niekoniecznie.
Dawno temu prowadziłem kącik analityczny, w którym przyglądałem się danym, robiłem wykresy albo sprawdzałem, czy jakakolwiek akcja bojkotu konsumenckiego ma sens. Co do tego ostatniego, to bojkot ma sens wyłącznie poznawczy, bo może ktoś niezorientowany usłyszy o tym, że jakiś koncern to chuj, bo wycina lasy, a inny jeszcze większy chuj, bo wycina oceany. Ale dziś nie o tym.
Kącik nie był stałym elementem mojego pisania, bo wiem, że cyferki i tabelki nikogo, ale niedawno trafił mi się temat, który mnie zaciekawił, przyjrzałem mu się, i przekonałem, że prasowe robienie gały partii rządzącej, która boryka się z brakiem sensownych mediów drukowanych, to droga do pewnego sukcesu.
Dlatego dzisiaj przyjrzymy się, ile udało się do tej pory wyssać z państwowego cycka tym wszystkim braciom kremlowskim, Lisickim, Sakiewiczowom i reszcie tej wesołej ekipy, która w 2015 roku zorientowała się, że idą żniwa, zaostrzyła pióra, po czym, maczając je w kałamarzu wypełnionym gównem, rozpoczęła akcję wchodzenia Prezesowi tam, gdzie wszyscy możemy go pocałować.
Może i teraz te pismaki śmierdzą kałem, ale hajs się zgadza.
Na początek proste technikalia, jak ktoś pamięta moje wcześniejsze objaśnienia i wie, to może przeskoczyć do wyraźnie zaznaczonego akapitu, opisanego jako JAK WSZYSTKO WIESZ, TO PRZESKOCZ TUTAJ.
Przez 13 lat życia analizowałem media, z naciskiem na prasę. Państwo zawsze się w tej prasie ogłaszało, szły komunikaty, ważne informacje, przetargi, państwowe koncerny reklamowały tańsze paliwo i najlepszy prąd. Było tego sporo, ale jeszcze za Tuska hajsy pompowano z grubsza według reguł sztuki, czyli brano pod uwagę zasięgi poszczególnych tytułów.
Zasięgi można było liczyć na dwa sposoby. Pierwszemu, czyli wynikom czytelnictwa, trochę ludzie nie ufają, bo tam wchodzi wnioskowanie statystyczne, a przecież jak mawiał WIELKI, KURWA, MONSZ STANU CZERCZIL, są kłamstwa, wielkie kłamstwa i moje pierdolenie, wynikające z nieumiejętności skutecznego wyciągania wniosków płynących z danych statystycznych. Inni mówią, że to nie Churchill popuścił takiego kleksa, tylko Mark Twain. No wszystko jedno kto, poszło w świat, ludzie w to uwierzyli, i jak się wyciągało klientom argument z czytelnictwa, to można było usłyszeć ‘Panie, jakie czytelnictwo, pokazujecie jakieś miliony a sprzedajecie ledwo 400 tys. nakładu’. I cześć, i chuj, nie przetłumaczysz.
Dlatego dla wszystkich ze wstrętem do matematyki wykraczającej poziomem poza mnożenie (powaga, statystyka związana z czytelnictwem była na poziomie podnoszenia do potęgi 3), stosowało się wskaźnik bardzo konkretny, namacalny i w pełni policzalny, czyli różne rodzaje sprzedaży. Różne, bo w niektórych była sama sprzedaż egzemplarzowa, w innych doliczało się prenumeratę, jeszcze gdzieś tam wchodziły tzw. inne płatne formy rozpowszechniania, potem zaczęliśmy uwzględniać e-wydania. No ale z grubsza dało się to policzyć co do sztuki.
I na podstawie parametrów zasięgowych, jak czytelnictwo przeciętnego wydania i rozpowszechnianie płatne razem (albo sprzedaż ogółem), można było zestawić ranking tytułów, od najbardziej do najmniej poczytnych. A potem jak się jeszcze policzyło koszty dotarcia do 1000 nabywców/czytelników, to już w ogóle bajer, bo oprócz rankingu dostawaliśmy jeszcze prościutkie studium opłacalności ekonomicznej.
Do dzisiaj słychać płacze, że Tusk był chuj, bo dawał tylko swoim (GW, Newsweek, Polityka), a dobrych chłopaków z prawicy szkalował, odsuwał na boczny tor i głodził. To oczywista nieprawda, bo jakie PO było, takie było, ale płaciło nie ‘swoim’ i nie ‘po uważaniu’, tylko z grubsza rankingowo. I oczywiście można w to nie wierzyć, i powtarzać różne brednie, ale nic nie poradzę na to, że wydatki państwa i jego firm, były w dość prosty sposób skorelowane z potencjałem poszczególnych tytułów.
A jak jest dzisiaj? Otóż wahadło wychyliło się w drugą stronę tak bardzo, że ‘swoi’ dostają furę szmalu, niezależnie od tego jak wypadają w badaniach, a zdrajcy polskiego naroda nie dostają nic. Argumenty merytoryczne zostały zastąpione ideologicznymi, ku wielkiemu zaskoczeniu nikogo.
JAK WSZYSTKO WIESZ, TO PRZESKOCZ TUTAJ
Przynudziłem we wstępie, ale przynajmniej teraz każdy kto to przeczyta, będzie wiedział o co w wydatkach państwa na media chodziło, jak były w przybliżeniu ogarniane i dlaczego tak, a nie inaczej. Ale jak wspomniałem, tak było kiedyś, bo teraz już nie. Zaraz wam pokażę, jak bardzo nie.
Na wstępie spojrzałem na czytelnictwo, sprzedaż i dane dotyczące witryn poszczególnych tytułów. Dane są ogólnodostępne na stronie PBC, obejmują okres kwiecień-wrzesień 2022 (agreguje się fale miesięczne do dłuższych okresów, choćby po to, żeby zniwelować okresowe wahania). Całość wygląda jak poniżej, jak ktoś chce sprawdzić, czy nie jestem zakłamanym agentem wpływu opłacanym szeklami Sorosa, może sobie zajrzeć pod ten adres PBC wszystkie badane tytuły oraz tutaj PBC czytelnictwo.
Dzienniki i tygodniki opinii wyglądają jak poniżej.
A jak się to przekłada na kasę? Potwierdza się to, co pisałem wcześniej. PO przynajmniej udawało, że kieruje się jakimiś wskaźnikami i optymalizuje koszt dotarcia do zainteresowanych, PiS opłaca swoich bez jakiegokolwiek poczucia obciachu.
Najpierw wydatki cennikowe podmiotów państwowych w latach rządów PO. Przyjrzyjcie się bardzo uważnie kolejności, następnie zerknijcie na obrazek powyżej i zobaczcie, jak bardzo niewiele różnią się kolejnością. Tyle, że powyżej rozdzieliłem dzienniki i tygodniki, a w przypadku wpływów dałem razem, sortując pod względem kwot łącznych.
Wszystkie wyliczenia są podawane w zaokrągleniu i są przybliżone, bo nie mam spółek państwowych zesłownikowanych. Więc o ile taki Orlen czy PKO uwzględniam, to jakieś mniejsze rzeczy mogą przemknąć pod radarem. Ale też te mniejsze podmioty wydają na tyle mało, że ich uwzględnienie bądź nie, zmienia kwoty o ułamki procenta. Więc nie przekłamuję za bardzo.
A jak wygląda odkąd PiS rządzi? Inaczej.
Kasa idzie przede wszystkim do swoich, a kwestie zasięgowe szpachluje się dość neutralnym Dziennikiem czy Rzepą. I niech was nie zmylą jakiekolwiek pieniądze dla GW. Tam się ogłasza wyłącznie GUS oraz urzędy miast, gmin, marszałkowskie i ZTM Warszawa. Orlenu czy NBP tam nie znajdziecie.
Zresztą taki Orlen to rekordzista – w roku 2021 cennikowo wydał 27 milionów, z tego 16 baniek podzielił między Sieci, Gazetę Polską, Gazetę Polską Codziennie i Do Rzeczy. Teraz poszukajcie tych tytułów w pierwszej tabelce, tej z czytelnictwem i sprzedażą. Dodajcie sprzedaż (bez GPC, bo ten tytuł nie jest monitorowany). Ile wyszło? Coś koło 80 tys., prawda? To teraz zerknijcie na wynik Polityki. Wiecie ile Orlen wydał w Polityce, było nie było największym tygodniku opinii w tym kraju.
Ani grosza.
Wiecie kto się w Polityce ogłaszał rok temu? GUS, jedno ministerstwo, jedno muzeum i urzędy miast. Widzicie wzór?
Dobra, to jeszcze Newsweek. Urzędy miast, ministerstwo i partia Prawo i Sprawiedliwość. Fakt jej zareklamowania w Newsweeku znajduje celnie wymierzonym splunięciem w twarz redaktora Lisa. Bardzo celnie wymierzonym.
I tak właśnie, drogie dzieci, wygląda pompowanie pieniędzy z kieszeni waszych do kieszonek ludzi dobrze żyjących z władzą. Opłaca się siedzieć w dupie Prezesa tak głęboko, że głową dotyka się już podniebienia. I niech to będzie pointą dzisiejszej lekcji z przedmiotu ‘Jak się ustawić w aktualnej sytuacji politycznej’, dziękuję za uwagę.
A teraz wracam do swojego kącika, żeby kultywować zen i robić ćwiczenia oddechowe oraz masować nerw błędny. No to trzymajcie się tam w tym chlewie obsranym gównem.
PS Sorry za rozjechane obrazki, chciałem żeby było coś na nich widać bez konieczności ściągania ich na urządzenie albo otwierania w nowym oknie.
Nie że jakoś kocham dziki miłością szaloną, ale pomysł wystrzelania 210 tys. sztuk wydał mi się nieco ekscentryczny. Zwłaszcza, że PZŁ ocenia populację dzików na 215 tysi, co oznacza, że to nie polowanie, nie obława, nie łów, lecz planowe niszczenie gatunku.
Co się w sumie zgadza, gdyż tęgie umysły z ministerstwa tego i owego wykombinowały, że jak się odjebie większość dzików w Polsce, świnie przestaną zapadać na ASF, czyli afrykański pomór świń. No dobra, ale co właściwie mają wspólnego dziki z zapadaniem świń na African Swine Fever?
W sumie nie zdziwiłem się bardzo, że elementem wspólnym dla chorych dzików i chorych świń jest wyłącznie człowiek. I to właśnie przez totalną wyjebkę polskich hodowców i polskich celników, głowę dadzą polskie dziki. Sprawa mianowicie wygląda tak.
Za ochronę hodowli przed pomorem odpowiada właściciel gospodarstwa i głównie od niego zależy, czy będzie miał problem i zacznie krzyczeć „wybić te kurwy zębate, dziki”, czy problemu mieć nie będzie. Za rozwlekanie wirusa na duże odległości odpowiadają ludzie nie dziki. I ogólnie, jako gatunek, dajemy dupy tak, że strach.
Hodowca/rolnik może ochronić swoje stado, stosując się do zasad ochrony przed ASF. Konieczne jest przestrzeganie bioasekuracji, i ja wam szybciutko wymienię niektóre z zaleceń.
Można zabezpieczyć gospodarstwo świniowe podwójnym ogrodzeniem, na podmurówce, minimum 1,5 metra wysokości. Trzeba ograniczyć możliwość wchodzenia na fermę. Wchodzący powinni umówić się wcześniej, wziąć prysznic, ubrać się w ubranie z fermy, zaparkować w odpowiednim miejscu i unikać bezpośredniego kontaktu ze świniami.
Trzeba wprowadzić program zwalczania gryzoni i zabezpieczyć tak zwaną szczuroszczelność, czyli tak wykończyć i przystosować budynki fermy, żeby gryzonie nie miały jak wejść. Okresowa dezynsekcja. Zabezpieczenie budynku przed dostępem zwierząt domowych. Utrzymywanie świń w pomieszczeniach zamkniętych. Prowadzenie rejestru samochodów do transportu świń wjeżdżających na teren gospodarstwa. Prowadzenie rejestru wejść osób do pomieszczeń ze zwierzętami. Jednym słowem dużo zawracania dupy.
No i takie drobiazgi jak wdrożenie programu czyszczenia i dezynfekcji pomieszczeń gospodarczych oraz sprzętu mającego kontakt ze zwierzętami. Na koniec wreszcie trzeba czyścić ubranie i gumiaki, w którym się wchodzi na fermę. A najlepiej to się przebrać, o czym wspomniałem wcześniej.
Widzicie ile tego? Sporo. A wiecie, z czym te wszystkie czynności się wiążą? Z kosztami. A przecież rolnicy i hodowcy u nas biedni, ledwo wiążą koniec z końcem, szczawiu jeno skubną, wodą źródlaną popiją, na przednówku łobodę jedzą. No to skąd oni mają brać pinionc na takie inwestycje?
Zresztą, kto zechce w tym kraju popełnić polityczne samobójstwo i powie rolnikom i hodowcom, żeby sami się zabezpieczyli przed ASF? Cimoszewicz powiedział, zgodnie zresztą z prawdą, że przed skutkami powodzi rolnicy powinni się ubezpieczyć, i co go spotkało? No, ja pamiętam, a wy poczytajcie.
Wspomniałem też o celnikach, którzy pozwalają wwozić trefną trzodę z Ukrainy czy z Rosji. No i co teraz? Ktoś ma stać nad nimi i pilnować, żeby nie wpuszczali? Przecież to kosztuje. A skąd na to brać?
Więc łatwiej odjebać prawie całe pogłowie dzików.
Warto tutaj wspomnieć słowa ministra środowiska, który powiedział, że PZŁ chuja wie, że on nie wierzy w liczenia dzików odbywające się w Polsce, i że dzików może być od 200 do nawet 500 tys.
Ja bez kozery powiem milion dwieście, bo mi tak wyszło z estymacji. Kiedyś na Białołęce widziałem 20 dzików na 50 metrach kwadratowych, poodliczałem różne tereny zielone, rzeki, stawy i jeziore, pomnożyłem, podzieliłem, i wyszło mi, że w kraju mamy 1 247 552 dziki. Moja liczba jest lepsza, bo dokładna a nie jakoś brzydko zaokrąglona.
Minister powiedział też, że sama bioasekuracja nie wystarczy, i że wirusa należy eliminować z przyrody.
No to ja życzę powodzenia. I pozwólcie, że zacytuję tutaj profesora doktora habilitowanego Zygmunta Pejsaka, który o takie rzeczy wypisuje w internetach:
Wirus ASF jest wyjątkowo oporny na działanie czynników środowiskowych i ma następującą przeżywalność:
w glebie zanieczyszczonej zakażoną krwią (a tego będzie na megatony) – kilka miesięcy
w śledzionie zakopanej w ziemi – 280 dni
w kojcach, w których przebywały świnie – 4 miesiące
we krwi w 4 stopniach C – do 18 miesięcy
wirus wytrzymuje przedział pH – od 4 do 13, co oznacza od dołu piwo, ale od góry już wodorotlenek sodu. Jasne, przeżywalność liczy się w minutach, ale jednak
w wędlinach dojrzewających – 300 dni
w mięsie zamrożonym – do 15 lat
W zasadzie, żeby tego gnoja zabić, trzeba przez minutę gotować mięso w temperaturze 80 stopni. Odporna, zjadliwa menda.
Oszczędzę wam opisu procedur dezynfekcyjnych po zakażonych sztukach, ale w grę wchodzi podchloryn sodu i wapnia, soda kaustyczna, kwas solny czy pary formaldehydu. Wiara w to, że myśliwi nie rozwleką wirusa jeszcze bardziej jakoś nie ma do mnie przystępu.
Właśnie, skoro jesteśmy przy myśliwych. Pomimo tego, że za loszkę państwo płaci 650 ziko brutto a za pozostałe sztuki 300, podobno łowcy wielcy koronni wcale nie palą się do tej masowej egzekucji, gdyż strzelanie do ciężarnych loszek uznają za pierdolone barbarzyństwo.
PZŁ twierdzi, że wszystko idzie zgodnie z planem, realizowane są plany łowieckie, masowy odstrzał nie zagraża pogłowiu dzików, bo one się mnożą jak króliki, i że cel przewidujący ograniczenie populacji dzika do poziomu 0,1 osobnika/km2 jest realizowany bez przeszkód. Jednym słowem tip-top.
Czytałem różne opinie, jedni twierdzą, że zniesienie ograniczeń sezonowych i zezwolenie na wykorzystanie noktowizji w polowaniach to przejaw kompletnego zbydlęcenia ludzi z ministerstwa. Drudzy mówią, że tylko nokto i miotacze ognia zatrzymają triumfalny pochód ASF nad Atlantyk. Banda stetryczałych profesorów i doktorów, co to w życiu w lesie ze sztucerem nie była twierdzi, że możemy strzelać do usranej śmierci i nic to nie da bez bioasekuracji. Możemy poczytać raport NIK, gdzie stoi jak byk, że skoro 74 proc. gospodarstw w Polsce północno-wschodniej nie wprowadziło niezbędnych zabezpieczeń zgodnych z zasadami bioasekuracji, to cały misterny plan w pizdu. I że hodowla przyzagrodowa niweczy go jeszcze bardziej, nie mówiąc o nielegalnych handlu świniami pochodzącymi z terenów ognisk ASF. I tak dalej, i tym podobne.
No więc ja, po przeryciu się przez te materiały, utwierdziłem się jeszcze bardziej w przekonaniu, że rządzą nami idioci. I to tacy po nastajaszczy horror szoł tępi, że całujta mnie w żopsko.
Gewałt okrutny, bo Piekara ma zapłacić PÓŁ MILJONA ZŁOTYCH. PÓŁ MILJONA! DOSTAJESZ AWANS SKURWYSYNU! JEBANY AWANS!
Tu obrazek, z którego pochodzi powyższy tekst. Wolę dmuchać na płatki śniegu (rys. Jakub Dębski aka Dem, http://demland.info/)
Nie pierwszy raz Jacku niepokornemu wyrwał się z krtani chujowy tekst. Wcześniej nawywijał z nagrodą Zajdla i nałgał na temat Witka Siekierzyńskiego. Głową Borysa Budki chciał tłuc tak długo o mur, aż by się mózg wylał, ot, taki śmieszek.
Jacku postanowił podzielić się również swoimi światłymi myślami na temat Doroty Wellman. Nie spodobało mu się, że popiera protesty przeciwko zaostrzeniu ustawy aborcyjnej i wyrzygał taką oto laurkę.
Wellman chyba się trochę wkurwiła, a może postanowiła po prostu dać Jacku nauczkę, tego nie wiem. Dość powiedzieć, że odbył się proces i literat Piekara dostał PÓŁ MILJONA KARY ZA WOLNOŚĆ SŁOWA!!!
W ogóle cała akcja była hilaryjna. Nie odbierał zawiadomień z sądu, bo ten wysyłał je na adres jego zameldowania a Piekara się tłumaczył, że on tam nie mieszka i że ta pani przyszła w tym futrze. Tłumaczenie, że się gdzieś nie mieszka i dlatego się nie odbiera zawiadomień o procesie i rozprawach rozbawiło sąd i wszystkich ludzi mających mózgi, do łez. No bo jakby nieodbieranie korespondencji dawało immunitet, to mielibyśmy zajebisty burdel w tym archeo. Aha, o wysyłce na adres zameldowania mówi sąd, literat twierdzi, że taki chuj, on tam nigdy nie mieszkał a adres sąd wyssał z brudnego palucha. Nie przestawił jednak dowodów, że mieszka gdzie indziej a w innym pokrzywdzonym wywiadzie twierdzi, że jednak kiedyś tam mieszkał, ale już nie mieszka. Więc ja się jednak przychylę do wersji sądu.
Wyrok też skandal, PÓŁ MILJONA ZA WOLNOŚĆ SŁOWA!!! I co ciekawe, literat mógł go na luzie uniknąć, kasując feralny wpis i przepraszając za niego Dorotę Wellman. Ale pewnie stwierdził, że nikt mu nie będzie groził, nie usunął, nie przeprosił i teraz zabuli PÓŁ MILJONA ZA WOLNOŚĆ SŁOWA, SKURWYSYNU!!!
Tyle, że niekoniecznie.
Koszty wyglądają bowiem następująco:
– wpłata 25 tys. na cel charytatywny
– 6 tys. kosztów procesu
– przeprosiny w dwóch zasięgowych pismach, podobno w tym przypadku sąd w wyroku podał bardzo szczegółowe informacje dotyczące tytułów, formatów i częstotliwości ukazywania się przeprosin.
I to ostatnie Piekara wyliczył sobie na 427 tys. złotych.
Sąd okazał się być prawdziwym zwyrolem i powiedział „Piekaro, emituj całą trzecią stronę w piątkowej Wyborczej (289 500 zł) i trójkę w czwartkowym Fakcie (185 000 zł). Wtedy faktycznie, wychodzi pół miliona. Mam jednak wrażenie, że nawet jeżeli sąd podał format, to nie wnikał na której ma to być stronie i w jaki dzień. Ergo mówienie o PÓŁ MILJONIE ZA WOLNOŚĆ SŁOWA jest prawdopodobnie taką samą prawdą jak to, że Franz miał strzelać do papieża.
No bo popatrzmy. Według słów Piekary sąd wskazał tytuły, formaty i częstotliwość ukazywania się reklam. Według mnie częstotliwość oznacza w tym przypadku jedna w tym tytule, druga w tym. Jeżeli sąd wskazał faktycznie Fakt i GW, to zamiast płakać jak mała dziwka bez szkoły, Piekara powinien walnąć czarno-białe przeprosiny na stronach redakcyjnych w sobotę, co będzie go kosztować w GW 82 500.
W Fakcie może z kolei przycelować w wydanie wtorkowe, środowe albo sobotnie i za jedną stronę w drugiej połowie pisma zapłacić 90 000 zł.
Jeżeli sąd stwierdził, że Fakt jest mało poważnym i jeszcze mniej poważanym tytułem, i wskazał Rzepę, to Piekara ma jeszcze luksusowiej, bo tam odległa strona redakcyjna kosztuje 72 400 zł. A jak wyemituje reklamę w wydaniu sobotnio-niedzielnym to ma z cennika automatyczny rabat 20%. Czyli 57 920 zł.
Właśnie, rabat.
Po działach reklamy wszystkich firm krążą legendy o kliencie, który zapłacił za reklamę kwotę cennikową. Nikt go nigdy nie widział, ale poszukiwania tej mitycznej istoty trwają nieustannie. Niech mnie koleżanki i koledzy pracujący w sprzedaży poprawią, ale wydaje mi się, że klient z ulicy bez jakiegokolwiek skilla negocjacyjnego, może według mnie liczyć na jakieś 10% rabatu za to, że w ogóle chce się ogłaszać jak zwierzę w papierze.
Załóżmy, że literat Piekara ma takie umiejętności negocjacyjne jak potrafi w twittera i dostał z litości 10%. Co oznacza, że za emisje w GW i Rzepie (tutaj dali mu tylko 20% za weekend) zapłaci 132 170 zł.
Razem z kosztami procesu i charytatywką wyjdzie mu w sumie 163 170 zł. No ale PÓŁ MILJONA ZIKO ZA WOLNOŚĆ SŁOWA brzmi lepiej i bardziej sensacyjnie, nie?
Mógłbym tak sobie siedzieć i liczyć długo, ale bez szczegółowych danych nie ma to sensu. A jeżeli sąd nakazał konkretne tytuły, formaty, strony i dni tygodnia, to Piekarze zawsze zostaje negocjowanie rabatu ze sprzedażą zamiast krzyczenia na pół internetu o PÓŁ MILJONA ZIKO ZA WOLNOŚĆ SŁOWA.
I ja bym nawet się tak nie natrząsał z literata gdyby nie fakt, że ten człowiek był naczelnym w magazynach Click! Fantasy, Fantasma i Fantasy oraz dziennikarzył w Świecie Gier Komputerowych, Gamblerze i Click! I jako taki, powinien o rynku prasy wiedzieć cokolwiek.
Jakby ktoś miał mieć boleści, to zaznaczam: SPOJLER.
Poniedziałkowy odcinek Gry o Tron tak mi się spodobał, że ostatecznie porzuciłem koncepcję napisania recenzji a’la Wiedźmin do ostatniego sezonu. Zamiast tego stworzyłem impresję na temat. Poniżej zaś objaśnienie pewnej palącej kwestii.
Kilka osób podejrzewa mnie o to, że chuja tam wymyśliłem smoka-zombie, bo on był w trailerach i wycieku. Jedyne trailery do GoTa obejrzałem przed drugim sezonem. Bardzo się zajarałem. Potem już nie oglądałem, bo nie czułem takiej potrzeby. Nie wiem więc, czy w trailerach do siódmego sezonu był smok-zombie.
Nie dawałem faka za wycieki, bo jedna wersja zaprzeczała drugiej, po czym wszystko falsyfikowała trzecia, a całość jeszcze raz odkręcała czwarta. Moja rozkmina szła nieco innymi drogami.
Daenerys ląduje w Westeros. Wlecze ze sobą potężną siłę: Nieskalanych, dziki i gwałtowny tłum Dothraków, flotę z Żelaznych Wysp a do tego trzy wielkie smoki, które stoją na szczycie łańcucha pokarmowego i praktycznie nie mają naturalnych wrogów. Wszystko to spowodowało przepakowanie Daenerys. To jest zupełnie tak, jakbyście w Diablo II postacią, którą przeszliście Hell, wrócili na Normal. Baal pada od jednej serii młotków Hammerdina. Tak samo tutaj – Daenerys spuszcza całą swoją menażerię ze smyczy i po niecałym tygodniu może sobie usiąść na lekko nadtopionym Żelaznym Tronie.
W trakcie sezonu Varys z Tyrionem tłumaczą jej, że nie może podbijać Westeros Dothrakami, bo to ją ustawi w złym świetle w oczach poddanych. A jak wiemy, Daenerys twardo walczy o równość i sprawiedliwość społeczną, więc ma skrupuły. To było pierwsze nerfienie postaci.
Następnie wujek Euron topi flotę, niwelując obecność Danerys na wodach, którymi Westeros opasan. No i Dany traci dwie sojuszniczki, które niby były trochę kwiatkami do kożucha, a trochę jednak nie – Olena była jednak zawodniczką wagi superciężkiej, której siła tkwi nie w armii stojącej za jej plecami a w zabójczo precyzyjnym intelekcie i wyrobioną przez lata umiejętnością knucia intryg. Matka Smoków to przy niej nawet nie terminatorka, hehehe.
Jednak to trochę za mało, bo przecież w dalszym ciągu wypalenie kawałków Królewskiej Przystani do szkła nie stanowiłoby dla niej problemów. Jasne, byłyby postronne ofiary, ale to jest przecież wojna, do kurwy nędzy, na wojnie cywile giną. No więc trzy smoki zaorałyby Lannisterów w minutę osiem. Co prawda ich maester wymyślił działko przeciwlotnicze rodem z Hobbita i jego ograniczoną skuteczność widzieliśmy podczas nierównego starcia z Jamiem. Tam Bronn dał radę zranić jednego smoka. Ale dalej są dwa, żeby wojna o tron miała jakikolwiek sens Daenerys musi stracić jeszcze przynajmniej jednego.
Nie ma bata, żeby dała sobie go ponownie strącić zwykłą strzałą, dlatego naturalnym kierunkiem, w którym podążyły moje myśli była daleka Północ. Tam jest Nocny Król, który ma moce, które mogą zmóc smoka. Nie wiedziałem tylko, jakim cudem Dany zapałęta się za Mur i bardziej liczyłem na to, że Jon z ekipą przywlecze jednego zombie, przy pomocy którego udowodni bezspornie gdzie leży prawdziwe zagrożenie.
Z powodu krótkości sezonu stało się inaczej i straciła Viseriona podczas wyprawy ratunkowej. Tutaj też chciałbym wyśmiać wszystkich robiących sobie podśmiechujki z tego, że Nocny Król jest w stanie miotać magiczne włócznie tak celnie i tak daleko. Celnie nie zawsze, bo drugi smok dał radę zrobić unik. A tak daleko? Magiczne stworzenie, liczące sobie tysiące lat jest w stanie miotać włócznią tak daleko, jak tylko zechce. Niekonieczenie zawsze celnie, ale daleko na pewno tak.
No i last, but not least. W jaki inny sposób Nocny Król miałby przełamać magiczną potęgę Muru jak nie przy pomocy pieprzonego smoka? Owszem, tłum nieumarłych tworzących piramidę podobną do tej z World War Z, byłby atrakcyjny, ale smok zamrażający obrońców będzie atrakcyjniejszy.
Polacy znowu pokazali, że mają jaja i nie będzie Niemiec pluł nam w twarz ni dzieci nam islamił.
Sondaż dla Polityki zrobił IBRIS. Aż poszedłem sprawdzić, co to za instytucja, bo przecież to mogli być jacyś szemrańcy. No nie, badania zlecał im PWC, Deutsche Bank, mBank, Rzeczpospolita. A więc nie jakieś chujaszcze biznesiki tylko duże firmy, które raczej nie są skłonne płacić miljorda ziko za raport, który nadaje się wyłącznie do podtarcia dupy. Próba tysiącosobowa, czyli standard. Zakładam również, że potrafią taką próbę dobrać dobrze, bo gdyby nie potrafili, już by ich na rynku pewnie nie było. Ale jak ktoś wie coś skandalicznego czy dyskredytującego o IBRIS, proszę o komentarz.
Ustaliwszy zatem, że goście są raczej spoko, popatrzyłem w pytania, jakie zadano respondentom. Brzmiały one tak:
Czy Polska powinna odmówić przyjęcia uchodźców, nawet jeżeli wiązałoby się z utratą funduszy unijnych?
Czy Polska powinna odmówić przyjęcia uchodźców, nawet jeżeli wiązałoby się to z koniecznością opuszczenia przez nasz kraj struktur Unii Europejskiej?
Po burzliwych obradach w gronie, doszliśmy do wniosku, że postawienie pytań w opcji „Czy Polska” zamiast „Czy powinniśmy” oraz wrzucenie do nich słowa „nawet” spowodowało zwiększenie liczby odpowiedzi „zdecydowanie i raczej tak.” Dlatego nie wkurwiam się, że ponad połowa. Wkurwiam się, że w ogóle. No ale dziwnym nie jest, propagandowe pranie mózgów robi swoje.
Nasza dzielna husaria, która zanieczyszcza pantalony na widok opalonego sąsiada, odpowiedziała jak poniżej. Odpowiedzi pozwoliłem sobie ująć w zgrabne wykresy kołowe, których nie powinno się robić, ale zrobiłem wyjątek, bo dobrze widać skalę chujozy, nawet biorąc pod uwagę zastrzeżenia dotyczące pytań.
Poniżej odpowiedzi na pytanie o utratę funduszy unijnych
Zajebiste wykresy mojego autorstwa na podstawie danych IBRIS.
A tutaj konieczność wyjścia z UE
Zajebiste wykresy mojego autorstwa na podstawie danych IBRIS.
Jakaś połowa moich rodaków (zakładamy, że metodologia nie kulała i wynik się skaluje na społeczeństwo) to przestraszeni głupcy, którzy dali sobie wmówić, co następuje:
Nie wszyscy muzułmanie to zamachowcy, ale wszyscy zamachowcy to muzułmanie
Przyjadą do nas wyłącznie silni i wysportowani mężczyźni, którzy natychmiast ściągną swoje wielodzietne rodziny, które zniszczą polską tkankę społeczną
W Małochwieju i Radecznicy powstaną sharia law no go zone
Łunia (koniecznie Łunia, nigdy Unia) nas niewoli, bo jak to tak urzędnik z Brukseli będzie nam mówił, co mamy robić.
Na przykład nie będzie nam nikt mówił, żeby nie rozwalać TK czy KRS-u. Czy też innych instytucji będących gwarantem nowoczesnej demokracji.
Ślimaki to ryby i bada się krzywiznę bananów w Łunii, więc co oni wiedzą
Za komuny było lepiej
Dalibyśmy sobie radę bez ich pieniędzy, zresztą w telewizji powiedzieli, że więcej wpłacamy niż dostajemy od tych złodziei…
Tutaj warto by wytłumaczyć, skąd chwilowa zadyszka w 2016 roku, w wyniku której po raz pierwszy wpłaciliśmy więcej niż wyciągnęliśmy, ale nie chce mi się wszystkiego tłumaczyć, bo to 5 sekund guglania i pierwsze linki robią robotę.
Napiszę tylko, że przez pierwsze 11 lat naszej obecności w UE zyskaliśmy NETTO około 74 mld euro. Napiszę to z zerami, może się przebije do niektórych tępych mózgów: 74 000 000 000 euraczy. Po obecnym kursie 314 287 000 000 złotych, nie uwzględniam wahań kursu i inflacji, bo mi się nie chce bawić w skomplikowane cyfry, to krótka notka na stronie a nie analiza polskiego wkładu w UE.
Z tych pieniędzy powstało kilka niszowych projektów, jak na przykład SIEĆ PIERDOLONYCH AUTOSTRAD I JEBANYCH DRÓG EKSPRESOWYCH. Niektóre gminy fundnęły sobie w końcu kanalizację, oczyszczalnie ścieków, zrewitalizowały zapuszczone ryneczki, połatały drogi i ulice. No takie tam drobiazgi, bez których świetnie sobie do niedawna radziliśmy.
W zasadzie mógłbym z tego zrobić trawestację skeczu z Żywota Briana, o tym co nam dali Rzymianie, ale to nie ma sensu, bo przeciwnicy Łunii Monty Pythona raczje nie widzieli, a w wyliczenia i tak nie uwierzą.
Tak patrzę na te wyniki i myślę sobie o biednych Anglikach, którzy uwierzyli Nigelowi Farage’owi i zafundowali sobie Brexit. Przy czym część z nich kombinowała, że ten Brexit będzie wyglądał tak, że sobie z tej Łunii, czy też Unioon wyjdą, ale dopłaty unijne zostaną (jak myśleli mieszkańcy rolniczych rejonów Walii).
Może czas wytłumaczyć Polakom, że jak wyjdziemy z Łunii, i zostaniemy z palcem w dupie, to przy bliższych oględzinach może okazać się, że to nie palec tylko kutas. Putina.
Nie sądziłem, że damy radę tak się wystraszyć siedmiu tysiącom uchodźców.
Słowo na dzisiaj to konfuzja. I zamęt, grubymi nićmi szyty.
Zgodnie z definicją słownikową, konfundować (łac. confusio – zamieszanie, lub łac. confudere – zsypywać, mieszać, plątać) oznacza zbijać z tropu, przyprawiać o zmieszanie, zakłopotanie, peszyć, zawstydzać.
Oczywiście prawnicy gonna prawniczyć, i u nich każde słowo znaczy coś innego, a na dodatek w ramach jednego słowa, jego znaczenia mogą się różnić. Wiecie, proste prawo, prosty język, proste, nie?
Nie inaczej jest tutaj. Jedno znaczenie jest podobne do naszego i oznacza pomyłkę lub bycie w błędzie. Drugie znaczenie natomiast obejmuje instytucję prawa cywilnego (confusio), która powstaje w wyniku połączenia długu i wierzytelności w jednej osobie, powodując wygaśnięcie zobowiązania bez zaspokojenia wierzyciela. Na polski oznacza to mniej więcej tyle, że w wyniku sprytnych działań na rynku finansowym, sami sobie jesteście winni hajs, więc nie musicie się rozlicząć, i nie ma przypału.
Ja jednak nie o tym. Chciałem powiedzieć słowo o wyborach. Ale jako że na polityce się nie znam, i na dodatek mam na nią wyjebane, moje słowo o wyborach nie będzie mundrą analizą przyczyn (Clinton palił trawę, ale się nie zaciągał) i ewentualnych skutków (wojna bydzie, przed wojno też był wungiel we wiosce), tylko obrazem ludzi, którzy głosowali na oboje kandydatów. Namalowanym najlepiej jak się da, czyli liczbami.
Żadne skomplikowane analizy, po prostu kilka wykresów pokazujących, kim są wyborcy poszczególnych kandydatów, i jakie mają przekonania, wizję świata, Ameryki i przyszłości. Komentarz ode mnie oszczędny.
W komentarzach na fejsie, jeszcze przed opublikowaniem notki, pojawiło się zastrzeżenie, że wyborcy DT czuli obciach, i się nie przyznawali, i że trzeba brać na to poprawkę. Poczyniłem pewne założenia (20% ankietowanych telefonicznie skłamało ze wstydu, wszyscy wypełniający anonimowe ankiety pisemne odpowiadali zgodnie z prawdą). Przeliczając te 20% kłamiących na całość, daje to 3% nieprawdziwych odpowiedzi. Fajn baj mi, mogę to bez problemu pominąć w rozważaniach.
A teraz do roboty, bo wykresy same się nie zrobią.
Białe procenty to udział wyborców HC (demokraci) lub DT (republikanie) w danej grupie (płeć, wyznanie, wiek etc.). Żółte to udział danej podkategorii w kategorii nadrzędnej, całościowej. Na przykładzie pierwszego obrazka sobie to zrobimy, potem będzie łatwo.
Demografia; opracowanie: R.Teklak
Kategorie nadrzędne na tym zdjęciu to Płeć i Miejsce zamieszkania. Podkategorie to odpowiednio mężczyźni i kobiety (Płeć) oraz miasta 50k+ (50k+ oznacza powyżej 50 000 mieszkańców), suburby (nie chciało mi się szukać zręcznego tłumaczenia na polski) oraz małe miasta i wsie.
Białe procenty na słupku mężczyźni oznaczają, że 41% mężczyzn głosowało na HC, a 53% na DT. Szary pasek pośrodku oznacza brak danych (ankieter nie dopytał przez telefon, respondent nie uzupełnił odpowiedniego pola w ankiecie pisemnej, masaj, te rzeczy). Żółte 48% nad kategorią mężczyźni oznacza, że w grupie głosujących 48% stanowią mężczyzn. Poniżej widzimy 52% dla kobiet, i wszystko się zgadza, nawet nam się sumuje do 100%.
Są miejsca, gdzie się do 100% nie sumuje, wynika to z błędów zaokrągleń. Bo widzicie 33,4%, 30,2% i 36,4% to razem 100%, ale jak wrzucimy to do wykresu i dla lepszej czytelności obetniemy miejsce po przecinku, to robi się z tego magicznie procentów 99. Sami sprawdźcie.
No więc kim są ci ludzie, którzy wybrali do Białego Domu szaleńca. Albo geniusza, nie wiem, nie podejmuję się oceniać, bo jak mówiłem, nie znam się i mam wyjebane.
DT cieszył się większym poparciem wśród panów, aczkolwiek tak wysoki odsetek głosujących na niego kobiet jest dla mnie zjawiskiem prosto z wiktymologii. Dwa razy więcej osób głosowało na niego w małych miastach i na wsiach, w najliczniejszych w Ameryce suburbiach walka była wyrównana. Więc na razie mamy małomiasteczkowych ziomków z ich Karynami. Dobry początek, potwierdzający naszą intuicję, że na tego kandydata mogli głosować tylko meszuge.
Demografia; opracowanie: R.Teklak
Na DT zagłosowali starzy ludzie, ale to nie jest tak, że nie uwiódł również młodzieży szkolnej, co trzeci głosujący poniżej 30 roku życia oddał głos na kandydata Republikanów. I ponownie, wśród najliczniej reprezentowanej w populacji grupie wiekowej (powyżej 45 lat) DT zdobył przewagę blisko 10pkt%. Starzy szaleńcy z zadupiów.
No i wybrali go biali. Ponownie, Latynosi i Azjaci głosujący na DT to fenomen do zbadania przez psychologów, psychiatrów oraz wiktymologów, i tak dalej.
Białe Sebiksy, Karyny, oszołomieni Latynosi i Azjaci w wieku powyżej 45 lat. Kurde, to dalej nie jest jakiś przesadnie zły elektorat. Na DT nie głosowały bezzębne rednecki. No, może nie wyłącznie bezzębne rednecki.
(tutaj będzie rasistowski dowcip. Wiecie co to jest 2 jaja i 100 zębów? Krokodyl. A 100 jaj i 2 zęby. White trash trailer park. Dziękuję za uwagę i zrozumienie, jest 3:02).
White trash, dosł. biały śmieć. Pejoratywne, stereotypowe określenie białych obywateli USA usytuowanych najniżej w kategorii klas społecznych. Brak wykształcenia, brak pieniędzy, brak perspektyw, brak opieki dentystycznej.
Trailer park, dosł. park przyczep. Wielkie połacie terenu obstawione przyczepami mieszkalnymi, w których mieszkają ludzie znajdujący się na bądź poniżej granicy ubóstwa. Mieszkańcom tych miejsc stereotypowo przypisuje się zachowania patologiczne, dysfunkcje społeczne, wysoką przestępczość i gotowanie chujowej jakości metaamfetaminy.
Demografia; opracowanie: R.Teklak
Jeżeli chodzi o wykształcenie, zostawiłem ich progi szkolne w oryginale, bo nie wiem, jak to się przelicza na nasze. Popatrzcie na dwie najliczniejsze kategorie (obie po 32% udziału w populacji) – some college/associate i college graduate. Widzicie to? Wśród pierwszej grupy DT miał najwyższe poparcie. W drugiej ustąpił HC o nędzne 4pkt%. Więc to nie jest tak, że głosowali na niego wyłącznie white trashe z trailer parku. Udało mu się oczarować całkiem spore rzesze wykształconych ludzi.
I następna kategoria, czyli rasa plus wykształcenie. Owszem, kolorowi zdecydowanie za HC, ale niestety dla niej, jest ich liczebnie mniej. A ci, których jest więcej, chętniej oddawali głos na DT. Było ich tak prawie dwa i pół raza więcej w podkategorii biali bez college’u, i o 4pkt% więcej w podkategorii biali z collegem. Ponownie, to nie white trashe z trailer parków wybrali DT. No, może trochę ich też tam było, ale nie stanowili oni jego wyłącznej grupy wyborczej.
Siostro, wyprowadzamy pacjenta z tego stuporu żwawo.
Demografia; opracowanie: R.Teklak
Moja ulubiona kategoria, w której Polacy zawsze kłamią, a Amerykanie to nie wiem. Dochody. Tylko popatrzcie. To nie tak, że DT był faworytem biedoty zarabiającej do 50k$ rocznie. Ba, on tam miał około 10pkt% straty do HC. DT wybrała dobrze sytuowana klasa średnia, a nie Sebiksy i Karyny z trailer parków. No, może trochę ich też tam było, ale bez przesady.
Religia; opracowanie: R.Teklak
Protestanci, chrześcijanie i katolicy frontem za DT. Duża przewaga, rzędu 50% wśród najliczniejszej grupy wyznaniowej (procent a nie punktów procentowych). Zwracam uwagę państwa na jeden fakt. Ci Żydzi, co to rządzą Hollywoodem, USA, Amerykami, Europą, światem, Iluminatami i Reptilianami, są bardzo nieliczni. Marne 3%. Nie mam dostępu do amerykańskiego GUSu, ciekaw jestem, czy to faktycznie u nich tak wygląda, że jest ich tak niewielu.
Drążę temat, bo zastanawiam się, że skoro jest ich tak mało, to jak oni są w stanie obsadzić swoimi wszystkie stanowiska, które są do obsadzenia. Nie wiem, może wzorują się na naszej zmianie? Albo korzystają z klonów? A może tylko zarządzają, a ich polecenia wykonują dobrze opłacone sługi? Jak ktoś ma propozycję, niech wpisuje w komciach.
Więc jednak nie Sebiks i Karyna, tylko bardziej John i Mary z przedmieścia, dobrze sytuowani przedstawiciele klasy średniej. Kurwa, tu się nic nie zgadza. Przecież na DT miały głosować bezzębne mutanty ruchający w dzikich ostępach własne matki, którym Demokraci chcą zabrać broń.
Jestem skonfundowany.
Varia; opracowanie: R.Teklak
Tutaj lekko zblendowane kategorie, sklejenie LGBT z posługą religijną i thank you for your service było zabiegiem niezamierzonym, po prostu ładnie mi się te kategorie ułożyły na slajdzie.
Na DT oddali głos wierzący biali ludzie z przedmieść, nieźle sytuowani przedstawiciele klasy średniej, a nie bezzębne mutanty, i tak dalej. Kurde, nawet 14% przedstawicieli środowisk LGBT uznało, że lepiej oddać głos na niego, niż na HC. To musi być straszna kobieta, jeżeli ludzie, których ten bigot nienawidzi, woleli zagłosować na niego. Nie wnikam w kulisy, ale fascynuje mnie to, taka wiwisekcja duszy ludzkiej przy pomocy kilku liczb. Absolutnie fantastyczna sprawa.
Zagadnienia, opinie; opracowanie: R.Teklak
Co najbardziej kręci wyborców? Ano gospodarka głupcze (kurde, następnym razem ustawię podkategorie od największej do najmniejszej, tam gdzie się da). I wśród ludzi zainteresowanych tym tematem, HC zdobyła przewagę. W polityce zagranicznej też. Może są to i ważne sprawy, ale okazuje się, że wyborcy DT przywiązują większą wagę do zagrożenia terroryzmem i they took our jobs! Nie wiem na ile nowy prezydent będzie wsłuchiwał się w ich głosy, ale widzę kierunki, które chyba obierze na początku: war on terror, mur na granicy z Meksykiem, zaporowe cła, zmniejszenie deficytu w handlu zagranicznym (Chińczyki trzymają się mocno, zalewając USA taniochą), wzmocnienie rodzimej gospodarki, podniesienie Ameryki z kolan i uczynienie jej ponownie wielką. Że też ludzie to łyknęli, takie rzeczy oderwane od ich codziennego życia, dobrostanu… A nie, czekaj.
Z drugiej strony wyborcy DT są najbardziej niezadowoleni ze stanu gospodarki. W ogóle jak się tak przyjrzeć, to 2/3 wyborców ogółem ocenia, że gospodarka ma się co najwyżej nieźle. Entuzjastów jest marne 3%, to pewnie beneficjenci poprzedniego układu. Albo szóste pokolenie Rockefellerów.
Skalę społecznego niezadowolenia i chęci pokazania faka Demokratom, bardzo ładnie widać na tych wykresach. U nas było podobnie, tylko palca pokazaliśmy głosując na partię na P i na K. Tam na DT.
70% wyborców jest poirytowanych albo wkurwionych na to, co wyprawia rząd. Tanie produkty zalewają rynek amerykański, niszcząc miejsca pracy. Do tego ci przeklęci Meksykanie przedzierają się granice, pomimo patroli obywatelskich. Kurwa jego w dupę zajebana mać, potrzebujem kogoś silnego, kto nam obieca, że coś z tym zrobi.
MAKE AMERICA GREAT AGAIN!
Niesamowite, że to wystarczyło. Z drugiej strony jakby mnie ktoś dymał na każdym kroku, na przykład bailoutując banki zbyt wielkie by upaść, których to banków zarządy wypłacały sobie potem z federalnej kasy milionowe premie, to też bym się wkurwił okrutnie. No i ci wkurwieni poszli, i zagłosowali na DT. Tak przy okazji, dużą naiwnością jest sądzić, że Bernie Sanders miałby większe szanse w starciu z DT. USA nie jest gotowe na sympatycznego socjalistę, mit ‚od pucybuta do milionera’, chociaż już dawno nieprawdziwy, dalej żyje i ma się dobrze, i socjalista nie miał tam żadnych szans.
Finanse i przyszłość naszych dzieci; opracowanie: R.Teklak
Popatrzcie na to. DT zebrał głosy wkurwionych pesymistów, którzy nie widzą swojej obecnej sytuacji w zbyt różowych barwach, a i dla swoich dzieci nie przewidują sielanki. Popatrzcie na te czerwone kreski przy podkategoriach opisanych jako ‚gorzej’. Nie układają wam się w kształt dwóch palców środkowych, wyciągniętych w górę w międzynarodowym geście pozdrowienia? Ktoś tu nie docenił siły drzemiącej w masie wkurwionych ludzi. Bo jak ktoś ma taką perspektywę, że brakuje mu perspektyw i no future for me, to ten ktoś może wyciąć brzydkiego psikusa. A jak jeszcze zostaje postawiony pod ścianą, to już w ogóle.
Wkurwiony człowiek jest napędzany najpotężniejszym uczuciem znanym ludzkości. To nie miłość przenosi góry, tylko gniew. I ten wkurwiony wyborca wstał rano, obszedł wszystkie domy w sąsiedztwie i sprawdził czy John z Rebeccą, Steve z Mary oraz Paul i Martha już zagłosowali. Widział ich na wiecach poparcia DT, więc wiedział, że trzeba im iść i przypomnieć o głosowaniu. Może ich nawet podwiózł do komisji. Olał Dave’a i Marka, bo wiadomo, że ci głosują inaczej. A wcześniej, ten wkurwiony wyborca, chodził od drzwi do drzwi i powtarzał swoją wkurwioną mantrę:
MAKE AMERICA GREAT AGAIN!
A dużo, dużo wcześniej, podobnie wkurwiony wyborca, posadził Jessego Venturę na fotelu gubernatora stanu Minessota. Żeby nie było, szanuję Jessego, i szanuję decyzję wyborców stanu Minessota. To był wyborny trolling, bo Jesse zmiótł w tamtych wyborach kandydatów obu stron, i jest do tej pory chyba najpopularniejszym gubernatorem w historii.
Jesse miał zawsze serce w odpowiednim miejscu; fot. 20th Century Fox
Przy czym w dalszym ciągu fascynuje mnie nadzieja Amerykanów, że milioner wsłucha się faktycznie w głos nizin, i będzie grał z nimi do tej samej bramki. Przecież te bramki są nawet nie na sąsiednich ulicach, czy stanach, ale na zupełnie innych kontynentach. Z drugiej strony, może obietnice Demokratów zdewaluowały się tak bardzo, że wkurwieni ludzie woleliby zagłosować na samego Szatana, byleby nie na nich. Albo zaważył fakt, że HC miała 70-cio procentowy elektorat negatywny. Nie wiem, nie było mnie tam.
Zboczyliśmy; opracowanie: R.Teklak
Mój ulubiony malun z całej dzisiejszej kolekcji. 62% Amerykanów uważa, że droga którą zdążali przez ostatnie lata właśnie doprowadziła ich w krzaki, gdzie ciemno, zimno i nieprzyjemnie. 69% spośród nich oddało głos na DT. Skala frustracji wyborców za wodą trochę mnie zaskoczyła. Niby Jennifer z Nowego Orleanu tłumaczyła nam rok temu, że to zmierza w złym kierunku, ale nie sądziłem, że aż tak. Trzeba było słuchać, to bym postawił hajs z patronite na zwycięstwo DT, i teraz miałbym go dwa razy więcej. Mądry ja po szkodzie.
Trochę rekapitulując. Na najwyższy urząd wynieśli DT zubożali przedstawiciele klasy średniej (low i middle), których przez lata dymano na hajsie, a którzy pamiętali jeszcze czasy, gdy było dobrze. Przynajmniej tak wynika z cyfr. Dziękuję, uszanowanko, przestańmy w końcu pierdolić o mieszkańcach Wzgórz, które Mają Oczy i spójrzmy prawdzie w oczy.
PR kandydatów; opracowanie: R.Teklak
Co było dla wyborców najważniejsze w tej kampanii? Ano zmiany, zmiany, zmiany. Pozostałe podkategorie mają o połowę mniejsze wskazania.
MAKE AMERICA GREAT AGAIN!
Sztab DT doskonale rozczytał nastroje. A może to sam DT wykazał się takim wyczuciem albo wyrachowaniem. Dość powiedzieć, że postawił na idealnego konia. Ludzie zasadniczo w dupie mieli jego brak politycznego doświadczenia, osąd sytuacji, dbanie o ludzi, czyli ogólnie cały ten polityczny spryt. Pewnie ich też ten spryt wkurwiał, i stwierdzili, że trzeba to zmieść w cholerę. Popatrzcie na tę czerwoną kreskę. Ona jeszcze bardziej przypomina gest ‚politykierzy, pierdolcie się wszyscy’.
60% wyborców było przekonanych do głosowania na konkretnego kandydata przed wrześniem. następne 13% we wrześniu, kolejne 12% w październiku. Do rozegrania pozostało 14% niezdecydowanych do samego końca wyborców. Nie śledziłem kampanii, ale słyszałem coś o jakichś mailach, kolejnych skandalach, w które ubabrana była HC, i które zostały wyciągnięte na finiszu. W przypadku obu podkategorii (ostatni tydzień/ostatnie kilka dni) lepiej zagospodarował niezdecydowanych DT.
Kurde, jak ładnie z tych wykresów widać dynamikę prowadzonej kampanii wyborczej. I jak ładnie, w miarę upływu czasu DT przeciągał na swoją stronę ludzi, którzy nie wiedzieli co robić. I to wygląda tak, że im bardziej z niego szydziła strona przeciwna, tym bardziej ludzie byli zdecydowani oddać głos na niego. Niech ktoś zatrzyma tę karuzelę śmiechu.
ORAZ MOŻE BYŚMY TAK, KURWA, ZACZĘLI W KOŃCU KIEDYŚ PROWADZIĆ KAMPANIE MERYTORYCZNE A NIE NEGATYWNE? CO?
Prezydentem USA został kuty na cztery nogi milioner, który wmówił milionom ludzi z klasy średniej, zubożonych przez kryzys i rosnące nierówności, że jest ich dobrym ziomkiem. Do przeprowadzenia kampanii wystarczyło mu jedno mocne, solidne hasło…
MAKE AMERICA GREAT AGAIN!
bo kto normalny nie chciałby, żeby Ameryka znowu była potęgą?
Oraz śmieszna czapeczka bejsbolowa, której nie potrafi nawet dobrze nosić. Szacunek. To najtańsza kampania wyborcza w ciągu ostatnich 20 lat. To wszystko takie śmieszne.
Wiecie co jeszcze jest śmieszne? KLAUNI. KLAUNI SĄ ŚMIESZNI!
Do zobaczenia w kolejnych odcinkach, w których będę starał się mimo wszystko opowiadać o weselszych rzeczach. Może na przykład coś o winie? Pamiętajmy. In vino veritas. A nie w jakiejś polityce brudnej. Na koniec fotka okolicznościowa.
Look who’s laughing now? Fot. Nevin Berger.
PS. Zapomniałem z tego wszystkiego wkleić info z opisem metodologii. Już reperuję.
Z zawodu jestem dyrektorem, więc nie mogę przejść obojętnie obok jeziora w otoczeniu zieleni, w miejscu którego mógłby stać spółdzielczy punktowiec.
Serwis natemat, w alarmistycznym tonie napisał, że ‚Wiadomości’ straciły w styczniu aż 410 tysięcy widzów. Gewałt, Kurski to funkcjonariusz partyjny a nie menadżer, czystka, program nie przypomina tego sprzed kilku tygodni, wszystko jak w stanie wojennym, aż dziw że nie noszą jeszcze mundurów.
I od razu widać efekty. Polacy nie chcą oglądać programu przygotowanego przez nowych reporterów, sprzedawczyków, którzy powinni się wstydzić patrzeć w lustro, wszystko się wali, telewizja tfu publiczna na skraju bankructwa. Czerwony świt się z nocy budzi, larum grajmy.
Nie jestem w stanie ocenić zawartości nowego dziennika, bo w telewizji oglądam czasami sport, oraz Grę o Tron, ale GoTa to w innej, bardziej zagranicznej. Dlatego nie wiem jaka jest jakość zmian, i zamiast gadania o wrażeniach, skoncentruję się na cyfrach.
Natemat powołuje się w tekście na dane z serwisu wirtualnemedia. Znam wirtualnemedia, i znam ich podejście do sposobu prezentowania danych, który czasami jest, delikatnie mówiąc, lekko ekscentryczny. Byłem dziwnie spokojny, że autor nie zada sobie trudu, żeby przyjrzeć się dokładnie liczbom, tylko przeklei informacje z wirtualnych, doda chwytny tytuł, i już kliki lecą. Ewentualnie się przyjrzy, ale stwierdzi, że nawet jeżeli nie mają sensu, to nie możemy pozwolić na to, żeby jakieś głupie dane stanęły na drodze sensacyjnego artykułu.
I już wiadomo o co chodzi. Spadek o 411 tysięcy dotyczy zmiany styczeń do stycznia. Zestawianie danych miesięcznych w odstępie rocznych, ma według mnie taki sens, jak porównywanie długości z objętością.
Ostatni akapit z natemat brzmi następująco:
Przypomnijmy, że od 11 stycznia, redakcją „Wiadomości” kieruje Marzena Paczuska, która zastąpiła Piotra Kraśko. Od tamtej pory, na antenie można dostrzec manipulacje, a także pominięcia ważnych, choć niewygodnych dla nowej władzy tematów.
Jaki idzie przekaz? Patrzcie, te nieudaczniki rządzą od 11 stycznia, i w niecałe trzy tygodnie doprowadzili do katastrofy, a na dodatek manipulują, i cenzurują niewygodne prawdy.
Niezależnie od moich sympatii politycznych, takie akcje mnie osłabiają swoim prymitywizmem. Można manipulować danymi zręcznie, ze swadą, w sposób na pierwszy i drugi rzut oka niezauważalny, no jakoś tak elegancko. A nie jakby cepem walił. Nie, nawet nie cepem, bo cepem też trzeba umieć. O, wiem. Jakby chujem zboże młócił.
No ale nikogo to nie obchodzi, bo kto zagląda do danych źródłowych.