Fot. autor nieznany, ale jak ktoś się przypomni, to podpiszę
Zacząłem pisać tekst, wyszedł strasznie długi, napuszony i dęty więc go skrócę (tak, to co widzicie poniżej, to moje rozumienie terminu ‚skrócę’).
Rok temu stwierdziłem, że będę sobie dawał małe prezenty z okazji pięćdziesiątki. Robiłem to przez cały rok, wspominałem o tym niejednokrotnie. Prezentem było wszystko, co za takowy uznałem, dlatego do tej kategorii załapały się różne rzeczy. Na przykład siłownia z trenerem, nordyckie kijki czy komiks tak drogi, że się wstrzymywałem z zakupem, bo kto to widział dać za Incala [nieczyt.] złotych.
Patrząc z perspektywy roku, największym prezentem jaki sobie zrobiłem, było niemal całkowite odstawienie alkoholu. Piszę ‚niemal’, bo jest w niektórych lekach, swego czasu brałem aktywanty (wodno-alkoholowy ekstrakt ziołowy, nie zadziałały), nie każdy napój bezalkoholowy ma zero procent, takie tam drobiazgi. Ale co do zasady, alkoholu w sytuacjach socjalnych nie piję.
Ci, którzy mnie znają osobiście i trochę dłużej, wiedzą jak autodestrukcyjnie rokendrolowy tryb życia prowadziłem, mogą poświadczyć, że przeginałem, niejednokrotnie biegłem po ostrzu brzytwy i coraz mocniej przekraczałem granice niebezpiecznego picia.
A potem nagle cyk, koniec z alkoholem.
Moja robocza hipoteza jest taka, że mi alkohol po prostu nie smakował, i piłem go chuj wie po co. Znaczy wiem po co, ale te powody są tak głupie, że wstydzę się o nich mówić. Rozpoznałem, nazwałem, przemyślałem i wstydzę się bardzo.
Daleko temu do hipotezy naukowej, ale nie ma sensu się silić na psychoanalityczne grzebanie w dupie, gdy okazało się, że ani to odstawienie nie bolało tak bardzo, ani do stanu najebki nie tęsknię. Do upalenia zielonym zresztą też nie. Działa, wiem dlaczego, tyle mi wystarczy.
Przełomowe były trzy rzeczy:
– pozbycie się irracjonalnego strachu, że jak to, już nigdy?
Nie ma się czego bać, nie ma do czego tęsknić, a jak będzie trzeba, to na specjalnej okazji toast szampanem wzniosę. Przy czym z uwagi na to, że nigdy szampana nie lubiłem, pewnie wybiorę prosecco, a robią tak dobre bezalkoholowe, że moje średnio wyrobione podniebienie nie wyłapuje znaczących różnic.
– w piwie chyba bardziej lubiłem jego smak, niż zawarty w nim alkohol
To, że mogę pić browara, którego smak bardzo lubię, i nie być coraz bardziej najebany, jest miłe. Producenci prześcigają się we wprowadzaniu zerówek, które smakują coraz bardziej jak piwo. Nigdy wielkim koneserem nie byłem, piłem z ukontentowaniem koncerniaki, krafty omijałem, dlatego mogę ze smakiem sączyć sobie coraz bardziej smakujące mi bezalko. W topie mam Żywca IPA, Heinekena oraz Łomżę. Ta ostatnia to mam nadzieję, że się nie spieprzy, bo mi trafia w gust.
– na trzeźwo jestem fajniejszy
Wiele lat zajęło mi zrozumienie, że tak właściwie alkohol mnie upośledzał. Wydawało mi się, że po nim jestem zabawniejszy, bardziej elokwentny, bryzgam erudycją i jestem fajniejszy.
Chuja tam fajniejszy, niewyraźna mowa, rozmazany wzrok, powtarzanie trzy razy tego samego podczas jednej rozmowy, jakieś tematy z dupy, wątpliwa jakość tych napędzanych alkoholem dyskusji, to nie są wyznaczniki fajniejszości. Zresztą co to za rozmowa, podczas której nie słuchasz drugiej strony, nie interesuje cię co powie, bo liczy się tylko twoja zajebista anegdota, dykteryjka i historyjka? Gdy do mnie dotarło, że ja właściwie od pewnego momentu imprezy nie rozmawiałem z ludźmi, tylko monologowałem, w dupie mając to, co oni chcą mi powiedzieć, zrobiło mi się zwyczajnie przykro. Kurde, to jednak nie byłem fajnym Radkiem?
Ponownie dłuższą chwilę zajęło mi skumanie tego, że przy moim stylu picia, jestem w takiej rozmowie fajny przez pierwsze trzy piwa, a potem to już chujem wieje, i przed usłyszeniem ‚co ty stary pierdolisz, idę stąd’ ratuje mnie wyłącznie jakieś tam oczytanie, jakaś tam wiedza, jakieś tam doświadczenie życiowe, może odrobina poczucia humoru, i dobre wychowanie ludzi, którym pierdoliłem do ucha.
A przecież ja to oczytanie, wiedzę, doświadczenie życiowe, poczucie humoru, i może nawet kapkę mądrości mam na trzeźwo dopakowane tak, że moje alkoholowe bełkotanki to nawet nie cień na ścianie jaskini, a jakiś nieśmieszny żart.
I jak już to do mnie wszystko dotarło, poukładało mi się w głowie, i przyniosło jakieś refleksje, potrzeba zmieniania świadomości alkoholem zniknęła jak sen złoty. No bo skoro nie realizuję dzięki temu żadnych potrzeb (nie wszystkie tu omawiam, bo jak wspomniałem, trochę się wstydzę), a jedynie nadwyrężam zdrowie, to po co mi to?
Od tamtej pory (kwiecień-maj) ani razu nie poczułem chęci sięgnięcia na imprezie po alkohol.
Żebyśmy się dobrze zrozumieli. Nie przyszedłem tu was ewangelizować. Nie zostałem hardkorowym abstynentem. Nie zostałem straight edgem. Alkohol pity z umiarem zajebiście oliwi tryby konwersacji, ułatwia niektórym wejście w nią i tak dalej. Więc jak umiecie się nim cieszyć, to to róbcie. Ja chętnie z wami usiądę przy jednym stoliku, bo ani mi alkohol nie przeszkadza, ani mnie nie triggeruje. I się chętnie z wami napiję. Tylko nie bądźcie zdziwieni, że piję piwo zero. Jest spoko.
PS Jak się obudziłem po pierwszej dużej imprezie, na której nie piłem, to tak się przestraszyłem braku kaca, że chciałem po pogotowie dzwonić.
No elo, myślicie że to koniec? No, kurwa, niekoniecznie.
Dobra, to jest śmieszniejsze chyba od wszystkich tych momentów, w których PiS trzaskał swoich wyborców kutasem po twarzy, a potem robił jeszcze brzydsze rzeczy, takie z wymuszonym połykiem.
Idą wybory. Notowania Partii chyba nie najlepsze, bo na Nowogrodzkiej coraz zabawniejsze rzeczy wymyślają. A to, że puścimy Prezesa w tournée po kraju, ale żeby go nie zdenerwować, będziemy mu podrzucać starannie wyselekcjonowaną publiczność, tak zwanych dowożeńców, a na prowadzących dawać tak bezwstydnych wazeliniarzy, że się nawet Karnoski ze swoim wywiadem z Żelaznym Kanclerzem Imieniem Wasyl, zarumienił ze wstydu.
Albo obiecamy ludziom furmankę gruszek na wierzbie, -naste świadczenia i po elektryku i hawajskiej dla każdego, a potem puścimy Mateosza, żeby lobbował za ujebaniem Ziobry, i przywróceniem ładu, porządku, oraz tych pieprzonych pieniędzy z KPO, bez których w przyszłym roku budżet jebnie jak domek z kart podczas sztormu. No chyba, że upchną jeszcze więcej pieniędzy w funduszach poza budżetem, konkretnie w Banku Gospodarstwa Krajowego, nad którym kontroli nie sprawuje parlament tylko Partia. Tam już teraz jest ponoć prawie 450 mld ziko, więc kilkadziesiąt w jedną czy drugą nie zrobi różnicy.
Zresztą budżet to aktualnie zabawny świstek papieru, na który nie chciałoby mi się nawet odeszczać. Ale pamiętam jeszcze czasy, gdy to był jeden z najważniejszych dokumentów w państwie, i jego podpisywanie to była duża rzecz.
Ale widzicie, nie tylko ludziom Partia obiecuje piętnastą emeryturę i całkowity zakaz aborcji dla wszystkich. Trzeba też jakoś zmotywować aktyw do działania na rzecz i w celu. Dlatego też Partia wykonała taką woltę, że śmiałem się chyba z minutę. Jednocześnie zastanawiając się, czy ci nieliczni myślący wyborcy PiS znajdą jakieś wytłumaczenie na to, co się odjebało, czy umieją już tylko krzyczeć ‘a za Peło to bili czarnych’, i są wyprani z jakichkolwiek przejawów krytycznego myślenia.
Akcja była dość prosta. Dumny syn ziemi lubelskiej, niejaki Bielecki Jerzy, zrzekł się mandatu posła. Ot tak, rok przed końcem kadencji, wziął się był i zrzekł. Zgodnie z prawem i wynikami wyborów parlamentarnych, jego miejsce powinien zająć obecny wojewoda lubelski, niejaki Sprawka Lech. Ale z powodu niepewnej sytuacji w regionie, oraz być może delikatnej sugestii Prezesa, Sprawka okazał się mieć inne sprawki na głowie, i też zrezygnował! No i cyk, wolne miejsce w Sejmie przytuli kolejny na liście, niejaki Kowalczyk Leszek, aktualnie sprawujący fuszkę radnego sejmiku województwa lubelskiego.
Czyli schemat prosty – rezygnuje Bielecki, Sprawka nie może, bo ma tematy na boku, więc służbę Polsce zacznie sprawować Kowalczyk. Leszek, żeby wam się nie pomyliło. A pomylić się może, bo nie dość, że Kowalczyków u nas dużo, to na dodatek jest w rządzie inny Kowalczyk. Tym razem Henryk, wicepremier oraz minister rolnictwa. Zbieżność nazwisk przypadkowa… A nie, czekaj. Leszek to brat Henryka.
To chyba w sumie dobrze, że mandat posła zostaje w rodzinie, co nie? Przynajmniej nie trzeba się bujać z przypadkowymi ludźmi.
Jakie są powody zrzeczenia się mandatu przez Bieleckiego? Nie wiadomo, ale na pewno ważne i ważkie. Może poczuł się zmęczony nawałem pracy, jaką wykonywał w Sejmie? 12 wystąpień w trzy lata to nie są przelewki. 50 interpelacji, którym nadano bieg, to 1,5 interpelacji miesięcznie! Do tego nieustające prace w jednej z siedmiu komisji i podkomisji, tyrka w jednej z dwóch grup parlamentarnych, całodobowy zapieprz w ośmiu zespołach parlamentarnych, w tym w zespole ds. rozwoju kół gospodyń wiejskich oraz zespole przyjaciół królewskiego miasta Sandomierza. No to się samo nie zrobi przecież.
Bielecki był też wzorowym posłem jeżeli chodzi o głosowania. Prawdziwa maszyna. 99,4 proc. frekwencji, obecny na 7082 z 7125 głosowań. Na dodatek na osiemnaście głosowań, w których nie brał udziału, ma usprawiedliwienie. Prawdziwy mąż, syn i dziad Partii karmicielki.
W nagrodę za rezygnację z mandatu i wpuszczenie na swoje miejsce brata wicepremiera, Bielecki dostanie dolę… Znaczy nie, przepraszam, nie tak.
W nagrodę za rezygnację z mandatu i wpuszczenie na swoje miejsce brata wicepremiera, Bielecki odpali Partii dolę… Nie, znowu się pomyliłem.
W nagrodę za rezygnację z mandatu i wpuszczenie na swoje miejsce brata wicepremiera, Bielecki dostanie miejsce w jakiejś radzie spółki skarbu państwa, gdzie w rok zarobi tyle, co podczas swojej całej dotychczasowej kadencji, gdy służył Polakom jak mógł. Mówi się, że to będzie jakaś spółka energetyczna, w energii bowiem jesteśmy najmocniejsi. I dopiero wtedy odpali dolę Partii.
To była chłosta wyborców partyjnym kutasem po twarzy. Teraz będzie co tam wam wasza zwyrodniała wyobraźnia podpowiada.
Michał Moskal to młoda gwiazda PiS, która dostała tak pionowego startu, że wszyscy możemy jej tylko pozazdrościć, tej gwieździe. Michał od dziecka wiedział, kim chce być. Otóż chce być człowiekiem przy władzy. Na studiach został szefem Forum Młodych PiS, od 2018 jest radnym dzielnicy Żoliborz. Jest też jednym z najbardziej zaufanych ludzi Prezesa, w 2020 roku został dyrektorem biura prezydialnego PIS, zastępując legendarną panią Basię (dla zainteresowanych: Barbara Skrzypek). Michał jest tak blisko z Jarkiem, że gdy ten drugi był pamiętnym wicepremierem do spraw niebezpieczeństwa, to Moskal był szefem jego gabinetu politycznego.
Prezes stawia na młodych, i wbrew obrzydliwym pomówieniom, nie stawia na młodych klocka, tylko stawia na nich tak wiecie, bardziej dosłownie. No żeby młodzi byli w życiu, i w polityce, takie rzeczy. Postawił też na Michała Moskala. I żeby Michał był w życiu, i w polityce, dobrze byłoby wepchnąć… znaczy jakoś spowodować, żeby on się w Sejmie znalazł, bo Sejm potrzebuje młodej krwi.
Michał Moskal zatem wystartuje w wyborach parlamentarnych. Tylko tutaj pojawiła się drobna komplikacja. W Warszawie go przecież nie wystawią, no bo Prezes nie jest taki głupi, żeby forsować go na jakieś biorące miejsce w stolicy. Ale ale, przecież Moskal do Warszawy tylko przyjechał na studia, oryginalnie jest z Janowa Lubelskiego. To go może tam wystawmy w wyborach. A kto jeszcze jest z Janowa? Zgadliście. Bielecki Jerzy jest. No i jakby też startował, to by młodemu sprawę skomplikował. A Prezes stawia na młodych, więc grzecznie poprosił Bieleckiego ‘spierdalaj’, uzacniając grzeczną prośbę stanowiskiem w SSP. No i pewnie, że lepiej mieć pewną fuchę, niż niekoniecznie biorące miejsce na liście, bo skoro Premier stawia na Moskala, to by pewnie nie było miejsce biorące. A może nawet żadnego miejsca na listach by nie było.
Czyli podsumowując. Bielecki na ciepłą miejscówkę w SSP. Brat wicepremiera idzie na posła, niech się sprawdzi w polityce i ma na zachętę rok kadencji. A młody przydupas Prezesa wskakuje na jedynkę na Lubelszczyźnie, którą zwolnił Bielecki. Polityczne perpetuum mobile za nasze pieniądze.
Tak się właśnie robi hajs i sprawuje władzę. Pokora, praca, umiar…
A wy co, dalej jogurt naturalny na końcówce okresu przydatności do spożycia i warzywa z pojemnika opisanego ‘na zupę’? Nawet mi was nie żal.
Z tego miejsca również nieustające życzenia zdrowia i pomyślności dla wszystkich wyborców PiS. Tak, wiem, może i doprowadzili kraj do ruiny, ale się bynajmniej dzielą.
Idę popielęgnować swój ogród zen. A ponieważ nie wierzycie, że to robię, być może w którymś z następnych odcinków opiszę wam swoją metodę. Tymczasem trzymajcie się w tym sraczu zwanym Polską. Przynajmniej na Mundialu nam idzie.
No elo, myślicie że to koniec? No, kurwa, niekoniecznie.
Ej, a pamiętacie jak rząd kładł stępkę pod budowę promu? W 2017 roku premier Mateusz zapowiedział, że dość polityki wstydu i imposybilizmu, dość niszczenia naszych stoczni przez rząd Tuska (który, jak zapewne się zdążyliście zorientować, rządzi do tej pory), dość wszystkiego, będzie program podniesienia przemysłu stoczniowego z upadku. I położył stępkę pod budowę promu. I przemysłu.
Oczywiście w celu budowy czegokolwiek, trzeba powołać jakieś ciało, służące do wyciągania hajsu… służące do zarządzania wyciąganiem hajsu z bud… kurwa, służące koordynacji projektu budowlanego. Powstał zatem rządowy program Batory, który miał dać nam dwustumetrowy prom kursujący między Polską a Szwecją, zabierający samochody i ludzi, ogólnie bajer. Prom miał zostać zwodowany w 2019 roku, a w 2020 powinien wypłynąć na Bałtyk.
Oczywiście programem zarządzali specjaliści, i to nie byle jacy. Najlepsi! Partyjni. Wykonawcę promu wybrali nierzetelnie, parametry jednostki zawarte w umowie odbiegały od faktycznych potrzeb, samą umowę zmieniano później niezgodnie z interesem inwestora. Potem zaczął się jeszcze większy festiwal nieudaczności specjalistów. Wprowadzane zmiany wydłużyły proces projektowy. Do 2019 roku nie dość, że nie ruszyła budowa, to nawet nie zakończono fazy projektowania. Opóźnienia były tak duże, że PiS postanowił kupić gotowy projekt.
I jak myślicie, co się stało? Do 2020 roku prom miał być gotowy, a w sierpniu 2019 nie mieli nawet projektu. A potem minister Gróbarczyk Marek zwalił wszystkie opóźnienia na koronawirusa, który co prawda przyszedł do nas 3 lata po rozpoczęciu inwestycji, ale nie możemy pozwolić, żeby rzeczywistość mieszała nam w planach, nie?
Wszelkie pytania o dalsze losy projektu, bardzo irytowały partyjnych bonzów. Taki Brudziński na przykład stwierdził, że nie będzie przepraszał i tłumaczył się hołocie i popaprańcom. Powaga, tak napisał. Oczywiście potem wyjaśniał, że chodziło mu o polityków Platformy, którzy według niego doprowadzili do upadku polski przemysł stoczniowy. Znowu wina Tuska.
A najlepiej tego słomianego misia podsumowała niejaka Jacyna-Witt, radna PiS, szefowa rady nadzorczej Stoczni Szczecińskiej, mówiąc:
To były plany. I gdyby stoczni nie zniszczono, zostałyby zrealizowane. PO zablokowało w stoczni produkcję statków do 2019 roku. Ile razy jeszcze mam to tłumaczyć? Zrobiliśmy w Polsce bardzo dużo. Srał kot tę stępkę.
No i słowo ciałem się stało. 62-tonowa stępka zostanie najprawdopodobniej zezłomowana. Całość tej przyjemnej dla jej uczestników zabawy kosztowała drobne na piwo: 1/5 Sasina, tyle co nic. Kto miał zarobić, zarobił. Jelenie sfinansowały, można grabić dalej.
A co z promem? Spoko, Polska Żegluga Bałtycka dostała z budżetu dwa Sasiny i ma kupić nowy prom od stoczni niemieckiej. Czy to nie jest zabawne?
Dlaczego piszę o tej prehistorii? Ano widzicie, 17 września mają otwierać przekop Mierzei. Ta inwestycja miała otworzyć Elbląg na świat, port miał rozkwitnąć, a miód i mleko miały popłynąć ulicami polskich miast i wsi.
Rząd Mierzeję, owszem, przekopał, ale nie pogłębił ostatniego odcinka, tak tuż przed portem Elbląg, twierdząc że to leży w gestii samorządu. Ale oczywiście samorząd nic nie musi, rząd się tym wszystkim może zająć. Dofinansuje port kwotą 100 baniek z naszych pieniędzy, pogłębi cały tor do portu i przejmie udziały miasta (30 proc.) w tymże. Ale nie ma musu, jak samorząd nie chce odsprzedać portu, to do Elbląga dalej będą mogły zawijać jedynie mniejsze jednostki. I niech będzie jak było, a cały przekop Mierzei po nic.
Prezydent Elbląga stoi trochę pod ścianą, ale nie zamierza się poddać. No bo ta inwestycja jest niewątpliwie wielką szansą dla miasta i może dać mu impuls do rozwoju. Co do tego nie ma wątpliwości. Mam je jednak, myśląc o tym, kogo PiS upchnie do władz tego portu, jak już go wchłonie. Takich samych specjalistów, jacy kładli stępkę?
Ja tam byłbym na miejscu samorządu ostrożny. A wśród mrowia przykładów nieudolności minionów tej władzy, wybrałem właśnie stępkę, bo ma ona, podobnie jak port elbląski, związek z morzem.
I jeszcze słowo na temat sobotniego otwarcia parasola w du… Przepraszam, sobotniego otwarcia kanału. Podobno do samego końca trwały poszukiwania dzielnego kapitana, który przepłynąłby przez niego barką z węglem. Wiecie, taka symbolika, że czarne złoto, którego zapasy wystarczyłyby na 200 lat, gdyby nie Tusk, musimy spławiać wąskim gardłem… Kurwa, nie wiem sam, o co im chodzi, nieważne. Miała płynąć barka z węglem.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że żadnej barki nie będzie, bo nie znalazł się odpowiednio zdesperowany kapitan, który zaryzykowałby stanięcie na mieliźnie podczas rejsu otwarcia. Dlatego zamiast barki będzie płynął specjalistyczny statek wielozadaniowy Zodiak II. Ma nośność 350 ton, bo to nie jest żaden transportowiec, tylko taka bardziej jednostka wielozadaniowa, z naciskiem na badania hydrograficzne, kruszenie kry, stawianie oznakowania nawigacyjnego, holowania innych jednostek czy zwalczania wycieków oleju. I on nawet nie ma ładowni, do której można wcisnąć ten węgiel. Ale może przynajmniej będzie ładnie wyglądać.
Dodatkową atrakcją jest to, że Zodiak II ma szerokość 12,8 metra, kanał 20 metrów, więc całość idzie może nie na zapałkę, ale kapitan będzie musiał zachować czujność. Dlatego od jakiegoś czasu załoga ćwiczy w kanale, żeby na uroczystości nie było przypału. Trzymam kciuki za powodzenie.
PS Rząd jest bardzo zdeterminowany, żeby elbląski port przejąć. Dlatego negocjacje będą bardzo interesujące. Na koniec, jako ciekawostkę, zacytuję posła PiS Leonarda Krasulskiego, prywatnie przyjaciela Prezesa:
Są możliwości siłowego przejęcia portu, nacjonalizacja, ale my chcemy rozmawiać z władzami miasta, żeby port jak najszybciej zafunkcjonował.
No elo, myślicie że to koniec? No, kurwa, niekoniecznie.
Trzeba uważnie słuchać polityków, bo czasami mówią prawdę.
Premier bez teki, Prezes Kaczyński Jarosław, przepowiedział nam wszystko to, co widzimy obecnie za oknem, tylko wtedy nikt w to nie uwierzył.
Przypadkiem trafiłem na fragmenty jego wywiadu udzielonego Reutersowi 19 grudnia 2016 roku. Czytałem go wcześniej, ale zupełnie o nim zapomniałem, a pierdolenie Prezesa zwyczajnie wyparłem, myśląc, jak wszyscy wtedy, „no przecież do tego się nie posuną”. Byliśmy piękni, młodzi i naiwni.
„To komedia, ponieważ w Polsce nie dzieje się nic, co naruszałoby normy prawa”.
„W skrócie, widzimy rewoltę przeciwko temu, że odbieramy pieniądze, które elity zagarnęły i jakoś podzieliły”.
I takie bardziej do śmiechu.
„Możecie Państwo sądzić, że sferze politycznej cieszę się poważnym autorytetem. W rzeczywistości większość decyzji politycznych podejmowana jest beze mnie i bez mojej świadomości”.
Oraz samo gęste, z dna, tak przy rogu, w który nikt nie zaglądał od lat.
„To rewolucja, którą warto zrobić, nawet kosztem spowolnienia wzrostu gospodarczego. Mówimy tu o 1 punkcie procentowym”.
Tak drogie dzieci. W celu urzeczywistnienia swojej wizji (mam problem z określeniem, na czym miałaby polegać, oprócz „Polska dla gangu swojaków”), Prezissimuss był już w 2016 roku poświęcić naszą gospodarkę. A właściwie to chyba nawet wcześniej.
Teraz łatwiej zrozumieć, co się odpierdala za oknem, nie?
No, to trzymajcie się tam ramy. Domo, kurwa, arigato pan PiS.
No elo, myślicie że to koniec? No, kurwa, niekoniecznie.
Chciałem się ponabijać z Kaczyńskiego Jarosława rezygnującego z funkcji wicepremiera do spraw bezpieczeństwa, ale będę poważny, bo czuję ogólne zażenowanie sytuacją, w której Polska wali kursem kolizyjnym na ścianę, a politycy partii rządzącej bawią się w gierki i wbijanie sobie nawzajem szpilek. Popatrzmy o co w tym burdelu na Nowogrodzkiej chodzi.
Mówi się na mieście, że premier Mateusz dał dupy z tymi słynnymi kamieniami milowymi. Otóż zataił, że jest ich 116. Jednocześnie Nowogrodzka myślała, że ze trzy, w tym ten o neo-KRS i jakieś tam pierdoły o wolnych sądach. A tu niespodzianka, bo się okazało, że mowa jest o jakichś wyższych opłatach od samochodów spalinowych, ozusowaniu umów cywilnoprawnych, zmniejszeniu obciążeń regulacyjnych i administracyjnych dla przedsiębiorców, budowie farm wiatrowych na Bałtyku, digitalizcji szkolnych systemów egzaminowania, opiece onko- i kardio- na tym samym poziomie dla wszystkich, niezależnie od miejsca zamieszkania (o tutaj się obśmiałem nikczemnie) czy choćby nowelizacji ustawy o elektromobilności i paliwach alternatywnych. Realizacja kamieni ma się odbywać stopniowo i zakończyć do roku 2026. Nawet nie próbuję zgadywać ile nowelizacji prawa i zupełnie nowych ustaw to pochłonie, ale zakładam, że sporo.
Wymieniłem kilka punktów, ale jest tego dużo więcej, wszystko podzielone na sześć komponentów, odpowiadających częściom Krajowego Planu Odbudowy. Z Brukselą negocjowali te klocki ludzie premiera, wiedzę o tym, na co się godzi rząd miała bardzo wąska grupa ludzi wokół Morawieckiego. Jak się Nowogrodzka o tym dowiedziała, to podobno Błaszczak z Suskim dwa dni nie spali, tylko gotowali bigos na uspokojenie dla Kaczyńskiego, tak się Prezes Kraju wkurwił. Oczywiście taka przewina nie mogła pozostać bez kary, bo Jarosław nie z tych wybaczających. Znaczy wybaczy, ale wcześniej sponiewiera i poprawi ułożenie, chwyt i ścisk dłoni trzymającej podpadniętego za jaj… gard… no ogólnie, trzymającej władzę w karbach.
No i w ramach czołgania, Kaczyński wykonał następujący piętrowy układ. Najpierw ogłosił, że rezygnuje z fuszki wicepremiera do spraw bezpieczeństwa. I wsadził na nią Błaszczaka Mariusza. Znaczy oczywiście najpierw to pouzgadniał gdzie trzeba, i na to stanowisko nominował Mariusza premier, trzymajmy się łańcucha dowodzenia…
Wtrącę tutaj tylko, że czasami naprawdę sam siebie rozśmieszam. Jak teraz.
Prezes Mariuszowi ostro polerował… znaczy kadził, i w dobrych słowach o nim mówił. O tak na przykład:
-Szef MON Mariusz Błaszczak z całą pewnością zastąpi mnie znakomicie. Sądzę też, że zastąpi mnie pod każdym względem, także jeżeli chodzi o wszystkie funkcje.
Jarek ucie… odszedł z rządu, bo trzeba ratować partię i ostro popracować nad nowym katalogiem korzyści i bonusów dla naroda. Logiczne, ostatnio mu się trochę tematy zaczęły rozłazić w szwach, potrzebne jest huknięcie, przywołanie harcowników do porządku, zwarcie szyków i ofensywa wyborcza. Niektórzy optymiści nawet sądzą, że odejście Kaczyńskiego z rządu to sygnał, że PiS nie jest pewny wygranych wyborów. Nie wiem z kim by mieli przegrać, no ale niech będzie.
No i aktualnie Jarosław chwali Mariusza wszędzie, również w kultowym już wywiadzie w TVP przeprowadzonym przez ewidentnie zakochaną w Prezesie Holecką, powtarza że Mariusz jest w porzo i najlepszy. Sielanka jest.
A Mateusz cały w nerwach się wkurwia, no bo przecież o co chodzi, to on, Ananiasz był pieszczoszkiem naszej pani, a tu nagle Godfryd wjeżdża cały na biało. Dlaczego już mnie Prezes nie sadza na kolanach i nie głaszcze łagodnie? Co do kurwy, przecież tak ładnie kła… opowiadam pozytywnie o sytuacji gospodarczej?
Ale to nie koniec czołgania, bo Jarosław jest bardziej mściwy niż mniej. Otóż dzień czy dwa później Prezes w wywiadzie dla Polska Times mówi, że jeżeli wszystko pójdzie dobrze (a tak zakłada plan) i jakiś wagon gówna nie jebnie w wentylator, to za trzy lata, na kongresie partii, nie będzie już kandydował na jej szefa.
W obozie premiera zapadła krępująca cisza.
-Kurwa, co jest panowie? To ja miałem być następcą Prezesa, po tym jak ten mściwy dziad umrz… znaczy jak już nie będzie więcej kandydował! A on chodzi po telewizjach i pier… opowiada o tym Błaszczaku, że zastąpi go pod każdym względem, na każdym polu i w każdej funkcji. To mi wytłumaczcie, czy jemu chodziło tylko o tego chuja wartego wicepremiera bezpieki, czy o coś więcej?
-Nie wiemy wodzu, ale chyba coś zjebaliśmy i niełaska pańska na pstrym koniu poszła cwałem w przekop Mierzei.
-Dobra, Dudała, ty mi tu poetycznie nie pierdol, tylko mów prawdę, jak jest.
-Jest chujowo, Mateusz. Z tymi kamieniami. Nawet Suski powiedział, że chuja tam a nie kamienie, to sugestie są, będziemy wprowadzać co chcemy, kiedy chcemy i jak nam się spodoba, a Unia to Stalin.
-Kurwa jego w dupę.
-No.
Pamięć ludzka jest krótka i zawodna. Za trzy lata, jak będą wybierać nowego prezessimusa, nikt z delegatów nie będzie pamiętał, że w 2022 Morawiecki wjebał Polskę w gospodarcze bagno, a Błaszczak zręcznie sterował MON podczas wojny w Ukrainie. No ale teraz to Mariusz jest ten dobry chłopak, a Mateusz właśnie montuje społeczny kryzys na dużą skalę, bo paliwo za ósemkę, zwykły chleb za dychę, a raty kredytów złotówkowych dwa razy wyższe niż pół roku temu, to trochę przepis na jebnięcie.
Ostatnim naiwnym w burdelu zwanym Polską, objaśnię tylko, że może i wybory nowego szefa Partii są powszechne, równe, bezpośrednie i proporcjonalne oraz odbywają się w głosowaniu tajnym, ale to kandydat namaszczony przez Kaczyńskiego ma gruby bonus na starcie, bo to namaszczanie to nie jest jakaś tam zawoalowana sugestia, że może byście go rozpatrzyli w swoich sercach, tylko sygnał, kogo niezależni (od własnej woli) delegaci mają wybrać. Bez dyskusji i zbędnego wnikania.
Więc na razie Błaszczak na prowadzeniu.
Pierwotnie cały tekst miał być o zajebistym stanie gospodarki krajowej, rosnących inwestycjach, zapierdalającym PKB oraz ogólnej lepkości podłoża, wynikającej z faktu, że kraj spływa mlekiem i miodem, ale po co pisać o czymś, co każdy widzi za oknem. Dlatego tylko wspomnę o jednym, no dwóch mało istotnych parametrach, i spadam.
GUS powymyślał sobie różne wskaźniki służące opisywaniu różnych zjawisk. Jednym z nich jest bieżący wskaźnik ufności konsumenckiej (BWUK). Urząd opisuje nim bieżące nastroje konsumentów. Jest również jego mutacja – wyprzedzający wskaźnik ufności konsumenckiej (WWUK), który pokazuje nasze przewidywania co do najbliższej przyszłości, tej za rogiem (12 miesięcy), a nie za dekadę.
Wskaźniki te wahają się między wartościami -100 (absolutnie każdy z nas widzi pogarszającą się sytuację) a +100 (wszyscy widzą mleko i miód). GUS mierzy je od 20 lat. Po drodze mieliśmy może nie rekordowe, ale na pewno kilkukrotnie wyższe niż teraz bezrobocie, kryzys finansowy 2008 i pandemię. Ale nawet wtedy nie było odczytu niższego niż aktualny.
Otóż dzięki światłym rządom Partii i sytuacji na świecie (no bo przecież nie będziemy clickbaitować i pisać o rzeczach lokalnych w oderwaniu od szerokiego kontekstu) mamy rekord. Wynik ujemny nie jest niczym nowym, bo przewaga negatywnych nastrojów towarzyszyła choćby wspomnianym zdarzeniom. Ale nawet w szczycie pandemii nie osiągnęliśmy wartości -43,8. Przewaga osób oceniających teraźniejszość z pesymizmem i obawą jest, można by rzec, znacząca. Jeszcze nie miażdżąca, ale indeks na poziomie prawie -44 robi zajebiście przygnębiające wrażenie.
Dane: GUS
A co słychać w przypadku WWUK? -31,5 czyli chujowo ale stabilnie. No i nie najgorzej w historii, bo gorzej było w 2004 oraz w dwóch miesiącach po wybuchu pandemii (kwiecień i maj 2020). Ale ogólnie to Polacy sądzą, że ani teraz nie jest dobrze, ani za rok nie będzie. No ale bynajmniej rząd na bombelki dał.
Wrzucam wykres za okres styczeń 2018-czerwiec 2022, wcześniejszych danych miesięcznych nie chce mi się szukać, bo są porozwalane po pojedynczych pdfach, dziękuję bardzo za ułatwienia pan GUS.
Chyba Lech Wałęsa powiedział kiedyś, że po tej ekipie będziemy sprzątać dłużej, niż po komunie.
A ja mam właściwie tylko jedno pytanie – kto to niby miałby zrobić? Przypominam, że Partia ma stabilne 30 proc. i idzie po trzecią kadencję. Po której już nie będzie co sprzątać. Miłego dnia wszystkim życzę.
No elo, myślicie że to koniec? No, kurwa, niekoniecznie.
Co złego może się stać, gdy stado fanatyków nienawidzących kobiet i chroniących życie wypoczęte za wszelką cenę (byle to nie oni musieli ją płacić), dostanie dostęp do informacji o trwającej właśnie ciąży? No pomyślmy? Co złego mogłoby się stać? Pewnie nic, no przecież nie będą robić kontroli po powrocie zza granicy, czy aby przypadkiem tam jakaś samica się nie wyskrobała, nie? No i dostępu do tych danych nikt poza lekarzami nie będzie miał, prawda? Przecież nie dadzą ich organom ścigania?
Hahaha, ja to jestem zabawny ziomek, kiedyś naprawdę spróbuję swoich sił na open majku na jakiejś imprezie standupowej.
Który to już raz powtarzamy sobie ‘no do tego się przecież nie posuną’. I który to raz zostaliśmy przez Partię wydymani. A jak się podniesie krzyk, to powiedzą, że to żaden rejestr ciąż, i wszystko to dla dobra pacjenta. Właściwie to ustami usłużnych mediaworkerów już to robią.
Minister Zdrowia, Szczęścia i Pomyślności, niejaki Niedzielski Adam, podpisał nowelizację rozporządzenia w sprawie Systemu Informacji Medycznej. Dokument doprecyzowuje zasady przekazywania danych do systemu. Przy okazji rozszerzono katalog informacji, które będzie się zbierać. Czyli na przykład grupa krwi, alergie czy choćby, bo ja wiem, co tam jeszcze można by dodać. O, mam! Ciążę.
W idealnym świecie może i byłaby to pożyteczna wiedza, bo lekarz by zerknął w kwit i od razu wykluczył badania czy leki, których nie powinno się ordynować paniom w stanie błogosławionym. Zakładając oczywiście, że byłby w takim na przykład Luxmedzie do SIM podpięty. Albo ratownik medyczny, który ogarniałby nieprzytomną panią, zerknąłby sobie, czy może podać litr morfiny do jamy brzusznej. Oczywiście zakładając, że miałby dostęp do SIM, i miałby czas, żeby się do niego podłączyć i zerknąć. Ale dalej uważam, że to są dane zbyt osobiste.
Natomiast żyjemy w Polsce, więc chyba tylko ultrasi PiSu i dzieci mogą wierzyć w to, że taki rejestr nie stanie się kolejnym narzędziem opresji. Zwłaszcza że minister Zdrowia i Szczęścia Wieczystego nie wykluczył, że dostęp do danych zawartych w SIM może dostać kiedyś prokuratura i sądy. Oczywiście żadnych dat nie podał, będzie się to kiedyś tam, nawet nie wiadomo czy kiedykolwiek odbywać, na dodatek na mocy określonych przepisów, których też jeszcze nie ma. Wiec w ogóle nie ma strachu, no co wy, ludzie?
Szybkie pytanie retoryczne do ludzi, którzy kojarzą, co się w tym sraczu obsranym gównem dzieje: ile czasu potrzebować będzie Partia, żeby odpowiednie przepisy dopchnąć, choćby kolanem?
A być może, takie przepisy już gdzieś tam są, i się z automatu rozszerzą na dane zawarte w SIM. Wiecie, tym kurwiom nie można ufać. Słowa prawdy w życiu nie powiedzieli, jak mówią, że czegoś nie zrobią, to na bank to zrobią. Zwłaszcza jeżeli chodzi o antyaborcyjne rozliczenia z kościołem, które tanie nie są. No ale jak się je spłaca ograniczeniami swobód obywatelskich, które funkcjonariuszy Partii nie będą przecież dotyczyć, to jest to poświęcenie, na które są zawsze gotowi.
Specjaliści na tym gównie nie zostawili suchego włókna, ale co z tego? Partia sobie podpisała i przepchnęła co chciała, nie przeszkadzała jej niekonstytucyjność tego rozwiązania i kolejne zgwałcenie naszych praw obywatelskich. Nie żeby kogoś jeszcze ta śmieszna książeczka obchodziła, ale Konstytucja tego kurwidołu mówi wyraźnie, że władze publiczne nie mogą pozyskiwać, gromadzić i udostępniać innych informacji o obywatelach niż niezbędne w demokratycznym państwie prawnym. Jakiemu demokratycznemu państwu jest tak naprawdę potrzebna informacja o ciąży jego obywatelki?
Na to pytanie musicie sobie odpowiedzieć już sami. Waszej wyobraźni pozostawię również to, co ta władza może z taką wiedzą o obywatelkach zrobić.
O tym, że w Polsce rodzi się dramatycznie mało dzieci i jako społeczeństwo po prostu wymieramy, pisałem kilkukrotnie. Władza pijana władzą, i na tę władzę chora, nie myśli o tym, jak nas ratować, tylko jak wygrać kolejne wybory i kto może jej w tym pomóc. Diluje zatem z kościołem naszymi prawami, tym razem reprodukcyjnymi, i w efekcie mamy to, co mamy.
Wpadło mi w ręce badanie z tego roku, w którym Polki wypowiedziały się o macierzyństwie. Ponad połowa stwierdziła, że ten sracz to nie jest dobre miejsce do tego, by zakładać rodzinę i realizować się w macierzyństwie. Powody oczywiste dla każdego: brak systemowego wsparcia, brak dostępu do niezbędnych usług, ograniczanie podstawowych wolności obywatelskich, brak tolerancji.
Jakie widzą powody tego, że rodzi się coraz mniej dzieci? Zbyt niskie zarobki kobiet, brak dostępu do legalnej aborcji w przypadku wykrycia ciężkich wad płodu, obawa przed niepełnosprawnością dziecka w sytuacji, gdy ten kraj nie wypracował rozwiązań skierowanych do rodzin z dziećmi niepełnosprawnymi, brak wsparcia dla in-vitro. No i oczywiście kobiety nie chcą przez ciążę rezygnować z pracy, bo nie każdy Januszex trzyma dla nich miejsce, aż łaskawie urodzą i ruszą swoją leniwą dupę z powrotem za biurko.
Co tymczasem robią mędrcy partyjni? Mają plan. Kurwa, bardzo sprytny plan. Nie chcą rodzić? To dojebmy im rejestr ciąż. Bo oczywiście nie ma się czego bać, ziobrowe chłopaki na pewno nie dostaną do niego dostępu, a nawet jak dostaną, to tej wiedzy nie wykorzystają.
Witajcie, kurwa, w Salwadorze.
W chwili, gdy tekst już wrzucałem na stronę, wpadł mi w ręce jeszcze jeden sondaż. Tym razem o finansowaniu kościoła. Czy chcemy, żeby ta dziewięciogłowa bestia pasła się na budżecie? Czy powinna mieć przywileje podatkowe? Otóż kurwa 2 x NIE. 66 proc. ankietowanych jest przeciwna finansowaniu kościoła. 70 proc. uważa, że należy zlikwidować przywileje podatkowe dla kk.
Czy w każdym urzędzie i miejscu publicznym, obok (a czasami nawet ponad) państwowego ptaka powinien wisieć krzyż? Tutaj już jesteśmy bardziej tolerancyjni – 54 proc. mówi, że chuj, niech wisi. A religia w szkole? Połowa mówi, że spoko, niech sobie będzie. Ja też jestem za – nic szybciej nie odreligijnia tego kraju niż nieudolni księża i katecheci, którym się wydaje, że młodzież dalej daje faka za ognie piekielne i przejmuje się karą za grzech samogwałtu.
Dotarcie do dokładnych kwot finansowania kk to zadanie nietrywialne, bo ta i poprzednie władze kitrają ten hajs po różnych dziwnych funduszach, ale pismaki dotarły do kwot. Niby gdzieś tam człowiek słyszał, ale nie do końca wiadomo, czy to było wszystko, dlatego zawsze warto przypomnieć, jakie to są pieniądze.
1,5 miljorda idzie na pensje dla katechetów szkolnych, przedszkolnych, a ponoć od niedawna nawet żłobkowych. I tego ostatniego mój mózg nie ogarnia, na chuj katecheta w żłobku? 200 baniek na fundusz kościelny. Pół miljorda na kościołowe placówki edukacyjne i szkoły wyższe. Plus tam jeszcze jakieś drobiazgi, razem rocznie to około 3 miliardów ziko (słownie: 3 000 000 000 zł), aczkolwiek widziałem też szacunki bardziej dla nas litościwe, opiewające na marne 2 miliardy.
Oczywiście nie samym hajsem kościół żyje. Państwo może na ten przykład sprzedawać księżom dobrodziejom nieruchomości z bonifikatą. Jakie to bonifikaty? Nieduże, co to jest 91 proc. I tak na przykład między rokiem 2015 a 2020 polskie powiaty dokonały takich transakcji na kwotę nominalną 30,9 mln zł, ale kościół zapłacił za te nieruchomości nieco ponad 3 bańki. Tak trzeba żyć.
A wy co? Dalej serek topiony i czerstwa bułka kupiona pod koniec dnia ze zniżką? Nawet mi was nie żal, nikt wam nie bronił zostać biskupem.
Idę do ogrodu zen, żeby przez chwilę pokontemplować nieskończoną głupotę tego naroda, i pozastanawiać się, czy naprawdę nie ma już dla nas nadziei. Miłego piąteczku.
No elo, myślicie że to koniec? No, kurwa, niekoniecznie.
Trochę mnie nie było, bo załatwiałem swoje sprawy. Ale już je trochę załatwiłem, więc jestem z powrotem.
Zebrało się mnóstwo materiału, ale nie będę tego wszystkiego szczegółowo omawiał, bo to nie ma sensu. Jakiż bowiem sens można znaleźć w powtarzaniu ciągle tych samych czynności w oczekiwaniu innego rezultatu. Można wyśmiewać nieudolność rządów PiS, ale co z tego, skoro ich wyznawcy są całkowicie zaimpregnowani na umiejętność refleksji.
I ja nawet nie mówię o refleksji typu ‘no tak, kurde, ten PiS niszczy praworządność, rozwala wszystko, lepiej zagłosujmy na PO’, tylko taką wiecie, chwilę zastanowienia, zrobienie dwóch kroków wstecz, spojrzenie na szerszy obraz i przyznanie się przed samym sobą, że nawet jeżeli nie rozumiem zagadnień związanych z makroekonomią, finansami państwa czy dyplomacją, to widzę jak państwo zamienia się w prywatny folwark partii, w którym wykształciła się nowa nomenklatura, tak znienawidzona przecież przez kręgi niepodległościowe. No, chyba że nienawiść obejmuje tylko nomenklaturę komunistyczną, nasza jest spoko, to wtedy wporzo.
Więc ja sobie mogę pisać kolejne odcinki. I Paweł Lęcki może pisać kolejne odcinki. I autor Doniesień z putinowskiej Polski też może pisać kolejne odcinki. I chuj z tego naszego pisania, PiS ma poparcie na poziomie około 30 proc., opozycja wygląda, jakby nie paliła się do rządzenia tym pierdolnikiem w następnej kadencji, cały mój chuligański trud psu w dupę, bo biję zakład o każde pieniądze, że swoimi tekstami mogłem wzbudzić cień refleksji u nie więcej niż dziesięciu osób, za to ani jednej nie skłoniłem do zmiany poparcia dla PiS.
Dlatego zeskoczę we własnej głowie z tego mesjanistycznego kucyka, na którego momentami trochę mnie podsadzaliście, a ja w covidowo-wojennym zaćmieniu ochoczo wskakiwałem. Już nie będę się wspinał, gdyż uważam, że Partię należy jebać tak po prostu, bez żadnego motywu typu ‘nawrócę rząd dusz i będę zajebisty’. Nikogo nie będę nawracać, chcecie żeby gniło – niech kurwa gnije.
Bo, tu pytanie do sympatyków PiS, widzicie że praktycznie wszystko gnije, nie? Dociera do waszej świadomości, że stryczek zaciska się coraz bardziej na naszych gardłach (naszych, bo rząd się sam wyżywi). I rozumiecie, że to nie jest wina PO ani Tuska, bo to nie PO ani Tusk rządzą od siedmiu lat? I że nie jest to wina Unii, bo nie można traktować wspólnoty państw wyłącznie jako bankomatu, z którego pinionc się nam po prostu należy? Widzicie, czy jesteście na takim poziomie wyparcia, jak Rosjanie z ich postrzeganiem operacji denazyfikacyjnej w Ukrainie?
Dobra, jebać. Przecież mnie to tak naprawdę nie interesuje, bo dlaczego miałyby mnie interesować czyjeś mechanizmy dealowania ze swoimi lękami.
Dzisiaj zrobimy kilka tematów pobocznych i jeden główny.
Stan finansów publicznych… A nie, czekaj, nie ma już finansów publicznych. Znaczy jakieś tam są, bo przecież mamy w Konstytucji zapisane progi ostrożnościowe budżetu, po przekroczeniu których trzeba budżet równoważyć, czy co tam te Pełoskie pomioty nawymyślały, żeby tylko nie podzielić się dobrobytem z narodem, ale te oficjalne finanse i budżet to jakiś żart.
Jakiś tydzień temu podczas rozmowy wyraziłem ciekawość, czy ktoś to jeszcze w rządzie ogarnia. Znaczy czy jest jakaś komórka, która zbiera dane mówiące o tym, jaką część obciążeń teoretycznie budżetowych rząd wypchnął poza niego. Nie wiemy, czy jest jakaś komórka, pewnie nie ma, bo po co rząd ma sobie psuć dobre samopoczucie, ale ktoś to zebrał. No i ogólnie jest chujowo i niestabilnie, bo długu poza kontrolą parlamentu nazbieraliśmy ponad 320 mld ziko. Zadłużenie Skarbu Państwa to z kolei 1,15 biliona złotych. O kosztach obsługi tego zadłużenia nie chce mi się nawet pisać, bo to kolejne miliardy rocznie. A będzie więcej, bo żeby zachęcić świat do zakupu obligacji skarbu państwa, musimy podbijać ich oprocentowanie, więc szykuje się niezły pierdolnik za kilka lat.
Dobra, olać to, kogo obchodzi zadłużenie Skarbu Państwa, gdy na bombelki bynajmniej dają. Tylko tam pamiętajcie, że bombelkowe coraz mniej warte, bo pompowanie pustego hajsu w rynek nakręciło inflację do poziomów niewidzianych od dawna. Jasne, swoje dokłada wojna, ale nie dajcie się zwieść – to nie Putler odpowiada za całą naszą inflację. Oraz nie dajcie się zwieść – to nie koniec inflacyjnych wzrostów. Oczywiście możecie uwierzyć Sasinowi i jastrzębiowi polskiej bankowości Glapińskiemu, że wszystko mają pod kontrolą, ale w to już wierzą chyba tylko niepoprawni optymiści i ekonomiczni analfabeci.
Pamiętajcie – Partii przyświeca tylko jeden cel. Kolejna kadencja. Jeżeli w tym celu trzeba będzie rozjebać finanse państwa na strzępy, to tym gorzej dla finansów państwa.
I dlatego dzięki korzystnemu kursowi inflacji do złotego, ten ostatni warty jest tyle co papier, na którym został wydrukowany, co z kolei znajduje odbicie w jego kursie w stosunku do poważnych walut. Frankowicze zbierają coraz większy wpierdol, a to jeszcze nie koniec, bo rząd nie powiedział ostatniego słowa i kto wie, kto wie? Może jeszcze będziemy tęsknie wzdychać do franka za 4,50.
Żeby trochę ludziom ulżyć, i tej rosnącej inflacji jakoś przeciwdziałać, rada polityki tego i owego postanowiła zmienić stopy procentowe. Czego skutkiem ubocznym było dopierdolenie również kredytobiorcom złotowych, których oprocentowanie wisi na WIBOR-ze.
Mała dygresja.
Z tego miejsca chciałem się o coś zapytać wszystkich znajomych i nieznajomych zakredytowanych w złotym polskim, którzy kilka lat temu udzielali mi dobrych rad typu ‘kredyt tylko w walucie, w której się zarabia’ albo ‘no przecież w banku na pewno ci powiedzieli o ryzyku kursowym’, ewentualnie ‘a dlaczego nie chciałeś kredytu w złotówkach’ (chociaż wiedza o tym, dlaczego tzw. kredyty frankowe to jedno z największych oszustw systemu bankowego na obywatelach jest powszechna od kilku lat).
Jak się teraz czujecie jako pożyteczni idioci, którym nawet nie trzeba było płacić za jebanie frankowiczów z powodu tak durnego, jak waluta zaciągniętego kredytu? Pytam, bo po podwyżkach stóp procentowych, rata wam podskoczyła o więcej, niż mi po kolejnym załamaniu się złotówki. I nie pytam z mściwą radością czy przez złośliwość.
Widzicie, mnie praktycznie nigdy nie cieszy, gdy innym jest gorzej, bo ja wolę, gdy ludzie prą do przodu a nie wzajemnie ściągają się w dół. Po prostu jestem ciekaw, jak to jest pluć się bezinteresownie o coś, by po kilku latach zobaczyć, jak to coś odbija wam samym w twarz? Jak uważacie? Powinienem zacząć pisać u was komcie ‘trzeba było myśleć’ albo ‘mogliście przewidzieć ryzyko zmian stóp procentowych’? Poczulibyście się po nich lepiej? Przybyłoby wam od tego w portfelu? Byłby z takich słów jakiś pozytywny efekt? Zostawię was z tą myślą.
Koniec dygresji, wracamy do tematu, bo mi się ta notka rozłazi w szwach z braku struktury.
Pojawiła się znowu wyimaginowana wspólnota UE, która nie daje nam na uchodźców z Ukrainy. Która wstrzymuje pieniądze. Która karze nas za Turów. Jak tak można?! Oni są gorsi od okupantów. Nie wiem, jak wy, ale ja cały czas czekam na to, aż nasi napiszą wniosek o kasę na pomoc uchodźcom. Na razie chyba nie dali rady, bo cicho jakoś w tym temacie. A kasę dostali, UE dała nam hajs na uchodźców, Partia łże w tej materii, że niczego nie dostali. Dostali. I małe ptaszki ćwierkają, że ta kampania billboardowa, z którą mają jeździć po Europie, jest finansowana właśnie z tej kasy.
Niech to wsiąknie.
Mamy również ‘strajk’ kontrolerów lotów, który strajkiem nie jest, co nie przeszkadza rządowi w rozpowszechnianiu nieprawdziwych pogłosek o ‘niemoralnych żądaniach płacowych’. No bo przecież 80 koła miesięcznie jest moralne tylko wtedy, gdy płaci się je ziomkom decydującym wyłącznie o tym, do której nogawki sobie dzisiaj chuja włożą, ale nie ludziom odpowiedzialnym za bezpieczne niebo nad naszymi głowami. Doczytajcie sobie szczegóły sami, ja wam tylko szybko streszczę – rząd stworzył problem, wyeskalował go, wręczył kontrolerom wypowiedzenia zmieniające warunki pracy, kontrolerzy powiedzieli ‘no chyba was pojebało’. W efekcie rząd został z gaciami zrolowanymi na kostkach i z chujem na wierzchu.
Zgodnie ze swoją doktryną szoku i przerażenia, rząd natychmiast zaczął obwiniać kontrolerów za swoje błędy, jak choćby ustami niejakiego Dworczyka, który się nadął, napiął, zesrał, a na koniec powiedział, że żadna grupa zawodowa nie będzie terroryzować rządu (sprawdzić czy nie górnicy, rolnicy albo kościół, oni mogą). Oczywiście włączyli się też pożyteczni idioci i płatni propagandziści, którzy zaczęli pierdolić o agenturze GRU wśród kontrolerów, zaczęło się zwyczajowe wylewanie pomyj, które do tej pory zajebiście sprawdzało się, gdy trzeba było poszczuć Polaków na nauczycieli, opiekunów niepełnosprawnych, lekarzy czy ratowników medycznych. Nie dziwi fakt, że Polacy tej narracji nie podchwycili, bo kogo obchodzi kilkuset kontrolerów? No bądźmy poważni.
Pomysły rządu na wyjście z impasu też są zajebiste. Na przykład możemy przyjąć kontrolerów zagranicznych, przecież język polski nie jest w tej pracy potrzebny. Znaczy dokumentacja, procedury, komunikacja wewnętrzna odbywają się po polsku, no ale przecież do wszystkiego innego wystarczy angielski. Albo posadźmy kontrolerów wojskowych, bo przecież tych na pewno mamy nadmiar. Oba pomysły są idiotyczne i mogą doprowadzić do tragedii. Widzę jednak, że duch Smoleńska i zasada ‘jakoś to będzie’ są u nas wiecznie żywe. Niczego się na błędach i tragediach nie nauczyliśmy, niczego się nie nauczymy, i będziemy je w kółko powtarzać, krzycząc po fakcie, że odnajdziemy winnych tego wszystkiego.
Tak czy inaczej, efekt nieudolności PiS jest taki, że mieliśmy zamykać niebo nad Ukrainą, zamiast tego rząd skutecznie zamknął niebo nad Polską. Słyszeliście, że warszawskie Okęcie będzie czynne w godzinach 9:30-17:00, potem najbliższe czynne lotnisko w Berlinie? Powaga, szkieletowa załoga nie wystarczy na pełne obsadzenie wszystkich odcinków kontroli, więc o 17 lotnisko będzie się zamykać. Jeżeli to nie jest wielki sukces rządu, to nie wiem co nim jest.
Żartowałem, największy sukces rządu, już odtrąbiony przez Beatę Mazurek jest taki, że Gazprom odciął nas od rosyjskiego gazu. I fakt, że to Rosja nas zembargowała, pani Beata przedstawia jako sukces rządu. W obliczu takiej bezczelności, jak zawsze pozostaję bezradny i potrafię tylko powtórzyć po raz setny ten sam, jakże pasujący cytat ze Szwejka: „nachalne są te kurwy i zuchwałe”.
Temat główny dotyczy dzietności. Jej zwiększenie było jednym z haseł wyborczych pierwszej kadencji PiS. Miał powstać system zachęt, ratujący nasz coraz chujowszy przyrost naturalny. Nie może być tak, że emerytów przybywa, aktywnych zawodowo ubywa i społeczeństwo nam się starzeje. Mamy plan na podniesienie poziomu dzietności z aktualnego 1,4 do minimum 2,1. Pozwoli to na prostą zastępowalność pokoleń. Jaki plan spytacie? Ano, kurwa, sprytny.
(gdyby to był film na jutubie, teraz byłaby stopklatka i odgłos grających świerszczy)
Jedyne, co te tumany były w stanie wymyśleć, to pieniądze. Dajmy ludziom trochę hajsu, na pewno zaczną się rozmnażać.
Spore zaskoczenie – nie zaczęli.
Jak do tego doszło – nie wiem.
Nie będę wypisywał truizmów, bo każdy kto ma mózg i IQ wie, że decyzja o posiadaniu dziecka, to nie jest prosta gra ekonomiczna opierająca się wyłącznie na hajsie. Czy nam się to podoba, czy nie, ludzie zorientowali się, że gdzie indziej żyje się godnie, i zaczęli wymagać czegoś więcej, niż tylko pięciu stów co miesiąc.
Nie będę stawiał diagnoz i analizował powodów tego, że Polki jak na złość nie chcą się rozmnażać, bo potencjalnych przyczyn mogą być setki i tysiące, właściwie co człowiek, to powód. Jeden krzyknie ‘dajcie mi dostęp do żłobka, przedszkola i szkoły’, inny powie ‘gdzie tanie budownictwo czynszowe, nie mogę mieć dziecka w wynajmowanym mieszkaniu’, trzeci warknie ‘jeszcze więcej obostrzeń w ustawie aborcyjnej, jeszcze więcej ginekologów z klauzulą sumienia, jeszcze mniej porodówek, w których potraktują mnie jak człowieka’.
Już to kiedyś napisałem, powtórzę i dzisiaj: kobieta to nie automat, któremu wrzucasz pieniądze do pochwy, a po dziewięciu miesiącach wylatuje z niej dziecko. Bez fundamentalnych zmian w sposobie traktowania matek, ojców, dzieci, tworzenia wspomagającej ich infrastruktury i procedur, wkrótce dojedziemy do dzietności na poziomie 1. Po czym wymrzemy.
A piszę o tym ponownie dlatego, że chcę uczcić kolejny wielki sukces tego rządu, który w nawale innych wielkich sukcesów tego rządu, mógłby przemknąć niezauważony.
Otóż według danych GUS, w lutym 2022 roku urodziło się 23 tys. dzieci. Tak na oko, to nie za dużo, co nie? Jest lepiej, 23 tysiące to nie tylko nie za dużo. To najmniej od czasu drugiej wojny światowej.
Uszanowanko. Wracam do komnaty zen. Ogrodu zen. Na polanę zen. Albo pójdę sobie poćwiczyć.
Wiem, że pracy wystarczy dla wszystkich. I wiem, że po pierwszym zrywie, będziemy musieli przejść z trybu pospolitego ruszenia, w tryb zorganizowanego, ciągłego wsparcia. I że na razie cały czas wsparcie doraźne w znakomitej większości wisi na plecach społeczeństwa. Rząd nie dał rady przygotować się na kryzys uchodźczy. Spore zaskoczenie.
Ale ja dzisiaj nie o tym, tylko o paru drobiazgach, które niektórym umykają.
Zacznę od śmieszków, których bawi wstawianie w profilowe flagi Ukrainy, no bo przecież co to daje i lepiej robić coś pożytecznego a nie kanapowy aktywizm.
Po pierwsze – skąd w ogóle to paraliżujące umysł przekonanie, że można robić tylko jedną rzecz? Skąd w ogóle ten najgłupszy z najgłupszych pomysłów, że wstawienie nakładki na profilówkę to koniec czyichś działań? Nie macie obowiązku zmiany profilowego. Ale dajcie spokój ludziom, którzy to zrobili. Dlaczego? Już tłumaczę.
Pewnie tego nie pamiętacie, ale możecie sobie zobaczyć w kronikach filmowych. A właściwie to nie w kronikach, bo władza cenzurowała. Ale zapraszam do materiałów archiwalnych na jutubie. Czy wiecie, co zrobił dla Polaków gest Kozakiewicza, który podczas olimpiady w Moskwie pokazał wała szowinistycznej publiczności, a w szerszym kontekście, całemu imperium? Ci co wtedy byli świadomi, pamiętają. Zbyt młodzi mogą nie zrozumieć. Ale to była wielka rzecz.
Obejrzyjcie sobie też MŚ w piłce nożnej, Hiszpania 82, gdzie na trybunach roiło się od flag Solidarności tak, że polscy realizatorzy nie nadążali ich nie pokazywać. Wiecie, co to robiło dla morale Polaków? Pewnie tyle samo, co trzecie miejsce na tym Mundialu. Albo więcej.
Każdy gest wsparcia, nawet najdrobniejszy, jest ważny dla ludzi, którym na głowy wali się ich świat i sufit ich mieszkania. Więc jeszcze raz, uprzejmie proszę – uszanujcie, nie wyśmiewajcie, bo nawet jeżeli coś wam się wydaje, to… No cóż, właśnie tak jest. Wydaje się wam.
Druga rzecz – symbole.
Widziałem mnóstwo opinii, że ‚russkij wojennyj korabl’, idi nachuj’, to była marnacja siły żywej[1], że ci ludzie mogli cośtam cośtam. I cośtam. Po pierwsze, sami nie wiemy, co my byśmy zrobili w takiej sytuacji, dlatego te dywagacje pozostawiam wyłącznie tym, którzy znają sami siebie tak doskonale, że dobrze wiedzą, jakby się tam zachowali. Ja nie wiem.
Tylko widzicie, bezsensowna, z naszego wygodnego punktu widzenia, śmierć to jedno. A drugie, to potęga symbolu, jaki za tą śmiercią ustawił ten dowódca. Od Wężowej Wyspy nikt z ludzi, których widzę na Fejsie czy Twitterze nie mówi inaczej, niż idź na chuj. Czy to pod adresem Putina, czy pożytecznych idiotów, czy zwyczajnych ruskich propagandowych onuc. Gość został bohaterem. Śmierć garnizonu – symbolem.
Oczywiście nie wiemy tego na pewno, ale zastanówmy się, czy gdyby nie było bohaterskiej obrony Alamo, to wojna o niepodległość Teksasu wyglądałaby tak samo? Czy ludzie idący do walki z bojowym okrzykiem „Remember the Alamo” nie wlewali więcej bojaźni w serca przeciwnika? Czy pamięć o bohaterach nie napędzała ich do czynów poza teoretycznymi granicami ich możliwości?
Zełenski mówiący, że on nie potrzebuje podwózki tylko amunicji. A wcześniej zadający kłam rosyjskiej propagandzie, twierdzącej że uciekł ze stolicy, filmikiem ‚my tut’. Kliczko z giwerą na rubieżach Kijowa, którego jest merem. Witalij Skakun, który wysadził most ale nie zdążył się wycofać i zginął w eksplozji. Jakiś kompletnie pojebany małolat ze szlugiem w kąciku ust, który przenosi minę, którą wygrzebał spod mostu.
Każdy z nich to symbol. Symbol jest kuloodporny. Nie da się go zabić. I przeżyje niejednego dyktatora.
Propaganda i dezinformacja. Będę o tym wspominał, bo chociaż ubywa tub rosyjskiego pierdolenia (dziękuję pan Anonymous), a i pożyteczni idioci Kremla (dziękuję pan Konfederacja) zamknęli ryje, tak dalej będziemy poddawani ofensywie. Jasne, Moskwa na tym polu zbiera wpierdol okrutny, ale nie traćcie czujności, źródła sprawdzajcie dwukrotnie, korzystajcie ze sprawdzonych kanałów i nie dawajcie się manipulacji. Ani zwątpieniu. A każdy onucowy kawałek narracji traktujcie tak, jak na to zasługuje – jako gówno warty kawał śmiecia.
Zgłaszać, blokować i zapraszać wypierdalać.
No to trzymajmy się wszyscy razem.
[1] Nie jest to chyba informacja potwierdzona do końca, ale podobno obsada wyspy żyje i jest w rosyjskiej niewoli.
Ocieplanie wizerunku Putina i Rosji. Bo to nie Putin zaczął, tylko Ukraina go sprowokowała. Skąpym strojem, wyzywającym prowadzeniem się, no i sama w nocy wracała, to grzech nie skorzystać.
Będziemy czytać o UPAdlinie, UPAinie, UKRach, banderowcach, Wołyniu i Polesiu.
Będziemy czytać o tym, że Ukraina to nie jest prawdziwe państwo, wymyślił ją Lenin a cywilizację zaprowadzili tam Rosjanie.
Dowiemy się, że UE i NATO zagrażają Rosji.
Dowiemy się, że to Ukraina jest winna tego, że napadł ją Putin.
Ba, znajdą się nawet pojeby, które będą mamrotać o tym, że teraz jest dobry moment, żeby może jakoś wziąć sobie ten Lwów.
Będziemy czytać krótsze lub dłuższe teksty o tym, że Rosja miłuje pokój, nigdy nikogo nie najechała, winni są inni.
Będziemy czytać narzekania, że Zachód potrafi tylko się zaniepokoić i wprowadzić bieda-sankcje.
Zobaczymy też zabawne obrazki, nabijające się z reakcji tegoż Zachodu. Nawet może przyjdzie nam chęć, żeby to gówno poszerować.
Akcja trollska będzie potężna. Akcja pożytecznych prokremlowskich idiotów będzie potężna. Nasze nieprzemyślane działania mogą się w to wpisywać, nawet wbrew naszym intencjom.
Wszystko to będzie się działo w dużym natężeniu, bo Putin wie, że walka o rząd dusz jest równie ważna, jak walka o terytorium. Poza Rosją nie może zagrozić nikomu plutonem egzekucyjnym, więc będzie przekonywał do swoich racji właśnie propagandą. I nie ma kwot, jakich by na nią nie wydał.
Dlatego jak następnym razem zobaczycie śmieszny obrazek, zastanówcie się trzy razy, czy na pewno jest taki śmieszny, i czy chcecie go udostępniać. Nie bądźcie bezwiednie orężem w tej walce.
Jak zobaczycie post, komentarz albo status, od którego wali prokremlowską propagandą, nie dyskutujcie z autorem. Nie budujcie mu zasięgu. Zgłoście to do administracji, moderator też człowiek, ma prawo nie widzieć wszystkich wysrywów kremlowskich trolli. A potem, jeżeli ktoś wam nasrał u was, skasujcie komentarz. Niech inni nie mają pokusy, żeby z czymś takim dyskutować, bo to nie ma z czym dyskutować.
Nie dawajcie się propagandzie. Wiem, to przyjemna proteza, która w łatwy sposób tłumaczy skomplikowane rzeczy. Zamiast kuszących bo łatwych rozwiązań, zadajcie sobie trud, sami odpowiedzcie na pytanie, czy Putin się zatrzyma na tej znienawidzonej przez wielu UPAinie, czy może potem zapuka do naszych drzwi.
Dlatego wszystkim zalecam żegnanie takich ludzi zawsze swojskim ‚wypierdalaj’.
U mnie od lat działa.
Sugeruję również, żeby poszukać w sieci sposobów na wsparcie Ukrainy. Wiecie, takich które wam odpowiadają. Ktoś może zechcieć oddać krew. Na pewno są jakieś zbiórki humanitarne. W miarę możliwości, można przelać pieniądze. Jak macie znajomych z Ukrainy, wspierajcie ich dobrym słowem. Wbrew temu, co może się niektórym wydawać, to też bardzo ważne.
Jeżeli macie sprawdzone miejsca, wrzucajcie je w komentarze – będę przeklejał do statusu.
Może i jako jednostka, nie możemy wiele. Ale zróbmy tyle, ile możemy. Na dobry początek niech to będzie przynajmniej ‚wypierdalaj’.
Dzień dobry po długiej przerwie. Powiem wam, że jedną z najgorszych rzeczy, jaką może człowiek sobie zrobić, jest autocenzura. Następnym razem bardzo poważnie się zastanowię, gdy ktoś będzie mi sugerował, że niby wicie-rozumicie, po co takie rzeczy pisać? Bo chyba za stary jestem na takie gówno.
Niejaki Karczewski Stanisław, najpierw przekonywał, że nie wiadomo, czy na pierwszym posiedzeniu Senatu uda się wybrać nowego marszałka. Nie zaprzeczał też, że rozmowy z senatorami opozycji na temat przejścia na stronę lepszej zmiany trwają i trwać będą. Gdy podczas głosowania odbył się lekki wpierdol i PiS marszałka stracił na rzecz Tomasza Grodzkiego, nasz złotousty, już były marszałek, stwierdził że on to w ogóle puszcza w niepamięć ostatnie cztery lata pałowania opozycji i, tutaj cytuję dosłownie, ma nadzieję na współpracę na rzecz rozwiązywania problemów Polek i Polaków. Senat nie może być areną walk partyjnych. Potrzebny jest dialog. Lekarzowi z lekarzem, chirurgowi z chirurgiem, będzie łatwiej o porozumienie. Damy radę.
W zasadzie jedyne co mi przychodzi do głowy, to cytat ze Szwejka, ten o nachalnych kurwach. I zuchwałych.
Lidia “Niezależna” Staroń bardzo starała się uzasadnić swoje wstrzymanie się od głosu w głosowaniu na marszałka. Ona co prawda nie miała nic przeciwko kandydaturze Grodzkiego, ale jest istotą wrażliwą, i jak sama się wyraziła, nie dla niej polityczne gry. I wstrzymała się, bo chce pozostać niezależna. Gdyż jej partią są ludzie.
No, a jej hasłem niech zgoda i współpraca będzie. Po co tacy ludzie się pchają do polityki, skoro nie dla nich gry? Może to było takie wystawienie się na licytację, i kto da więcej, ten weźmie panią senatorkę niezależną?
Macierewicz Antoni, marszałek senior, na posiedzeniu inaugurującym nową kadencję, mówił rzeczy. Oczywiście dokładnie takie, o jakie prosił Karczewski, czyli o współpracy i o tym, żeby Sejm nie był areną walk politycznych.
Mogliśmy więc usłyszeć stonowane wypowiedzi o odpowiedzialności za ostateczne uporanie się z ciemną spuścizną komunizmu, spadającej na posłanki i posłów. Było o tym, że bez względu na różnice, wszystkich nas MUSI łączyć miłość do ojczyzny i wola potępienia zbrodni przeciwko narodowi. Nie, że może czy coś takiego. JEST MUS, ROBAKI!.
Było też o tym, że zdecydowana większość Polaków chce jedności opartej na wartościach narodowych i chrześcijańskich. Wspomniał też o tym, że wszyscy doskonale wiemy, jakie decyzje budują niepodległość, a jakie prowadzą na manowce. Wiemy też, jaką cenę płacimy za porozumienia Okrągłego Stołu i jak wygląda kolejna faza postmarksistowskiego ataku oraz dokąd prowadzi ideologia gender. Nie mogło zabraknąć wtrętu o Smoleńsku, ale ostrożnie, bo przecież komisja do tej pory nic nie pokazała, i jak się w końcu ktoś każe z tej szopki rozliczyć, to będzie gruby przypał. Oczywiście nie mogło obyć się bez opowieści z mchu i paproci o zagrożeniach zewnętrznych.
Bardzo dobre przemówienie, które emanowało wolą konsensusu i porozumienia. Słuchałem i szlochałem ze wzruszenia, zwłaszcza przy kawałku o tym, że musimy zbudować silne państwo narodowe z jasną hierarchią wartości odróżniającą patriotyzm od zdrady, dobro od zła, cywilizację życia od cywilizacji śmierci.
Urzędujący prezydent Duda, który szykuje się do kampanii wyborczej, i przemawiając wcześniej, tak wyciągał rękę na zgodę, że bałem się, że mu wypadnie z barku, minę w trakcie przemowy seniora miał nietęgą.
On tu chce być poważnym kandydatem centrowym, może z lekkim odchyleniem konserwatywnym, mówi o Polsce w sercu, porozumieniu, wspólnym zdaniu i języku szacunku, a tu wchodzi Antoni, cały na biało, i rozpierdala mu w drebiezgi całą narrację. W zasadzie prezydencka mina mówiła “Andrzej, kogoś ty mianował seniorem, nie lepiej było faktycznie wybrać najstarszą posłankę, tę Śledzińską, czy tam Katarasińską, fakt, jest z Peło, ale może by tak przynajmniej nie majaczyła”.
JKM tak się zmęczył tymi przemówieniami, że się zdrzemnął. Znowu, bo już wcześniej drzemał w Parlamencie Europejskim, z którego brał pieniądze, rozpracowując go w ten sposób od wewnątrz. Na moje, pan Janusz powinien sobie sprawdzić cukier.
Z ławy sejmowej położonej obok, na śpiącego zerkał łakomie niejaki Tarczyński Dominik. Człowiek prosty, na dodatek porywczego charakteru, obiecał kiedyś, że pan Janusz dostanie od niego wpierdol przy pierwszej okazji. Wpierdolu nie było, więc może o coś innego chodziło Dominikowi, gdy pisał tweeta następującego:
„W imieniu tysięcy wyborców którzy oddali na mnie głos, wypłacę w Sejmie temu szaleńcowi sprawiedliwość zgodnie z kodeksem honorowym. Przy pierwszym spotkaniu”.
Macie jakieś pomysły? Co tam u Boziewicza stoi, bo mój egzemplarz aktualnie w drugim mieszkaniu?
Grejt sakses polskiego rządu, który zrobił wszystko, żebyśmy latali do USA bez wiz. Pierwszy Polak, który poleciał do USA bez wizy, zasłużył sobie na materiał w telewizorze publicznym, gdyż na zamorskiej ziemi Franklina i Washingtona, spotkało go ciepłe przyjęcie. Urzędnicy imigracyjni mu gratulowali, piątkę zbił z nim Marcin Gortat.
Chwilę potem okazało się, że podróżnik akurat przelatywał z tragarzami i zupełny przypadkiem jest to, że ów podróżnik, niejaki Bakalarski Marcin, jest pracownikiem TVP. Która to zresztą telewizja publiczna, jako dobra firma, kupiła mu bilet do tych Stanów. Naprawdę, w tym kraju z uniesień pozostało mi tylko lekkie uniesienie brwi, a ze wzruszeń, wzruszenie ramionami.
Na koniec dobra wiadomość. Akcyza na wódkę, browara i szlugi miała wzrosnąć o 3 proc. Zamiast tego od stycznia wzrośnie o 10 proc. Więc wydaje mi się, że to dobry pomysł, środki uzyskane z tego wzrostu od razu będzie można przesunąć na służby celne i policję. Bardzo dobry ruch, bo przecież to oczywiste, że żadnego przemytu artykułów pierwszej potrzeby w tym kraju nie ma, nie było, i nigdy nie będzie.
Aha, bym zapomniał. Episkopat jest, jak zwykle, rozczarowany wszystkim i wszystkimi.