No elo 108

No elo, myślicie że to koniec?
No, kurwa, niekoniecznie.

Pomimo sezonu ogórkowego, w tym chlewie obsranym gównem trochę się dzieje. Ale nie pisałem, bo najpierw byłem na wakacjach, a potem dostałem COVID-a, co to go podobno nie ma i się go przechodzi jak lekką grypę. I się cieszę, że się zaszczepiłem, bo jak po szczypawkach przechodziłem go tak, jak przechodziłem, to bez nich mógłbym tej lekkiej grypy nie przeżyć.  

Niejaki Krasnodębski Zdzisław, ponoć profesor, w ciągu kilku dni dał dwukrotnie głos, i dwukrotnie powiedział coś z pozoru głupiego, a tak naprawdę, to trzeba lekko odchylić zazdrostki, żeby skumać co mu przyświecało.

Najpierw podsumował nasze starania o pieniądze z KPO:  

Przedtem nie mieliśmy środków z KPO, a Polska rozwijała się bardzo płynnie. Jeśli chodzi o oświadczenia, to jesteśmy bardzo zdecydowani, a jak przychodzi do negocjacji, to stajemy się ustępliwi. Do tej pory możemy powiedzieć, że niestety przegrywamy i moja pesymistyczna diagnoza się potwierdza, a w związku z tym potrzebujemy innej zdecydowanej polityki i innego sposobu negocjowania z UE. Żeby skutecznie negocjować, to trzeba mieć środki nacisku i trzeba być jednak odważnym. Czas przeciąć te negocjacje i powiedzieć, że rezygnujemy z tych środków.  

No głupota, nie? Jak to rezygnujemy? Przecież o te pieniądze rząd walczył, sukces ogłosił na bilbordach, a teraz rezygnujemy ze 120 miljordów ziko? Nie godzi się, co nie?

Godzi, godzi. Już kilka dni później w sukurs profesorowi przyszedł premier Mateusz, który w programie telewizji publicznej opierdolił Holecką, że ulega podszeptom wrażych sił. Stuknął ją mianowicie tak:  

Pani – podobnie jak skrajna prawica i skrajna nasza opozycja, totalna opozycja – również dała się wpuścić w taki nurt narracji o KPO.  

A co to za narracja o KPO, zapytacie? Ano taka: 

KPO to 120-130 mld zł zaokrąglając. Jak podzielimy to na 6 lat, to okrągło wychodzi 20 mld zł rocznie. To nie jest coś, co zmienia zasadniczo sytuację gospodarczą, finansową Polski.

– Podam tylko taki jeden bardzo konkretny przykład. Dosłownie dwa miesiące temu zatwierdziliśmy drugą transzę programu inwestycji strategicznych Polski Ład, tak nazywamy ten program. Tam było blisko 30 mld z naszych budżetowych pieniędzy. Czyli pokazujemy na zdolności finansowe Polski dużo większe niż KPO. 

No i spoko, drukarka zrobi brrrttt i będą pieniądze. Mam tylko niestety smutne wrażenie, że aktualne zdolności finansowe Polski to obligacje na w chuj procent i modły o to, żeby w obliczu zbliżającej się recesji znaleźli się na nie chętni.  

Widać więc, że gawędy profesorskie to nie jest jakiś oderwany od układu odniesienia wyskok, że coś mu się chlapnęło. Jemu się nic nie chlapie bez zgody Nowogrodzkiej. Ten facet jest od 2014 roku członkiem rady programowej PiS, wiec niczego tak grubego, bez uzgodnienia z Prezesem nie powie.  

Zresztą jego mamroty o zerwaniu negocjacji w sprawie KPO to była przygrywka do pieprznięcia dużo większego kalibru. Tego o zagrożeniu ze strony Wschodu i Zachodu. Profesor uważa, że Putin to chuj, drobiazg, naprawdę groźny jest Zachód:  

Zagrożenie dla naszej suwerenności ze strony Zachodu jest większe niż ze strony Wschodu. Pamiętajmy na przykład o tym: my bardzo często jednak po naszej prawej stronie nie doceniamy przeciwnika, że Komisja Europejska ma bardzo sprawnych urzędników, doskonałych prawników, że Parlament Europejski jest bardzo dobrze zorganizowaną instytucją.  

A czy jest na to jakaś recepta, możemy zapytać.

I wygrać z nimi jest trudniej, bo na Rosję trzeba mieć HIMAR-s, Abramsy, wiadomo, jakich środków użyć. Natomiast, żeby sobie poradzić z Unią, a Unia, nie ogólnie, ale jest w tym kształcie opanowana przez te siły, które wzięły ją w jasyr, które są nam niesprzyjające, żeby wygrać z nimi i odzyskać dla nas instytucje europejskie, to wymaga jednak większego wysiłku organizacyjnego, intelektualnego i w tym sensie to jest większe niebezpieczeństwo.  

I jeszcze coś wyjątkowo urodziwego:  

To jest paradoksalne, oczywiście, Rosja jest brutalna, Rosja może wypowiedzieć wojnę, ale Polacy wiedzą w sensie duchowym, czy psychologicznym, jak z takim niebezpieczeństwem się obejść.  

A na koniec wisienka na tym torcie z gówna.

Putin nas nie dzieli, ale łączy.  

Tak, on to naprawdę powiedział. I jeżeli to nie jest zdrada stanu, to ja nie wiem co nią jest.  

Ale jak wspomniałem wcześniej, żadne tego kalibru farmazony nie mogłyby pójść bez błogosławieństwa Partii, więc nie ograniczajmy się do prostego „co to w ogóle jest za przygłup”, tylko zastanówmy się, dlaczego Partia pozwala takie rzeczy mówić (oprócz Mateusza i profesora Zdzisława, na temat zagrożeń z Zachodu majaczył też Kuchciński).  

Z Unią nam od jakiegoś czasu nie po drodze. Domagają się od nas jakichś dziwactw, typu przestrzeganie praworządności, jakieś kamienie milowe, jakieś Turowy, no kto to w ogóle widział, żebyśmy się mieli słuchać jakiejś wyimaginowanej wspólnoty. Dlatego od jakiegoś czasu trwają mniej lub bardziej subtelne działania, mające na celu nam tę Unię obrzydzić.

Oczywiście ludzie bardziej świadomi mogą się śmiać, że taka tępa propaganda na pewno w sprawach UE nie zadziała, bo przecież na pewno korzystamy na obecności we Wspólnocie i nikt się nie da przekonać, że jest inaczej. I ja bym chciał mieć w sobie ten spokój, ale cały czas z tyłu głowy mam świadomość, że do naszego wyjścia z UE nie będzie potrzebne żadne referendum, tylko większość parlamentarna. I jak Partia uzna, że urobiła antyunijnie na tyle dużo osób, że będzie mogła to zrobić, to to zrobi. Pozbądźcie się złudzeń, że Wielkiemu Strategosowi drgnie ręka. Nie drgnie, bo on nie jest tutaj po to, żeby robić dobrze Polakom, tylko po to, żeby utrzymać władzę za wszelką cenę. I będzie skłonny zapłacić za to każdą cenę.

Znaczy zapłacimy my, ale to są nieistotne detale.  

Na koniec jeszcze tylko dodam, że profesor Krasnodębski jest naukowo związany z uniwersytetem w Bremie. Bytowo również. Pracuje w Parlamencie Europejskim. Dlatego może sobie komfortowo pierdolić o tym, że Putin zbliża ludzi i wystarczą na niego Abramsy i HIMARSy. W końcu to nie on będzie je obsługiwał, to nie on będzie płacił krwią, to nie jemu rozkurwią dom, to nie jego zgwałcą, to nie jemu każą klęknąć, żeby strzelić w potylicę i wrzucić jak tobół do bezimiennej mogiły. Tak, wielu z nas zginie, ale to ofiara, którą profesor Zdzisław gotów jest ponieść. Wyjątkowo obrzydliwa kanalia.  

Zrobiło się mrocznie, więc może dwa szorty na rozluźnienie atmosfery.  

Wiceministrowie edukacji w tym kraju są albo wyjątkowo tępi, albo wyjątkowo cyniczni. Jakiś czas temu niejaki Rzymkowski mówił o wysokich zarobkach nauczycieli, sięgających 11 tys. ziko miesięcznie. Zarabiają kupę siana, pracują po 18 godzin tygodniowo i jeszcze mają dwa miesiące wakacji. Żyć nie umierać.  

Teraz kolejny wiceminister, Piontkowski Dariusz się pomylił. Ze dwa dni temu na pytanie o to, ile zarabia na przykład polonista w podstawówce, w zawodzie od 10 lat, odpowiedział następująco:  

Jeżeli jest to stopień nauczyciela dyplomowanego, jego wynagrodzenie średnie ze wszystkimi dodatkami, to jest przeciętnie około 6,8 czy 6,9 tys. zł.  

Dopytany o to, czy to jest na rękę, odpowiedział:  

To jest oczywiście na rękę, ale to jest łącznie z dodatkami za wychowawstwa, staż pracy. Jeżeli ma nadgodziny, to jego wynagrodzenie może być zdecydowanie wyższe. 

Dlaczego wiceminister opowiada takie głupoty, a dwa dni później przeprasza słuchaczy (bo to szło w radio) i wszystkich zainteresowanych, że się pomylił i omyłkowo wskazał, że jest to kwota netto, a nie brutto? Przecież każdy człowiek zorientowałby się, że gdyby nauczyciele zarabiali siódemkę na rękę, to dyrektorzy nie mieliby problemów z obsadą na początku roku, bo by im się kolejki pod drzwiami ustawiały. Byłżeby wiceminister taki głupi, że nie odróżnia netto od brutto?  

Nie dajcie się zmylić. To nie głupota, to cynizm i element większej akcji obrzydzającej Polakom nauczycieli. Bo ci ostatni od 1 września uruchamiają ogólnopolskie pogotowie protestacyjne, mające na celu ukazać dramat w edukacji. A jakiś dramat chyba jest, skoro ocenia się, że tydzień przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego w polskich szkołach brakuje od 13 do 20 tys. nauczycieli.  

Nie zdziwcie się więc, jak zaczniecie w komentarzach widzieć coraz więcej tekstów o zapłakanych kuzynkach, nieudanej inwestycji nauczycieli w alkohol i wstyd Broniarzach. Co jak co, ale dzielić ludzi Partia potrafi pierwszorzędnie.  

A już zupełnie na koniec, polecam wam wszystkim najśmieszniejszą reklamę świata.

Wiceminister rolnictwa, niejaki Kaczmarczyk Norbert, wiązał się świętym węzłem małżeńskim. Wesele było kameralne w ten typowo polski sposób – pięciuset gości, w tym Ziobro, Kempa Cymański czy Bochenek, Bayer Full na majku i skromny prezent od brata – ciągnik marki John Deere za półtorej bańki.

I w sumie nawet by mi brewka nie pykła, bo może brat ministra jest na tyle bogaty, że stać go na dawanie takich prezentów, gdyby nie kilka drobiazgów. Na przykład ten, że ciągnik tej marki brał udział w kampanii promocyjnej prezydenta Dudy. Wtedy za kierownicą siedział niejaki Kaczmarczyk Norbert.  

Dalej. Kluczyki ministrowi wręczył nie brat tylko przedstawiciele dystrybutora. Sfotografowali się z nim. I zrobili z tego dwuminutowy film promocyjny, który wrzucili na jutuba i na swoje sociale, więc można to złoto obejrzeć na własne oczy.

Wydanie 8R 340 | Ciągnik dla Wiceministra jako prezent ślubny od brata

Dalej. W 2015 roku Państwowe Jednostki Wojskowe zakupiły 15 ciągników tej marki. Przetarg ogłosił Skarb Państwa, wygrał AGRO Wanicki, diler tej marki.  

Dalej. Ten sam diler podpisał umowę z Wodami Polskimi, którym sprzedał 34 nowe ciągniki.  

Jak gówno strzeliło w wentylator, nastąpiła zmiana narracji. Brat wiceministra, ten szczodry ofiarodawca, wytłumaczył motłochowi, że nie rozumie tego całego kwiku, traktor który przekazałem bratu, został przekazany symbolicznie, jest moją własnością, ja wziąłem na niego kredyt, to był mój pomysł, od bierdolta się ode mnie, od mojego ciągnika, i ode mnie.  

Minister ma luz, nie widzi w tej szopce żadnego konfliktu interesów, wszystkim którzy chcą słuchać, opowiada o zajebistym ciągniku John Deere 8R 340, a krytykom mówi krótko: od bierdolta się ode mnie, od mojego ciągnika, i ode mnie. I wydaje oświadczenie, które warto przeczytać, bo jest piękne:  

Przysięga małżeńska to jedna z najpiękniejszych chwil w życiu dwojga kochających się ludzi. Niestety nawet takie momenty są wykorzystywane do brutalnej i kłamliwej gry politycznej. Tym razem politycy opozycji i niektóre media zaatakowały mnie, moją ukochaną Żonę i całą moją rodzinę. Spieszę więc wyjaśnić, że koszty całej uroczystości ślubnej zostały pokryte z prywatnych środków obu naszych rodzin, za co serdecznie – jako para młoda – im dziękujemy. Duża liczba weselnych gości – wynika z tradycji i sposobu funkcjonowania naszej lokalnej społeczności.

Rozumiem, to wieś, tam się na wesele zaprasza wszystkich, oprócz tych chujów, którzy w 1993 roku te obrzydliwe rzeczy o naszej Marzence powiedzieli. Zresztą wesele na 500 osób to nic nadzwyczajnego – gość ma hajs od nas, za ciężką pracę w ministerstwie, to co ma z nią robić? W skarpecie od Jana Pawła II ją trzymać?

Dalej też się zaciekle broni.

Moja rodzina od pokoleń zajmuje się ciężką pracą rolniczą i angażuje się w sprawy lokalnej społeczności. Z najbliższymi kontynuujemy tę zobowiązującą tradycję. Tym bardziej cieszę się, że ten ważny moment mogliśmy świętować w tak licznym gronie. Ten wielki szacunek okazany naszym rodzinom, to dla nas ogromne szczęście i powód do dumy. Szczególnie gorące podziękowania kieruję do mojego brata, dzięki któremu ciężka praca na roli, jakiej się poświęcił, będzie mogła być efektywniejsza. Tak jak wielu polskich rolników, nasza rodzina woli inwestować w nowoczesny sprzęt, a nie w drogie limuzyny, zegarki czy ośmiorniczki tak bliskie naszym politycznym oponentom.

O ośmiorniczkach zawsze warto wspomnieć. Ale dopiero teraz idzie najlepsze, gęste, z samego dna.

Trzeba podkreślić, że to brat wyraził zgodę na film, ponieważ to formuła promocyjna firmy sprzedającej, stosowana u wszystkich jej klientów. Nie wiedziałem, że brat udostępni mi w użytkowanie ciągnik, więc jako osoba publiczna nie mogłem też nikomu zakazywać nagrywania. Ciągnik pozostaje własnością brata , więc to on podejmuje wszelkie związane z nim decyzje. Przekazanie traktora parze młodej miało charakter symboliczny, oznaczający udostępnienie go do użytku na gospodarstwie. To Konrad Kaczmarczyk jest właścicielem ciągnika i będzie spłacał za niego kredyt, jak przy wielu innych jego inwestycjach.

Czyli tak. Bracki wpierdolił mnie na minę, ja nic nie mogłem zrobić i niczego zabronić, bo jestem osobą publiczną, która co prawda ma ślub a nie załatwia sprawy publiczne, ale ja nie do końca rozumiem o co chodzi, oprócz tego, że gnój się zrobił, więc muszę wytłumaczyć się jak potrafię, a że chuja potrafię, to powiem coś o ośmiorniczkach i brutalnym ataku na moją prywatność, może się nikt nie zorientuje, że pierdolę od rzeczy gdy w jednym akapicie mówię o funkcji publicznej i swoim imposybilizmie z tym związanym, a potem o brutalnej napaści na rodzinę, i całe rolnictwo.

Dlatego brutalną napaść polityczną na mnie i moją rodzinę traktuję jako atak na całe rozwijające się polskie rolnictwo. Wbrew tej agresji będziemy się dalej rozwijać i nie damy się wypchnąć także z europejskich rynków. Jedyne czego żałuję to to, że nie ma dziś możliwości zakupu podobnej jakości sprzętu polskiej produkcji. To przez skandaliczną politykę gospodarczą prowadzoną przez liberałów takich jak Balcerowicz czy Tusk , w latach 90- tych niszczono polskie fabryki ciągników i kombajnów zbożowych. Te produkty, w owym czasie, konkurowały z najlepszymi zachodnimi tamtych czasów.

No i cyk, punkcik od szefa za dopierdolenie Tuskowi. Doskonały jest też kawałek o konkurencyjności Ursusów i Bizonów. Oświadczenie posła jest absolutnie wszystkomające i jest jednym z najlepszych oświadczeń ostatniej kadencji. Nikogo nie przepraszać, to nie moja twarz w reklamie, brutalna napaść polityczna, atak na rodzinę, Tusk i Balcerowicz chuje, ośmiorniczki, spierdalajcie.

Bardzo mi się ta bezczelność podoba. Jest odświeżająca i fajniejsza od chujowych non-apology, zaczynających się od „Przepraszam wszystkich, którzy mogli poczuć się urażeni”. Tu jest inaczej, znać rękę senseia Kukiza, bo to od Kukiza Norbert przypełzł do PiSu.

A na koniec, na wielkim torcie wypełnionym nadzieniem ze standardów moralnych i politycznych polityków partii rządzącej, ląduje wielka pecyna wysokojakościowego nawozu w postaci paska w Dzienniku TVP. Perfekcja. 

Dobra, nie wiem jak wy, ja idę odpocząć po covidzie, który miał być grypą, i leczniczo ponacieram się Polską.  

No elo 107

No elo, myślicie że to koniec?
No, kurwa, niekoniecznie.

Patrzę jak Polska składa się jak domek z kart, i wbrew zaklęciom Partii i jej miłośników, staje się państwem coraz bardziej upadłym, i przestaje mi się chcieć pisać. Funkcji edukacyjnej moje teksty nie spełniają, bo docierają do przekonanych. A jak już trafią do wyborców PiS, to jest tylko i wyłącznie rzucanie w moim kierunku gównem. Sumieniem niczyim nie potrząsam. Nikogo do niczego nie przekonuję. Bez sensu.

I wychodzi na to, że został tylko aspekt humorystyczny. Coraz trudniej śmiać się przez zaciśnięte zęby w domu ogarniętym jednocześnie wybiciem szamba i pożarem, ale jak powiedział kiedyś Dawid Cerny ‘Śmiech, przecież musi być jakiś powód do życia’, więc się, kurwa, w tej pozycji kolankowo-łokciowej, pośmiejmy.

To był tydzień pod honorowym patronatem Wujka Pyszna Rada.

Jak to miło poczytać i posłuchać, że rząd się o nas martwi, myśli ciągle o nas, a przede wszystkim na sercu leży mu nasze dobro. Za każdym razem, gdy rząd interesuje nasze dobro, to pamiętajcie, jeżeli wybaczycie suchara, żeby je dobrze ukryć.

Najpierw naszym dobrostanem zainteresował się prezydent, Duda Andrzej, który znalazł dla nas wszystkich dobrą radę na trudne czasy. Bo On i Partia widzą, że trudne sprawy dotykają Polskę. Co prawda do tej pory ulicami zapierdalało wyłącznie mleko z miodem, więc nikt się nie spodziewał takiego spiętrzenia, ale widzi co się dzieje. Widzi, działa i czuwa. Na co dzień widzi, działa i czuwa, taki to troskliwy ojciec. No i działa z Partią na rzecz naszego dobra. Na przykład próbuje zminimalizować presję inflacyjną. Nie żeby prawie 16 proc. to było jakoś bardzo dużo, inni mają gorzej, ale Duda przeciwdziała.

Na przykład w ramach przeciwdziałania podpisał ustawę, w wyniku której będzie emerytom wypłacona czternasta emerytura. Skąd na nią pieniądze? To niedobrze o to pytać w przeddzień wyborów, więc nie pytamy.

Ale czternastka to nie wszystko. Ojciec narodu znalazł… Kurwa, sorry, Ojciec to kto inny. Wujek narodu znalazł czas na dobre słowa, ciepłe, dające otuchę w tym trudnym dla wszystkich czasie – w obliczu rosnącej inflacji mamy być dobrej myśli, trochę zacisnąć zęby i być optymistami. Bo wiecie, ceny rosną, złoty słabnie, rząd nie ma na to wpływu i musimy to wszystko jakoś wspólnie przetrzymać.

Prawie rok temu Duda dał podwyżki posłom i senatorom, w listopadzie oni mu się odwdzięczyli, mam nadzieję, że jakoś sobie dają radę i wspólnie z nami przetrzymają ten trudny czas.

Czasami się zastanawiam, czy ktoś mu te teksty pisze, sam je sobie dzierga, czy to była improwizacja. W pierwszym przypadku to sabotaż, w drugim głupota, w trzecim wyraźny znak tego, że elicie intelektualnej PiSu wystarczy zadać pytania, na które nie mają napisanych odpowiedzi, i muszą coś szyć na fristajlo. A że ta elita intelektualna nie potrafi tego robić, wszystko co płynie z ich ust, jest czystym złotem.

Głos dał też Stryj Narodu, Morawiecki Mateusz, który na konferencji prasowej w Boronowie, zapowiadającej nową odsłonę programu ‘Czyste powietrze plus’, rzucił w kierunku zgromadzonej ludności:

‘To będzie trudna jesień i zima – Władimir Putin się o to postarał. Europa jest zależna energetycznie od Rosji. My się uniezależniliśmy, ale też odczuwamy wysokie ceny energii’.

I dalej.

‘Warto korzystać z takich programów jak Czyste Powietrze. Drodzy rodacy, postarajcie się ocieplić swoje domy w miarę możliwości jeszcze przed tym sezonem grzewczym’.

No chyba, kurwa, mchem.

O tym, że każda władza jest oderwana od rzeczywistości, wiemy od dawna. Ale jak już chcesz być Stryjem Dobra Rada, to weź Mateusz przynajmniej sprawdź podstawowe fakty.

Wiesz ile kosztuje ocieplenie domu? Styropian, siatka z włókna szklanego, zaprawa klejowo-szpachlowa, tynk silikatowy (akrylowy staje się z czasem podatny na korozję biologiczną, więc należy go unikać przy budynkach stojących w zadrzewionym terenie), obróbki, parapety. No i poszukiwania sprawdzonej ekipy a nie jakichś partaczy. Wiesz Mateusz jakie są teraz terminy na jakąkolwiek ekipę remontowo-budowlaną? Nie wiesz, bo posprzedawałeś swoje nieruchomości, ale ci powiem, że na początku pandemii goście, którzy kuli mieszkanie nade mną powiedzieli, że pierwszy wolny termin mają za 10 miesięcy. A to zwykła ekipa remontowo-budowlana. Znalezienie dobrych speców od ociepleń to cud. Więc może być trudno przed tym sezonem grzewczym kogoś sobie znaleźć.

No i porozmawiajmy o kosztach. Materiały, jak się je uda kupić to jakieś 10-15 tysięcy. A jak idziemy w wełnę mineralną albo w styropian o polepszonym współczynniku izolacji termicznej, to pewnie bliżej 18-20 tysi. Robocizna? Ekipa weźmie teraz pewnie z 30-40 złotych od metra kwadrat. To sobie policz koszt takiego ocieplenia dla domu o powierzchni ścian 200m2.

Powyższe wyceny mają charakter orientacyjny i mogą kompletnie nie odpowiadać stanowi faktycznemu, bo sytuacja zmienia się dynamicznie. Jak to w rzeczywistości inflacyjnej.  

Oczywiście ten durny tekst poleciał na okoliczność usprawnionego programu ‘Czyste powietrze plus’, z którego można dostać dużo pieniędzy na taką inwestycję w swój dobrostan. Tylko widzicie, jest jeden, hehehe, minus tego programu. Na kasę mogą liczyć ci właściciele domów, gdzie przeciętne miesięczne wynagrodzenie wynosi do 1564 zł na osobę w gospodarstwie wieloosobowym oraz do 2189 zł w gospodarstwie jednoosobowym, więc szału nie ma.

Ja mam lepszą radę na ten sezon. Działało w komunie, zadziała i teraz. Futryny i krawędzie skrzydeł okien trzeba okleić takimi misiami, jak są na przykład na krawędziach skrzydeł w szafach wnękowych. To będzie nasz pierwszy front izolacyjnej walki z systemem i klimatem – musimy na całą zimę szczelnie zamknąć okna. Na parapetach porozkładać zrolowane koce, żeby nie wiało dołem, bo nie wiedzieć czemu, dołem zawsze ciągnie. Liczyć na to, że sąsiedzi z mieszkań dokoła nas nie są pieprzonymi sknerami, i będą grzać, bo lubią ciepło. Ale na wszelki wypadek na wszystkich ścianach powiesić dywany. Wyjdzie tanio i da się to zrobić od ręki.

Nie ma za co.

Potem głos dał jeszcze minister, hehehe, edukacji, hehehe, i nauki, hehehe, niejaki Czarnek. Ten, w ogóle nie przejmując się niczym, rzucił że on nie będzie podczas wakacji nabijał kabzy hotelarzom, tylko będzie podczas wakacji nocować u znajomych. A co do jedzenia, to czasem coś tam sobie upichci, żeby nie jeść w knajpach. A potem podzielił się swoim pomysłem na radzenie sobie z drożyzną i inflacją.

‘Bez przesady, drożyzna nie oznacza, że nie można jeść. Można jeść trochę mniej i trochę taniej’.

Słyszeliście, pierdolona hołoto? Przestańcie tyle żreć i kupujcie tanie zamienniki.

Przypominam sobie swoje czasy studenckie, gdzie może i nie było kasy, ale za to większość z nas jadła chujowo, i mam kilka patentów na pyszne, sycące posiłki.

Absolutną królową większości obiadów była mortadela panierowana w jajku i bułce tartej. Taki wiecie, analog kotleta schabowego. Jak się szybko zjadło, na przykład z kapustą kiszoną, to nie było czuć ohydnego smaku wody uwięzionej w mortadeli, która podgrzewała się podczas smażenia i apetycznymi strużkami ściekała po brodzie i do pełnej gardzieli.

Można nagotować ziemniaków, póki tanie. Ja na bazarku płaciłem ostatnio za młode 2,60 z kilograma, a wiecie jak kilo pyrek zapycha? Do tego koperek (można sobie wysiać pod oknem), ogórki małosolne albo kiszone (można samemu zrobić), dla bogoli jajko sadzone i mamy obiad.

W akademiku lubiłem też nasiekać cebuli, zeszklić ją na patelni i zjeść z lekko czerstwym chlebem, bo ze świeżym mi w ogóle nie smakowała. Profit, bo czerstwy czasami pod koniec dnia można spróbować kupić taniej.

Parówki – evergreen, jak się te najtańsze utopi w najtańszym keczupie, to da się całość zjeść praktycznie bez bólu. Tylko pamiętajcie – parówek nie gotujemy, zalewamy na kilka minut gorącą wodą i zjadamy ze smakiem.

Kaszanka jest tania, z musztardą to w ogóle pycha. Pasztetowa, jak się gdzieś trafi. No ale ona wymaga dużych ilości chrzanu albo musztardy, bo jak 30 lat temu śmierdziała niemiłosiernie, tak teraz jebie jeszcze bardziej. Tani salceson coraz trudniej trafić, ale jak się trafi, to jak wygrana w lotka. Rzecz jasna dużo musztardy do niego.

Jabłka są tanie. Ogórki i cukinia też bez patologii. Pomidory malinowe można trafić za 7-8 ziko. No i warto rozglądać się za kontenerkami podpisanymi ‘na zupę’, tam często obsługa przekłada warzywa na skraju wytrzymałości. Można z nich zrobić zupę.

Nie ma za co.

Rady o jedzeniu mniej, udzielił nam gość, którego pysk nie mieści się już w kadrze, i który w ubiegłym roku zarobił jakieś 220 tys. ziko. Jeżeli to nie jest śmieszne, to nie wiem co jest.

I żeby mieć już komplet z tego tygodnia. Niejaka Jacyna-Witt ze szczecińskich struktur Partii, pozuje na polu golfowym i tłumaczy plebsowi, że jakby tylko przestał być plebsem, to mógłby jak ona, Trump, Tiger Woods czy Barack Obama, ‘haratać w golfa’. W tym celu wystarczy tylko przestać być plebsem i zostać elitą. Co ci przeszkadza przestać być plebsem i zostać elitą? Zastanów się nad tym.

Natomiast Gosiewska Małgorzata, oddycha na łonie natury, zapewnia że to wyjazd, na który każdego stać i namawia Polaków słowami ‘kupujcie namioty, jedźcie do lasu’. A potem pozuje do zdjęcia dla Superaka z kanapką z kawiorem.

Zaprawdę, ciekawych dożyliśmy czasów, gdy świnie karmi się kawiorem.

No elo 106

No elo, myślicie że to koniec?
No, kurwa, niekoniecznie.

Chciałem się ponabijać z Kaczyńskiego Jarosława rezygnującego z funkcji wicepremiera do spraw bezpieczeństwa, ale będę poważny, bo czuję ogólne zażenowanie sytuacją, w której Polska wali kursem kolizyjnym na ścianę, a politycy partii rządzącej bawią się w gierki i wbijanie sobie nawzajem szpilek. Popatrzmy o co w tym burdelu na Nowogrodzkiej chodzi.

Mówi się na mieście, że premier Mateusz dał dupy z tymi słynnymi kamieniami milowymi. Otóż zataił, że jest ich 116. Jednocześnie Nowogrodzka myślała, że ze trzy, w tym ten o neo-KRS i jakieś tam pierdoły o wolnych sądach. A tu niespodzianka, bo się okazało, że mowa jest o jakichś wyższych opłatach od samochodów spalinowych, ozusowaniu umów cywilnoprawnych, zmniejszeniu obciążeń regulacyjnych i administracyjnych dla przedsiębiorców, budowie farm wiatrowych na Bałtyku, digitalizcji szkolnych systemów egzaminowania, opiece onko- i kardio- na tym samym poziomie dla wszystkich, niezależnie od miejsca zamieszkania (o tutaj się obśmiałem nikczemnie) czy choćby nowelizacji ustawy o elektromobilności i paliwach alternatywnych. Realizacja kamieni ma się odbywać stopniowo i zakończyć do roku 2026. Nawet nie próbuję zgadywać ile nowelizacji prawa i zupełnie nowych ustaw to pochłonie, ale zakładam, że sporo.

Wymieniłem kilka punktów, ale jest tego dużo więcej, wszystko podzielone na sześć komponentów, odpowiadających częściom Krajowego Planu Odbudowy. Z Brukselą negocjowali te klocki ludzie premiera, wiedzę o tym, na co się godzi rząd miała bardzo wąska grupa ludzi wokół Morawieckiego. Jak się Nowogrodzka o tym dowiedziała, to podobno Błaszczak z Suskim dwa dni nie spali, tylko gotowali bigos na uspokojenie dla Kaczyńskiego, tak się Prezes Kraju wkurwił. Oczywiście taka przewina nie mogła pozostać bez kary, bo Jarosław nie z tych wybaczających. Znaczy wybaczy, ale wcześniej sponiewiera i poprawi ułożenie, chwyt i ścisk dłoni trzymającej podpadniętego za jaj… gard… no ogólnie, trzymającej władzę w karbach.

No i w ramach czołgania, Kaczyński wykonał następujący piętrowy układ. Najpierw ogłosił, że rezygnuje z fuszki wicepremiera do spraw bezpieczeństwa. I wsadził na nią Błaszczaka Mariusza. Znaczy oczywiście najpierw to pouzgadniał gdzie trzeba, i na to stanowisko nominował Mariusza premier, trzymajmy się łańcucha dowodzenia…

Wtrącę tutaj tylko, że czasami naprawdę sam siebie rozśmieszam. Jak teraz.

Prezes Mariuszowi ostro polerował… znaczy kadził, i w dobrych słowach o nim mówił. O tak na przykład:

-Szef MON Mariusz Błaszczak z całą pewnością zastąpi mnie znakomicie. Sądzę też, że zastąpi mnie pod każdym względem, także jeżeli chodzi o wszystkie funkcje.

Jarek ucie… odszedł z rządu, bo trzeba ratować partię i ostro popracować nad nowym katalogiem korzyści i bonusów dla naroda. Logiczne, ostatnio mu się trochę tematy zaczęły rozłazić w szwach, potrzebne jest huknięcie, przywołanie harcowników do porządku, zwarcie szyków i ofensywa wyborcza. Niektórzy optymiści nawet sądzą, że odejście Kaczyńskiego z rządu to sygnał, że PiS nie jest pewny wygranych wyborów. Nie wiem z kim by mieli przegrać, no ale niech będzie.

No i aktualnie Jarosław chwali Mariusza wszędzie, również w kultowym już wywiadzie w TVP przeprowadzonym przez ewidentnie zakochaną w Prezesie Holecką, powtarza że Mariusz jest w porzo i najlepszy. Sielanka jest.

A Mateusz cały w nerwach się wkurwia, no bo przecież o co chodzi, to on, Ananiasz był pieszczoszkiem naszej pani, a tu nagle Godfryd wjeżdża cały na biało. Dlaczego już mnie Prezes nie sadza na kolanach i nie głaszcze łagodnie? Co do kurwy, przecież tak ładnie kła… opowiadam pozytywnie o sytuacji gospodarczej?

Ale to nie koniec czołgania, bo Jarosław jest bardziej mściwy niż mniej. Otóż dzień czy dwa później Prezes w wywiadzie dla Polska Times mówi, że jeżeli wszystko pójdzie dobrze (a tak zakłada plan) i jakiś wagon gówna nie jebnie w wentylator, to za trzy lata, na kongresie partii, nie będzie już kandydował na jej szefa.

W obozie premiera zapadła krępująca cisza.

-Kurwa, co jest panowie? To ja miałem być następcą Prezesa, po tym jak ten mściwy dziad umrz… znaczy jak już nie będzie więcej kandydował! A on chodzi po telewizjach i pier… opowiada o tym Błaszczaku, że zastąpi go pod każdym względem, na każdym polu i w każdej funkcji. To mi wytłumaczcie, czy jemu chodziło tylko o tego chuja wartego wicepremiera bezpieki, czy o coś więcej?

-Nie wiemy wodzu, ale chyba coś zjebaliśmy i niełaska pańska na pstrym koniu poszła cwałem w przekop Mierzei.

-Dobra, Dudała, ty mi tu poetycznie nie pierdol, tylko mów prawdę, jak jest.

-Jest chujowo, Mateusz. Z tymi kamieniami. Nawet Suski powiedział, że chuja tam a nie kamienie, to sugestie są, będziemy wprowadzać co chcemy, kiedy chcemy i jak nam się spodoba, a Unia to Stalin.

-Kurwa jego w dupę.

-No.

Pamięć ludzka jest krótka i zawodna. Za trzy lata, jak będą wybierać nowego prezessimusa, nikt z delegatów nie będzie pamiętał, że w 2022 Morawiecki wjebał Polskę w gospodarcze bagno, a Błaszczak zręcznie sterował MON podczas wojny w Ukrainie. No ale teraz to Mariusz jest ten dobry chłopak, a Mateusz właśnie montuje społeczny kryzys na dużą skalę, bo paliwo za ósemkę, zwykły chleb za dychę, a raty kredytów złotówkowych dwa razy wyższe niż pół roku temu, to trochę przepis na jebnięcie.

Ostatnim naiwnym w burdelu zwanym Polską, objaśnię tylko, że może i wybory nowego szefa Partii są powszechne, równe, bezpośrednie i proporcjonalne oraz odbywają się w głosowaniu tajnym, ale to kandydat namaszczony przez Kaczyńskiego ma gruby bonus na starcie, bo to namaszczanie to nie jest jakaś tam zawoalowana sugestia, że może byście go rozpatrzyli w swoich sercach, tylko sygnał, kogo niezależni (od własnej woli) delegaci mają wybrać. Bez dyskusji i zbędnego wnikania.

Więc na razie Błaszczak na prowadzeniu.

Pierwotnie cały tekst miał być o zajebistym stanie gospodarki krajowej, rosnących inwestycjach, zapierdalającym PKB oraz ogólnej lepkości podłoża, wynikającej z faktu, że kraj spływa mlekiem i miodem, ale po co pisać o czymś, co każdy widzi za oknem. Dlatego tylko wspomnę o jednym, no dwóch mało istotnych parametrach, i spadam.

GUS powymyślał sobie różne wskaźniki służące opisywaniu różnych zjawisk. Jednym z nich jest bieżący wskaźnik ufności konsumenckiej (BWUK). Urząd opisuje nim bieżące nastroje konsumentów. Jest również jego mutacja – wyprzedzający wskaźnik ufności konsumenckiej (WWUK), który pokazuje nasze przewidywania co do najbliższej przyszłości, tej za rogiem (12 miesięcy), a nie za dekadę.

Wskaźniki te wahają się między wartościami -100 (absolutnie każdy z nas widzi pogarszającą się sytuację) a +100 (wszyscy widzą mleko i miód). GUS mierzy je od 20 lat. Po drodze mieliśmy może nie rekordowe, ale na pewno kilkukrotnie wyższe niż teraz bezrobocie, kryzys finansowy 2008 i pandemię. Ale nawet wtedy nie było odczytu niższego niż aktualny.

Otóż dzięki światłym rządom Partii i sytuacji na świecie (no bo przecież nie będziemy clickbaitować i pisać o rzeczach lokalnych w oderwaniu od szerokiego kontekstu) mamy rekord. Wynik ujemny nie jest niczym nowym, bo przewaga negatywnych nastrojów towarzyszyła choćby wspomnianym zdarzeniom. Ale nawet w szczycie pandemii nie osiągnęliśmy wartości -43,8. Przewaga osób oceniających teraźniejszość z pesymizmem i obawą jest, można by rzec, znacząca. Jeszcze nie miażdżąca, ale indeks na poziomie prawie -44 robi zajebiście przygnębiające wrażenie.

Dane: GUS

A co słychać w przypadku WWUK?  -31,5 czyli chujowo ale stabilnie. No i nie najgorzej w historii, bo gorzej było w 2004 oraz w dwóch miesiącach po wybuchu pandemii (kwiecień i maj 2020). Ale ogólnie to Polacy sądzą, że ani teraz nie jest dobrze, ani za rok nie będzie. No ale bynajmniej rząd na bombelki dał.

Wrzucam wykres za okres styczeń 2018-czerwiec 2022, wcześniejszych danych miesięcznych nie chce mi się szukać, bo są porozwalane po pojedynczych pdfach, dziękuję bardzo za ułatwienia pan GUS.

Chyba Lech Wałęsa powiedział kiedyś, że po tej ekipie będziemy sprzątać dłużej, niż po komunie.

A ja mam właściwie tylko jedno pytanie – kto to niby miałby zrobić? Przypominam, że Partia ma stabilne 30 proc. i idzie po trzecią kadencję. Po której już nie będzie co sprzątać. Miłego dnia wszystkim życzę.

No elo 105

No elo, myślicie że to koniec?
No, kurwa, niekoniecznie.

Co złego może się stać, gdy stado fanatyków nienawidzących kobiet i chroniących życie wypoczęte za wszelką cenę (byle to nie oni musieli ją płacić), dostanie dostęp do informacji o trwającej właśnie ciąży? No pomyślmy? Co złego mogłoby się stać? Pewnie nic, no przecież nie będą robić kontroli po powrocie zza granicy, czy aby przypadkiem tam jakaś samica się nie wyskrobała, nie? No i dostępu do tych danych nikt poza lekarzami nie będzie miał, prawda? Przecież nie dadzą ich organom ścigania?

Hahaha, ja to jestem zabawny ziomek, kiedyś naprawdę spróbuję swoich sił na open majku na jakiejś imprezie standupowej.  

Który to już raz powtarzamy sobie ‘no do tego się przecież nie posuną’. I który to raz zostaliśmy przez Partię wydymani. A jak się podniesie krzyk, to powiedzą, że to żaden rejestr ciąż, i wszystko to dla dobra pacjenta. Właściwie to ustami usłużnych mediaworkerów już to robią.

Minister Zdrowia, Szczęścia i Pomyślności, niejaki Niedzielski Adam, podpisał nowelizację rozporządzenia w sprawie Systemu Informacji Medycznej. Dokument doprecyzowuje zasady przekazywania danych do systemu. Przy okazji rozszerzono katalog informacji, które będzie się zbierać. Czyli na przykład grupa krwi, alergie czy choćby, bo ja wiem, co tam jeszcze można by dodać. O, mam! Ciążę.

W idealnym świecie może i byłaby to pożyteczna wiedza, bo lekarz by zerknął w kwit i od razu wykluczył badania czy leki, których nie powinno się ordynować paniom w stanie błogosławionym. Zakładając oczywiście, że byłby w takim na przykład Luxmedzie do SIM podpięty. Albo ratownik medyczny, który ogarniałby nieprzytomną panią, zerknąłby sobie, czy może podać litr morfiny do jamy brzusznej. Oczywiście zakładając, że miałby dostęp do SIM, i miałby czas, żeby się do niego podłączyć i zerknąć. Ale dalej uważam, że to są dane zbyt osobiste.

Natomiast żyjemy w Polsce, więc chyba tylko ultrasi PiSu i dzieci mogą wierzyć w to, że taki rejestr nie stanie się kolejnym narzędziem opresji. Zwłaszcza że minister Zdrowia i Szczęścia Wieczystego nie wykluczył, że dostęp do danych zawartych w SIM może dostać kiedyś prokuratura i sądy. Oczywiście żadnych dat nie podał, będzie się to kiedyś tam, nawet nie wiadomo czy kiedykolwiek odbywać, na dodatek na mocy określonych przepisów, których też jeszcze nie ma. Wiec w ogóle nie ma strachu, no co wy, ludzie?

Szybkie pytanie retoryczne do ludzi, którzy kojarzą, co się w tym sraczu obsranym gównem dzieje: ile czasu potrzebować będzie Partia, żeby odpowiednie przepisy dopchnąć, choćby kolanem?

A być może, takie przepisy już gdzieś tam są, i się z automatu rozszerzą na dane zawarte w SIM. Wiecie, tym kurwiom nie można ufać. Słowa prawdy w życiu nie powiedzieli, jak mówią, że czegoś nie zrobią, to na bank to zrobią. Zwłaszcza jeżeli chodzi o antyaborcyjne rozliczenia z kościołem, które tanie nie są. No ale jak się je spłaca ograniczeniami swobód obywatelskich, które funkcjonariuszy Partii nie będą przecież dotyczyć, to jest to poświęcenie, na które są zawsze gotowi.

Specjaliści na tym gównie nie zostawili suchego włókna, ale co z tego? Partia sobie podpisała i przepchnęła co chciała, nie przeszkadzała jej niekonstytucyjność tego rozwiązania i kolejne zgwałcenie naszych praw obywatelskich. Nie żeby kogoś jeszcze ta śmieszna książeczka obchodziła, ale Konstytucja tego kurwidołu mówi wyraźnie, że władze publiczne nie mogą pozyskiwać, gromadzić i udostępniać innych informacji o obywatelach niż niezbędne w demokratycznym państwie prawnym. Jakiemu demokratycznemu państwu jest tak naprawdę potrzebna informacja o ciąży jego obywatelki?

Na to pytanie musicie sobie odpowiedzieć już sami. Waszej wyobraźni pozostawię również to, co ta władza może z taką wiedzą o obywatelkach zrobić.

O tym, że w Polsce rodzi się dramatycznie mało dzieci i jako społeczeństwo po prostu wymieramy, pisałem kilkukrotnie. Władza pijana władzą, i na tę władzę chora, nie myśli o tym, jak nas ratować, tylko jak wygrać kolejne wybory i kto może jej w tym pomóc. Diluje zatem z kościołem naszymi prawami, tym razem reprodukcyjnymi, i w efekcie mamy to, co mamy.

Wpadło mi w ręce badanie z tego roku, w którym Polki wypowiedziały się o macierzyństwie. Ponad połowa stwierdziła, że ten sracz to nie jest dobre miejsce do tego, by zakładać rodzinę i realizować się w macierzyństwie. Powody oczywiste dla każdego: brak systemowego wsparcia, brak dostępu do niezbędnych usług, ograniczanie podstawowych wolności obywatelskich, brak tolerancji.

Jakie widzą powody tego, że rodzi się coraz mniej dzieci? Zbyt niskie zarobki kobiet, brak dostępu do legalnej aborcji w przypadku wykrycia ciężkich wad płodu, obawa przed niepełnosprawnością dziecka w sytuacji, gdy ten kraj nie wypracował rozwiązań skierowanych do rodzin z dziećmi niepełnosprawnymi, brak wsparcia dla in-vitro. No i oczywiście kobiety nie chcą przez ciążę rezygnować z pracy, bo nie każdy Januszex trzyma dla nich miejsce, aż łaskawie urodzą i ruszą swoją leniwą dupę z powrotem za biurko.

Co tymczasem robią mędrcy partyjni? Mają plan. Kurwa, bardzo sprytny plan. Nie chcą rodzić? To dojebmy im rejestr ciąż. Bo oczywiście nie ma się czego bać, ziobrowe chłopaki na pewno nie dostaną do niego dostępu, a nawet jak dostaną, to tej wiedzy nie wykorzystają.

Witajcie, kurwa, w Salwadorze.

W chwili, gdy tekst już wrzucałem na stronę, wpadł mi w ręce jeszcze jeden sondaż. Tym razem o finansowaniu kościoła. Czy chcemy, żeby ta dziewięciogłowa bestia pasła się na budżecie? Czy powinna mieć przywileje podatkowe? Otóż kurwa 2 x NIE. 66 proc. ankietowanych jest przeciwna finansowaniu kościoła. 70 proc. uważa, że należy zlikwidować przywileje podatkowe dla kk.

Czy w każdym urzędzie i miejscu publicznym, obok (a czasami nawet ponad) państwowego ptaka powinien wisieć krzyż? Tutaj już jesteśmy bardziej tolerancyjni – 54 proc. mówi, że chuj, niech wisi. A religia w szkole? Połowa mówi, że spoko, niech sobie będzie. Ja też jestem za – nic szybciej nie odreligijnia tego kraju niż nieudolni księża i katecheci, którym się wydaje, że młodzież dalej daje faka za ognie piekielne i przejmuje się karą za grzech samogwałtu.

Dotarcie do dokładnych kwot finansowania kk to zadanie nietrywialne, bo ta i poprzednie władze kitrają ten hajs po różnych dziwnych funduszach, ale pismaki dotarły do kwot. Niby gdzieś tam człowiek słyszał, ale nie do końca wiadomo, czy to było wszystko, dlatego zawsze warto przypomnieć, jakie to są pieniądze.

1,5 miljorda idzie na pensje dla katechetów szkolnych, przedszkolnych, a ponoć od niedawna nawet żłobkowych. I tego ostatniego mój mózg nie ogarnia, na chuj katecheta w żłobku? 200 baniek na fundusz kościelny. Pół miljorda na kościołowe placówki edukacyjne i szkoły wyższe. Plus tam jeszcze jakieś drobiazgi, razem rocznie to około 3 miliardów ziko (słownie: 3 000 000 000 zł), aczkolwiek widziałem też szacunki bardziej dla nas litościwe, opiewające na marne 2 miliardy.

Oczywiście nie samym hajsem kościół żyje. Państwo może na ten przykład sprzedawać księżom dobrodziejom nieruchomości z bonifikatą. Jakie to bonifikaty? Nieduże, co to jest 91 proc. I tak na przykład między rokiem 2015 a 2020 polskie powiaty dokonały takich transakcji na kwotę nominalną 30,9 mln zł, ale kościół zapłacił za te nieruchomości nieco ponad 3 bańki. Tak trzeba żyć.

A wy co? Dalej serek topiony i czerstwa bułka kupiona pod koniec dnia ze zniżką? Nawet mi was nie żal, nikt wam nie bronił zostać biskupem.

Idę do ogrodu zen, żeby przez chwilę pokontemplować nieskończoną głupotę tego naroda, i pozastanawiać się, czy naprawdę nie ma już dla nas nadziei. Miłego piąteczku.

No elo 104

No elo, myślicie że to koniec?
No, kurwa, niekoniecznie.

Hehehehehe, no kto by się spodziewał.

W jednym z odcinków wspominałem o fantastycznej inwestycji PiSu, jaką była budowa elektrowni węglowej w Ostrołęce. Właściwie wszystkie ekspertyzy robione przed 2015 rokiem wyraźnie stwierdzały, że inwestycja jest nieuzasadniona, zarówno z ekonomicznego, jak i ekologicznego punktu widzenia. No ale przecież PiS jest PiSem, więc nie będą Partii jacyś specjaliści mówić, czy coś ma sens, bo sens ma wszystko, co Partia zadecyduje i zrobi. No taka logika.

Dlatego w 2016, chwilę po wygraniu obu wyborów, Kaczyński pchnął swoich ludzi na odcinek ostrołęcki, wznowiono budowę (jej wstrzymanie niejaki Duda Andrzej nazwał zbrodnią) i nawet tanio wyszło, bo co to dla nas 1,2 miliarda (słownie: 1 200 000 000) ziko? Tyle co nic. Tyle co splunąć.

Projekt ‘Ostrołęka C’ realizowały spółki skarbu państwa: Energa i Enea, które utopiły w tym po 600 mln każda, i zebrały przez to w dupę. No ale to SSP, więc nie ma sensu się przejmować wynikami ekonomicznymi, gdy Partia wzywa.
Oraz kojarzycie te nazwy, nie? Być może nawet dostarczają wam prąd. To już wiecie, kto zapłacił za kolejną wielką, słomianą inwestycję PiSu, obliczoną wyłącznie na wynik wyborczy? Pewnie, że wiecie, domyśliliście się, gdy wspomniałem pierwszy raz o spółkach skarbu państwa.

Projekt sobie trwał, no ale ile można sypać hajsu do ogniska? Dlatego w lutym 2020 inwestycję zawieszono. Ale tak po wielkiemu cichu, bo przecież trwała kampania wyborcza niejakiego Dudy, więc nie można było wkurwiać potencjalnych wyborców.

I tera czekaj szwagier, bedzie dobre. Nadchodzi marzec 2021 roku i PiS triumfalnie przecina wstęgę na imprezie otwarcia nowego bloku elektrowni Ostrołęka. Ale to w alternatywnej rzeczywistości, bo u nas rozpoczyna się rozbiórka.

Kojarzycie? Finalnie wpakowaliśmy w to jako obywatele 1,6 mld złotych tylko po to, żeby po 4 latach od wznowienia budowy, zarządzić rozbiórkę. Jak myślicie, ile kasy poszło jak krew w piach? Ile straciliśmy bezpowrotnie? Podpowiem tylko, że z jakiegoś powodu nie jest to całe 1,6 mld. Sprawdzili to dwaj posłowie: Joński i Szczerba, dlatego w ogóle o tym wspominam.

Dobra, pytałem o to, ile hajsu poszło się jebać?

(chwila na muzykę z windy)

Prawidłowa odpowiedź brzmi: miljord trzysta.

Dam wam jeszcze chwilę, niech wnika w szpik.

Oczywiście mówienie o tym, że pieniądze zostały stracone bezpowrotnie, jest mało precyzyjne. Przecież w spółce budującej elektrownię pracowali ludzie. W jej władzach zasiadali ludzie. Wszyscy ci ludzie brali za swoją pracę pensje. Całkiem spore pensje, bo średnio po 15 koła miesięcznie. Więc nie, że krew w piach. Raczej hajs do kieszeni. Czyjej kieszeni? No ja dowodów nie mam żadnych, że pracownicy i władze spółki były w jakikolwiek sposób powiązane z PiSem, ale nie mam tej pewności tylko dlatego, że nie miałem czasu na sprawdzanie, kim są ludzie, którzy byli we władzach spółki.

Bo być może jestem do PiSu uprzedzony i była to jedyna tego typu inwestycja w historii rządów Partii, do której nie powtykano swoich ludzi, i nie kazano im dobrowolnie odpalać pajdy na fundusz partyjny (to też ciekawa patologia, takie przepompowywanie środków przez osoby prywatne na konto PiS). Mogło się tak zdarzyć. Ale jakoś mam problem, żeby w to uwierzyć.

Ciekawy jest jeszcze jeden wątek. Inwestycję zakończono z powodu wystąpienia „ważnych obiektywnych czynników otoczenia rynkowego”.

Przez cztery lata pompowano w tego misia nieprzytomną kasę, bo nikt nie czyta gazet i się biedaki nie zorientowali, że UE zmienia politykę energetyczną, że będzie Zielony Ład, że będziemy odchodzić od węgla. Nowe podejście powstało w nocy z wtorku na środę, nikt się go nie spodziewał, było kompletnym zaskoczeniem dla wszystkich. A przynajmniej dla inwestorów, bo jak czytamy w komunikacie Energi:

„Przypomnieć też należy, że plany budowy bloku węglowego w Ostrołęce do momentu m.in. radykalnych zmian w polityce klimatycznej Unii pozostawały racjonalne biznesowo, a wydatkowanie środków było niezbędne”.

Mnie przekonali, wszystko wina Unii (albo Tuska, zależy na co tam teraz jest zapotrzebowanie polityczne), która wzięła ich z zaskoczenia. Pieprzone UE.

Niektórzy mogliby się dodatkowo zainteresować, czym byśmy tam palili, bo przecież do pracy elektrowni potrzebne jest paliwo. Widzicie, tak się szczęśliwie składa, że całkiem niedaleko Ostrołęki jest kopalnia w Bogdance. Znaczy nie, że jakoś bardzo niedaleko, ale co to jest 260 km w linii prostej? Polska jest szeroka na mniej więcej 700 km, więc to raptem 1/3 szerokości kraju.

Albo może plan był inny? Może mieliśmy brać węgiel z Elbląga, który jest trochę bliżej?

Zaraz, jaki węgiel z Elbląga? Przecież w Elblągu nie ma węgla.

Czyżby?

„Główny strumień masy ładunkowej w obrocie międzynarodowym portu w Elblągu będą stanowić towary w relacji z Obwodem Kaliningradzkim”.

Więc zupełnym przypadkiem mogło się zdarzyć tak, że w niedoszłej Ostrołęce mieliśmy palić tanim, rosyjskim węglem, zamiast naszego, patriotycznego polskiego? Kto to wie?

Jednocześnie dowiadujemy się, że oprócz przejebania 1,3 mld na tego misia, zmarnotrawiliśmy miliardy z UE, przeznaczone na uniezależnienie się od paliw kopalnych. Chodzi o środki z unijnego systemu handlu emisjami. Tak, to te słynne ETS-y, którymi handlowaliśmy jak pojebani gdy były tanie, bo przecież kiełbadron wyborczy sam się nie sfinansuje. Potem odkupowaliśmy je, jak były drogie, co znalazło odbicie w cenach energii dla odbiorcy prywatnego. A tak w ogóle, to pół tej kasy miało iść na transformację energetyczną kraju. Zgadnijcie czy poszło? Tak, dzisiaj są łatwe pytania.

Zresztą  znając orłów z PiSu to nawet gdyby się zdecydowali na zieloną energię, postawiliby pewnie na gaz, zwiększając nasze uzależnienie od Rosji. Więc to chyba pierwszy raz, gdy się trochę cieszę, że tak zjebali, bo trochę mniej kasy rzucimy w paszczę bestii z Kremla, a koszty zaniechania transformacji jebną również wyborców Partii. Nie, że da im to do myślenia, ale ostatnio znowu mi się zmieniło podejście i ponownie zaczęły cieszyć mnie dotykające ich nieszczęścia. Ot, taka mała mściwa satysfakcja jebanego w każde miejsce przedstawiciela spauperyzowanej klasy średniej.

A skoro już jesteśmy przy energii, to słowo o żarówce. Pamiętacie tę fantastyczną kampanię edukacyjną, podczas której wbrew świadectwu faktów, państwowe firmy oblepiły kraj kłamliwymi plakatami, zawyżającymi faktyczny udział kosztów zesłanych nam na głowy przez Unię w końcowej cenie energii? I jak się fajnie tłumaczyli, że a jakże, i owszem, może i kłamiemy, ale chuj z tym.

No więc jest tak, że może nie udało się Partii rękami swoich przedstawicieli w SSP przekonać ludzi do tego, że drożejący prąd to wina UE, ale… No właśnie, zawsze jest jakieś ale. Kampania była duża, pisałem o niej, gdy wystartowała, nawet udało się policzyć przybliżone koszty (plus minus 12 baniek). Zasięgi miała duże (estymowane 17 mln Polaków). Ale efekt odrobinę odbiegający od oczekiwanego, przynajmniej według ruchu Akcja Demokracja, który zlecił sondaż badający odbiór tej kampanii.

Zrzucić winy za drożejący prąd z rządu na UE się nie udało, większość (42 proc. ankietowanych) jako winnych tego gnoju, wskazuje naszych orłów, Unię tylko 20 proc. I teraz przejdziemy do tego ale. Są bowiem dwie grupy ankietowanych, które UE wskazują jako głównego winnego, i to większością głosów, odpowiednio 45 i 33 proc. Zgadniecie jakie to grupy?

45 proc. to PiS, 33 – Konfederacja. Jak mówiłem, dzisiaj same łatwe pytania. I w sumie wypada się cieszyć, że udało im się obrzydzić jeszcze bardziej Unię głównie swojakom, którzy są już i tak przekonani do tego, że UE to zło, piekło i Szatan.

Ale oczywiście Prezes nie chce wyjść z Unii.

I tak to się żyje w tym chlewie obsranym gównem.

PS Miałem wam pisać o występie premiera Mateusza, w którym apelował do młodych, żeby pisali do swoich norweskich ziomków listy o treści ‚dej hajs, mam horom Polske’, ale nie napiszę, bo wszyscy to już słyszeli, i nie ma co robić egzegezy wypowiedzi, która sama się tłumaczy. Dlatego sobie darowałem.

No elo 101

No elo, myślicie że to koniec?
No, kurwa, niekoniecznie.

Hej Siri, pokaż mi ludzkie gówno.

Albo nie pokazuj, po co mamy sobie wszyscy psuć smak życia i oglądać kał opakowany w garsonkę, z koronkowymi majtkami na twarzy i chujową fryzurą na głowie. To za dużo. Przejdźmy do tematu.

W komentarzu na fejsie walnąłem sobie kilka dni temu taki rancik. Byłem wymęczony psychicznie i fizycznie, sporo osób widać miało podobnie, bo komcio zaczął żyć własnym życiem. Wkleję go, bo będę chciał się do niego odnieść.

Wkurwiony Teklak

Minister do spraw bezpieczeństwa wsiadł w pociąg i pierwszy raz w życiu był zagranico. Sraczka trwała prawie 3 tygodnie, co chyba jest jakimś rekordem, ale jak przeszła, to cyk, i od razu na głęboką wodę, tak do pociągu wsiąść i pojechać do Ukrainy. Prezes podbił sobie notowania krajowe, bredząc coś o pokojowej misji NATO i wrócił. Inni obecni na tej wycieczce premierzy, podobno pytali Morawieckiego po chuj ojca ciągnął taki kawał drogi, ale nie wiemy, co odpowiedział. Prezydent Żelenski był zachwycony tym, jak technologia i robotyka poszła do przodu, ale ni chuja nie był w wstanie pojąć, po co Morawiecki przywiózł mu krasnala ogrodowego. Jasne, krasnal oddycha, mlaszcze, czasem zasypia, z rzadka pierdnie, ale jakie może mieć praktyczne zastosowanie w tej sytuacji? Strąca rosyjskie samoloty?

Przepraszam za ten niski dowcip, nie mogłem się powstrzymać.

Hej Siri, pokaż mi ludzkie gówno…

Kościół. No cóż, ten fajny, postępowy papież Franciszek miał również spotkanie z kupą w spodniach, przepraszam najmocniej, spotkanie miał z Cyrylem. Takie bardziej dyplomatyczne, bo jaki inny od dyplomatycznego miałby być powód spotykania się z gównem siedzącym tak głęboko w dupie Putina, że nawet operacyjnie nie da się go wyciągnąć. W końcu ten Cyryl wręcza wojsku rosyjskiemu ikonę, żeby jakaś tam matka boska błogosławiła tej barbarii w mordowaniu cywili. No kurwa, spoko akcja, tak sobie pogawędzić z przydupasem zbrodniarza wojennego, na pewno warto wysłuchać racji tego grzyba krwiożerczego.

Oraz szczególną uwagę komentatorów zwraca ten kawałek z fajnego, postępowego i nowoczesnego papieża Franciszka:

Jesteśmy pasterzami tego samego Świętego Ludu, który wierzy w Boga, w Trójcę Świętą, w Świętą Matkę Boga: dlatego musimy się zjednoczyć w wysiłkach, by pomóc pokojowi, pomóc cierpiącym, poszukiwać dróg pokoju, aby powstrzymać pożar.

fajny papież Franciszek

To naprawdę śmieszne, takie apelowanie o powstrzymywaniu pożaru do kogoś, kto swoimi czynami i słowami dokłada do ognia buzującego na Ukrainie. Jedni powiedzą, że Franciszkowi haker coś dopisał, inni że mu wyjęto słowa z kontekstu. Może więc dla kontekstu jeszcze jeden cytat:

Rachunek za wojnę płacą ludzie, są to żołnierze rosyjscy i ludzie, którzy są bombardowani i giną.

fajny papież Franciszek

Ktoś złośliwy mógłby się spytać, co do kurwy nędzy, w jednym zdaniu z mordowanymi cywilami, robią ich oprawcy. No i gdzie jakieś słowa o żołnierzach ukraińskich. I że może kolejność zestawienia płatników wojennych jest, kurwa, wysoce niestosowna. Zwłaszcza w kontekście pierdolnięcia przez ruskie bydło bombą w teatr, w którym ukrywali się cywile. I mógłbym tak długo, ale po co? Przekonanych nie przekonam, ci co mieli wiedzieć, że chuja tam nowoczesny, postępowy i fajny ten Franciszek, to wiedzą. Nic się nie zmieniło, cel jest jeden – umacnianie pozycji kościoła na świecie. A że gdzieś mieli ludność cywilną gigantyczna maszyna do mięsa? Chuj z nimi, jest wojna, na wojnie muszą być ofiary.

Hej Siri, pokaż mi ludzkie gówno…

Nasza krajowa delegatura coś tam robi, ale ciężko wyczuć co, bo u nich z dobroczynnością jak z finansami – po cichu, po wielkiemu cichu. Ale słyszałem, że Rydzyk przyjął dużo wojennych uchodźców… A nie, czekajcie, to nie tak, on przyjął dużo pieniędzy. Uchodźców chyba niekoniecznie, przynajmniej według ostatnich doniesień, ale proszę was – zaskoczcie mnie pozytywnie.

Hej Siri, pokaż mi ludzkie gówno…

No i na koniec pytałem o obrońców życia wypoczętego. Ci, o których nie wolno pisać, że są finansowanymi przez Kreml fundamentalistami, zamknęli ryje i siedzą cicho. Nic, nul, zero o wojnie, ale nie do końca. Otóż wojna jest dobrym pretekstem do produkowania kolejnych płomiennych manifestów. Patrzcie na tę laurkę:

Wydarzenia na Ukrainie w oczywisty sposób przykuwają naszą uwagę. Tę sytuację zapewne będą próbowali wykorzystać radykalni ideolodzy, aby niepostrzeżenie forsować swoje postulaty na forum międzynarodowym. Nie możemy pozwolić na ingerowanie w porządek prawny suwerennych państw.

to Filip Bator

Tutaj z kolei mówi Jerzy Kwaśniewski:

Surogacja i handel dziećmi, homoadopcja, eutanazja, seksedukacja, aborcja… Ideologiczne lobby chce wdrożyć je ponad naszymi głowami, za pomocą międzynarodowych trybunałów. Stoimy im na drodze. Występując w obronie demokracji i praw człowieka.

Jerzy Kwaśniewski

A o wojnie? No cóż, muszę być uczciwy, pomagają jak mogą… Hahaha, nic z tych rzeczy. Ruszyli z projektem Archiwum Zbrodni Wojennych, bo jest medialny, o niczym więcej nie słyszałem. I bardzo dobrze, chronienie dorosłych jest niepotrzebne, sami potrafią o siebie zadbać, prawdziwie ważne jest tylko życie wypoczęte. Od poczęcia do narodzin. Potem chuj z nim.

Hej Siri, pokaż mi ludzkie gówno…

Właśnie, a co z czołową obrończynią życia od poczęcia do narodzin, potem chuj z nim? Kaja Godek nie zawiodła i już dwudziestego drugiego dnia wojny ruszyła do pomocy. Ofiarowała noclegi, podstawowe przedmioty higieny osobistej, jedzenie… A nie, czekajcie, pojebał mi się notatki.

Kaja Godek, rozumiecie, przygotowała ulotki. Ale nie takie z najważniejszymi informacjami w dwóch językach, czy choćby podstawowe rozmówki polsko-ukraińskie. Nie, no co wy. Godek natrzaskała dla uciekinierów wojennych 200 tys. ulotek w języku ukraińskim, w których przestrzega ich przed skutkami aborcji i straszy wydumanymi konsekwencjami przerywania ciąży.

Macie, poczytajcie:

Polska chroni także życie dziecka, które nosi Pani pod sercem. Lekarz, który dokonałby aborcji na Pani dziecku, podlega karze więzienia do lat 8. Karze podlegają także osoby, które namawiają lub pomagają w zabiciu Pani dziecka. Jeśli zabieg przebiegnie z komplikacjami i będzie Pani korzystać z pomocy lekarskiej, organy ścigania muszą wszcząć postępowanie wyjaśniające, jak doszło do próby aborcji.

ulotka fundacji Życie i rodzina

I jeszcze taki farmazon zasunęli:

Aborcja to zabójstwo i najgorsza zbrodnia. Jeśli ktoś proponuje Pani aborcję, namawia do niej, organizuje środki, aby zabić Pani dziecko, proszę natychmiast zgłosić sprawę pod numer alarmowy telefonu 112 lub skontaktować się z najbliższym komisariatem Policji.

ulotka fundacji Życie i rodzina

Wszystko oczywiście opatrzone fotką instalacji z dżemu malinowego… Kurwa, wróć, ty bezduszny skurwielu, może jeszcze coś o farszu napisz. Całość opatrzona fotką… właściwie nie wiem, co to za zdjęcie. Abortowany płód? Kilka płodów? Nie mam pojęcia, nie podejmuję się ocenić, co to za gorefest.

No, i tak to fundacja Kai Godek pomaga uchodźcom wojennym.

Hej Siri, pokaż mi ludzkie gówno…

No elo 100

No elo, myślicie że to koniec?
No, kurwa, niekoniecznie.

Praktycznie na progu naszego domu mamy wojnę. Wszyscy pokrzykują ‚Ługańsk’, ‚Donbas’, czy też preferowane przeze mnie Ługanda i Donbabwe, i nikt, ale to nikt nie zadał sobie trudu, żeby ludziom przybliżyć w jakiej odległości od nas znajduje się zarzewie konfliktu. Bo mam wrażenie, że sporej grupie to umyka. Z centrum Warszawy do centrum Doniecka jest 1525 km liczone po trasie samochodowej. A gdybyśmy chcieli policzyć od granicy (Dorohusk), będzie to 1256 km. 17 godzin jazdy.

Siedemnaście godzin jazdy od nas, towarzysz Putin udzielił bratniej pomocy dwóm separatystycznym republikom – Ługańskiej i Donbaskiej. Bratnia pomoc odbyła się w typowym ruskim stylu, czyli najpierw Putin uznał oficjalnie niepodległość tych państw, a następnie Armia Czerwona wbiła tam z pomocą. Oczywiście Putin uznał Donbabwe i Ługandę wraz z ich konstytucjami, w których określone są ich granice. Szerokie granice. Sięgające głęboko w terytorium Ukrainy.

Zasadniczo i pobieżnie, jakby rządy PiS to było za mało, 1200 km od naszej granicy zaraz będzie wojna. I żeby polepszyć nam wszystkim humory dodam, że ta wojna nie skończy się tam, bo Putin nie pozostawił krajom byłego bloku wschodniego żadnych złudzeń. On chce wrócić do kształtu, jaki miało ZSRR zanim spadło z rowerka i rozbiło sobie głupi ryj. Starsi kojarzą, młodszym wytłumaczę. Dobry wujek Putin chce, żeby było jak kiedyś, a kiedyś było tak, że przyjaźniliśmy się z Rosjanami tak bardzo, że oni sprzedawali nam drogo węgiel, ale w zamian za to brali od nas zboże i cukier.

Wybierali nam władze, zainstalowali bezpiekę, kontrolowali wszystko, pilnowali porządku, i jak jakiś kraj satelicki fikał, to szli do niego z bratnią pomocą. Rosjanie odwiedzili na przykład Węgry w 1956 roku, gdy Madziarom zachciało się wolności i rewolucji. Bilans ofiar: ok. 2500 zabitych, ponad 20 tysięcy aresztowanych lub internowanych, a ok. 200 tysięcy osób uciekło z kraju do Austrii i Jugosławii. Straty materialne wyniosły 220 mln forintów, co stanowiło ok. 25% rocznego dochodu narodowego Węgier.

Rosjanie razem z kilkoma innymi ziomkami z Układu Warszawskiego (tak, mieliśmy udział w tej żenadzie), w 1968 roku wpadli również na krótkie tournee po Czechosłowacji. Była to bardzo ludna karawana żołnierzy i pojazdów, z racji tego, że udział w niej wzięło do pół miliona wojsk Układu. Dlatego operację ‚Dunaj’ nazywa się nawet czasami inwazją. W jej wyniku Czesi i Słowacy stracili 70-100 zabitych i 800 rannych, podczas inwazji z kraju wyjechało 300 tys. obywateli, chwilę po niej następne 70 tys.

Więc wiecie, jak z przyjacielską interwencją wpada do was ruski człowiek, to pochowajcie kobiety, zegarki i wszystkie wartościowe rzeczy, i módlcie się do wyznawanych bóstw, żeby sobie jak najszybciej poszli, bo nie są to mili ludzie. Powiedziałbym nawet, że są bezkulturni.

O czym to ja. A, no właśnie. Putinowi marzy się powrót do starych dobrych czasów. Dlatego jak sobie odkroi plaster po plasterku Ukrainę, jego oko spocznie na republikach nadbałtyckich i na nas. Dlatego dobrze byłoby zrobić kilka rzeczy.

Wzmocnić armię. Zacieśniać współpracę z Zachodem i Nadbałtyką. Umacniać sojusze. Integrować się wewnątrz struktur, w których jesteśmy. Przestać zachowywać się jak dziecko, które ojebało pół torby cukru. Zrobić wszystko, żeby Pierre z Prowansji, tym razem chciał umierać za Gdańsk.

Czego natomiast nie powinniśmy robić? Bo ja wiem? Nie demontować armii do stanu, w którym podczas symulowanego starcia dostajemy w dwie doby taki wpierdol, że nie ma czego zbierać. Nie ograniczać jej zdolności bojowej praktycznie wyłącznie do defilad na Święto Niepodległości. Nie robić wśród niepokornej kadry czystek, jak za Stalina (minus strzelanie w potylicę). Nie antagonizować wszystkich partnerów politycznych, militarnych i handlowych, jak Unia długa i szeroka. Nie rumakować, nie potrząsać szabelką, nie krzyczeć ‚Poland stronk’. Nie pierdolić o najbliższym sojuszniku Kremla, że jest ciepłym człowiekiem. Przestać być najbardziej awanturującym się członkiem wspólnoty. Nie przyjmować więcej z honorami proputinowskich polityków nierosyjskich i nie robić sobie z nimi pamiątkowych zdjęć.

Nie mówić, że „Putin znalazł wyjście z twarzą z tego kryzysu. Uznał niepodległość tych republik, wprowadzi tam wojsko, może zostawi trochę wojska na Białorusi i tyle„. Nie pisać również „JEDYNE wyjście,to stopniowe PRZEJĘCIE  UE,wyrwanie jej z rąk niemiecko-lewackich,poprzez wyborcze zwycięstwa partii konserwatywnych w państwach europejskich. Są oznaki,że może się to udać. Obecna Unia jest zaprzeczeniem i nadużyciem pierwotnych jej idei.Dziś Unia PCHA do WOJNY .” (pisownia oryginalna, nie pytam kto, bo to zbyt łatwe)

No a przede wszystkim przestać, świadomie czy nie, powielać kremlowską narrację, podbijać nastroje antyunijne i realizować, świadomie czy nie, politykę Putina.

Nie piszę o sankcjach, bo sami jesteśmy za krótcy, żeby coś nimi zdziałać, tu musi być wspólny front, który aktualnie trochę się sypie, ale poczekajmy, może więksi ustalą coś, co Putina ubodzie. Na razie czytam, że siekają mu banki i oligarchów.

Właściwie to wydaje mi się, że w obliczu aktualnego kryzysu, każdy polityk, zwłaszcza taki z obozu rządzącego, powinien mieć zakaz mówienia czegokolwiek godzącego w nasze aktualne sojusze. To jest narażanie na szwank biologicznego bytu trzydziestu ośmiu (czy ile nas tam w wyniku polityki demograficznej PiS zostało) milionów osób. To zdrada stanu. Za to powinien być krótki proces, kula w łeb i do piachu. Jak myślicie – ile czasu bylibyśmy się w stanie bronić przed rosyjskimi wojskami w sytuacji wyjścia z UE i NATO? I jak wam się wydaje, jakby tu rosyjskie wojska wjechały, to byłyby jeszcze wczasy w Tunezji, czy może ni chuja?

Mam też wrażenie, że o ile Facebook czy Twitter mają i mieć będą w dupie trollskie farmy Kremla, tak administratorzy stron krajowych powinni zacząć ostrzejszą moderację. Obserwuję dyskusje pod artykułami i widzę zalew propagandy rosyjskiej, który zdaje się nikomu nie przeszkadzać. A powinna, bo ona jest momentami zręczna. Gra na naszych uprzedzeniach, rozmywa odpowiedzialność Kremla, Ukraina jest sama sobie winna, Putin spoko, interwencja jest pokojowa, ogólnie jak w tym dowcipie o Polaku, Rusku i Niemcu*

Nie wiem, może się mylę, ale dla agentów obcego wpływu wolności wypowiedzi nie przewiduję i wydaje mi się, że warto zacząć poważne wietrzenie smrodu dawno niepranych onuc. Czyli jebać trolli prądem, nie oszczędzać żadnego, niech te wydane na nich kopiejki będą niczym krew w piach.

A jeżeli mamy z tej przejebanej sytuacji wynieść jedną naukę, to niech to będzie to: bez silnych sojuszy jesteśmy dla Putina kęsem na jeden ząb. I może drugą: czy Trójmorze jest sojuszem, na którym możemy opierać bezpieczeństwo?

Chociaż oczywiście nie znam się na tym wszystkim i mogę się mylić.

A teraz jeszcze szybko temat luźniejszy. Kojarzycie karteczki, jakie pojawiły się w niektórych (może we wszystkich, nie wiem, wszystkich nie sprawdzałem) sklepach? Takie, jak poniżej.

Fota własna

Zagadałem do sprzedawczyń z pobliskiej piekarni sieciowej i spytałem się, czy będą obniżki cen. Jak już przestaliśmy się śmiać, panie powiedziały mi o ile procent podrożał im gaz i prąd. I że zerowy VAT chuja da. Znaczy spowoduje, że podwyżka cen będzie minimalnie niższa. Ja tam to wiem, dlatego stwierdziłem, że może dobrze byłoby obok informacji o zerowym VAT, pokazać o ile podrosły ceny źródeł zasilania pieców chlebowych, że już o mące nie wspomnę. Bo wiecie – mówiłem. Zaraz wam tu przyjdą jakieś lokalne głupki i zaczną narzekać, że rząd VAT obniżył a u was drożyzna, wy spekulanci.

– Proszę pana, już przychodzą.

– A narzekają na spekulantów?

– A jak.

– To może dajcie te procenty.

– No może damy.

I z tego miejsca namawiam was wszystkich do tego, żebyście w sklepach, które odwiedzacie, proponowali sprzedawcom dodanie do oficjalnego komunikatu, informacji o wzroście kosztów utrzymania lokalu albo produkcji sprzedawanych w nim rzeczy. Niech ludzie mają jakieś alternatywne źródła informacji o świecie. Może coś zrozumieją. Wątpię, ale nadzieję trzeba mieć.

No to trzymajcie się tam w tej strefie buforowej z zerowym VAT na żywność.

PS Nie wiem, czy prowadzący fejsowy profil Doniesienia z putinowskiej polski jest autorem Ługandy i Donbabwe, ale to tam zobaczyłem je pierwszy raz, to stamtąd je zajumałem, autorowi, kimkolwiek jest, serdecznie dziękuję.

*Dowcip był taki, że ludożercy złapali Polaka, Ruska i Niemca, przywiązali do pali, już mieli przystąpić do konsumpcji, ale się zlitowali i dali im ostatnie życzenie przed śmiercią. Polak chciał zajarać, Niemiec napić się jakiegoś alkoholu a Rusek poprosił o lepę na ryj. Ludożercy mu ją wypłacili, Rusek wyplątał się z więzów i rozjebał całe plemię. Zszokowany Polak pyta się go ‚ty, pojebało cię, prawie nas zjedli, dlaczego dopiero teraz to zrobiłeś’? Na co Ruski dumnie -‚My nie agriesory’.

Oraz przypominam o możliwości wsparcia mojej pisaniny na Patronajcie. Linkuję tutaj dla wygody użytkowników komórek.

#thereisnofuckinggoodnews #mokratekturaigówno #zenRadek #wojnamaszerująniewolnicy

No elo 99

No elo, myślicie że to koniec?
No, kurwa, niekoniecznie.

Ale co się stao, co się stao, co się stao?

Partia, jak pierwsza naiwna w burdelu, w szoku, że TSUE zadecydował, tak jak zadecydował. No doprawdy – spore zaskoczenie. Dla tych, którzy przegapili dramę, Trybunał uznał za zgodne z prawem unijnym przepisy, które uzależniają wypłatę funduszy od kwestii związanych z praworządnością. Skargę na ten mechanizm złożyły dwa kraje prymusowskie pod względem przestrzegania prawa, zarówno krajowego, jak i unijnego, a nawet bożego, czyli Polska i Węgry. Niestety, Unia zabrała nam zabawki, posłała do kąta i kazała się poprawić.

‘No dobra, przemyślimy swoje dotychczasowe reformy systemu sprawiedliwości’ powiedział nikt z obozu władzy, zamiast tego zaczął się płacz, wzajemne oskarżenia, no i oczywiście narracja ‘my nie chcemy Polexitu, ALE…’. Premier Morawiecki Mateusz poskarżył się tak:

‘Te instytucje wyznaczają granice swoich kompetencji. Przecież tak nie powinno być. Granice kompetencji są ściśle określone w traktatach. W traktatach, które nas także obowiązują przyznaliśmy pewne kompetencje, na wyłączność nawet, Unii Europejskiej. Ale tylko pewne. Cała gama innych kompetencji pozostała w domenie państw członkowskich. Centralizacja struktur Unii Europejskiej jest niebezpiecznym procesem. W tym nierównym dialogu staramy się pokazywać wszystkie ryzyka z tym związane. Czy wyście w tym TSUE z chuja spadli? Przecież zaraz nam obniżą rating, skoczy koszt obsługi długu zagranicznego, na pysk jebnie rentowność naszych obligacji, co wy odpierdalacie?’

Niestety, zezwierzęceni funkcjonariusze unijni głusi pozostali na płacze Mateusza i jego tupanie nóżką. Ba, po tym wyroku rosną bojowe nastroje wśród europosłów, którzy chcą jak najszybszego uruchomienia mechanizmu ‘hajs za rządy prawa’. Śmieszki z FDP zaproponowali nawet, żeby szefowej KE Ursuli von der Leyen i jej najbliższym współpracownikom zablokować wypłatę pensji. Do czasu, aż Komisja nie odpali tego mechanizmu. Jasne, wniosek nie ma szans, ale pokazuje, jak bardzo zaszliśmy niektórym za skórę.

Oczywiście zesrał się nie tylko premier. Wiadomo przecież, że magister minister Ziobro nie odpuściłby sobie okazji, żeby dojebać i UE, i Morawieckiemu. Zbigniew zasunął taki oto farmazon.

‘Jest to dowód na błąd, bardzo poważny polityczny, można powiedzieć historyczny błąd premiera Morawieckiego, który wyraził akceptację na szczycie w Brukseli 2020 roku dla wprowadzenia tego rozporządzenia, które już dziś służy do wywierania presję poprzez ekonomiczny szantaż na Polskę i ograniczać naszą suwerenność, choćby w obszarze sprawiedliwości czy wartości. Nie może tak, kurwa, być, że jakieś unijne patafiany zabraniają nam robić w kraju wszystkiego, co chcemy. My chcemy dalej orać system sądowniczy, bo albo będzie po naszemu, albo chuj”.’

I dalej jeszcze fajniej.

‚Szantaż ekonomiczny został użyty w pierwszej kolejności wobec polskich samorządów, co do których zażądano odwołania uchwał odwołujących się do ochrony rodziny i polskich tradycyjnych wartości i zasad wychowania dzieci w polskich szkołach. Bez stworzenia stref wolnych od ideologii gender i LGBT, polskie dziecko i polska rodzina narażone są na wirusa gejozy, bo przecież wszyscy wiedzą, że ta moda roznosi się drogą powietrzną. Dlatego samorządy postawiły kordony sanitarne, do których zniesienia zmusiła nas Unia. To ona będzie odpowiedzialna za ujemny przyrost naturalny i dziwne ubiory. To po prostu jest jakiś dramat.’

Zbigniew wozi się jak rasowy osiłek klasowy (tak, wiem jak to brzmi w kontekście jego kompleksji), który na przerwie klepie klasowego mądralę-okularnika. Ale mądrala-Mateusz jest ponad to, bo się naprawdę fajnie zachował. Otóż po tym, jak go Zbigniew ciutkę zgnoił, powiedział że magister Ziobro jednak powinien zostać w rządzie. To miłe.

Nad tym wszystkim czuwa odrobinkę gospodarz klasy – Jarosław, który podsumował postępowanie magistra prawa jako „troszeczkę przesadne”. Czyli tak trochę czuwa, ale do pionu nie stawia. Oddajmy głos Prezesowi:

‚Jestem zawiedziony tym, że takie oświadczenia padają publicznie, bo to na pewno naszej wspólnej sprawie nie służy, a tą wspólną sprawą jest utrzymanie naszej suwerenności. Oczywiście, to sprawa super ważna, ale oczywiście mamy także te inne. Dlatego troszkę się dziwię panu ministrowi, ale cóż, takie rzeczy w polityce się zdarzają, nie tylko u nas, ale również w innych państwach’.

Czyli na wschodzie bez zmian, magister trzyma Prezesa za jaja i miętosi nimi bezlitośnie. Ogon już od dawna macha psem.

Ostatnio pisałem, że dla Partii najważniejsze jest utrzymanie władzy, i mogą się dziać rzeczy irracjonalne z punktu widzenia człowieka zdrowego na umyśle. No i się dzieją. Bo z jednej strony jest tonowanie nastrojów, „nikt nie chce wychodzić z Unii”, a z drugiej od wczoraj trwa gigantyczna kałoteka posłów i europosłów naszej władzy. Padają słowa wielkie, pozwolę sobie na kilka cytatów.

Sekretarz stanu w KPRM, niejaki Wójcik Michał mówił tak:

Ci, którzy narzucili Polsce to rozporządzenie, to są oszuści i łgarze i krętacze. Taka jest prawda.

I jeszcze

Hipokryci unijni próbują nam zabrać suwerenność. Orzeczenie TSUE jest tego najlepszym wyrazem. Trzeba przed nimi obronić naszą tożsamość. Trzeba obronić Polskę. Świat. Ziemię. Układ Słoneczny. Drogę Mleczną. Grupę Lokalną Galaktyk… A nie, czekaj, ja w te głupoty nie wierzę. Tożsamość! Polskę! Gore, kurwa!

Wybrzmiał wyraźnie ważny głos Kempy Beaty

Możemy czuć się oszukani jako Naród. W 2004 roku wstępowaliśmy do Europy Ojczyzn a nie eurokołchozu – właśnie dlatego, że już raz czuliśmy na sobie bat Kołchozu. To orzeczenie możemy odbierać wyłącznie jako szantaż i zamach na naszą suwerenność, którą rozumiemy jako swobodę w okradaniu obywateli i budżetu, tak żeby się jakoś ustawić do końca życia, bo chyba nie będziemy rządzić wiecznie. Czy będziemy?

Wypowiedział się też jeden z moich ulubieńców, czyli Kaleta Sebastian

Historyczny dzień dla UE. Zmieniono traktaty rozporządzeniem i politycznym wyrokiem TSUE, który jest polityczny, bo nie pozwala nam robić tego, co chcemy. Od dzisiaj każda samodzielna decyzja Polski będzie obarczona ryzykiem szantażu finansowego, który jest faktem od kilku miesięcy, a dziś został w forum UE zalegalizowany, na co się kurwa jego mać nie zgadzamy, bo chcemy owszem, mieć tu sprawiedliwość, ale żeby zawsze była po naszej stronie. Więc nie rozumiemy, dlaczego UE się nam wpierdala, zamiast dać hajs i się zamknąć.

Pojawił się też niezawodny Kowalski Janusz, człowiek który ma do łba ze trzy długości boiska piłkarskiego, ale nie przeszkadza mu to w wypowiadaniu się na każdy temat

Wyrok TSUE kończy niuansowanie i zaklinanie rzeczywistości przez euroentuzjastów. To czarny dzień dla UE. Atak na Polską suwerenność unijnych eurokratów wchodzi w nową fazę: finansowego „głodzenia” Polski za nierealizowanie ideologicznej agendy Brukseli. Takie są fakty, Radosław, ale my się kurwa nie damy. Mamy tyle hajsu, że cały świat nam zazdrości i chce od nas pożyczać, więc nikt nas nie zagłodzi i nie zamydli oczu tymi miljordami. W dupę je sobie wsadźcie, wy, wy, wy… chuje.

Jacek Saryusz-Wolski, niczym Wernyhora, wróży nieunikniony koniec republiki takimi słowy

Po werdykcie TSUE droga do zmiany rządu drogą szantażu prawno-finansowego i ataku na demokrację otwarta. Już nie będziemy mogli wysyłać sędziów na drugi koniec kraju, odsuwać niewygodnych prokuratorów czy nękać ludzi protestujących przeciwko nam, bo te kurwy brukselskie zabiorą nam hajs. Nam, Polaką! Patriotą!

No i na koniec nasza najlepsza premiera od czasów Jagiellonów i Wazów, Szydło Beata, tak pięknie zasunęła TSUE i KE, że aż się łza w oku kręci

Polska i Węgry zaufały zapewnieniom Komisji Europejskiej i Rady Europejskiej, że będą mogły robić u siebie, co będą chciały, rozbijać wewnętrzną jedność Unii i realizować świadomie lub nie, politykę Kremla. Teraz widzimy, że instytucje UE w rodzaju TSUE lub KE całkowicie lekceważą konkluzje RE z 2020 roku, a co gorsza, lekceważą też nasze dążenia do wzięcia wszystkich niepokornych za pysk. Organy UE tworzą własne normy prawne i polityczne, nie przejmując się ustaleniami RE i Traktatami, czyli trochę jak my, ale my to robimy w słusznej sprawie, a te unijne szmaty w niesłusznej, niech ich piekło pochłonie i chuj jasny trafi.

I tak dalej, i tym podobne, zesrańsko było tak masywne, że kał wypełniłby ze dwa baseny olimpijskie.

Oczywiście PiS kojącym tonem uspokajają ‚to nie my, to Solidarna Polska i Konfederacja mówi brzydkie rzeczy, wpisujące się w politykę Putina skierowaną na rozbijanie UE, u nas wszyscy w porządku są, jesteśmy za, jakoś rzeczy pochytamy, w ogóle luzik, Mateusz już ogarnia dopłaty do rolnictwa ze środków Ministerstwa Finansów, więc wiecie, z tą Unią to nie tak, że jest nam niezbędna”.

No i teraz są dwie drogi, bo oczywiście można sobie pierdolić, że my to chcemy, ale coś tam coś tam i kłody rzucają nam pod nogi. Ale trzeba podjąć męską decyzję – albo się wycofujemy z niektórych fakapów nazywanych dumnie ‚reformą wymiaru sprawiedliwości’, kosimy hajs, robimy ten dobrobyt i wydajemy europalety euro, albo stajemy murem za magistrem Ziobrą i mówimy ‚taki chuj, z raz obranej drogi nikt nas nie zawróci, idziemy w to a UE może nam skoczyć na pałąk’. Zostajemy bez hajsu, ogarniamy wszystko kasą z drukarek NBP, patrzymy jak kraj płonie, bo 330 posłów wybranych w wyborach powszechnych, równych, bezpośrednich, proporcjonalnych i tajnych jest zbyt upartych, by z raz obranej drogi się cofnąć albo zejść.

Więc oczywiście możemy spróbować odpalić te drukarki, ale nie czarujmy się, to będzie jak napompowanie konia wyścigowego dopalaczami. Przebiegnie jeszcze z pińcet metrów a potem się wypieprzy na pysk i nie wstanie, choćby świat płonął. Pieniądze z UE to jest zawsze oddech dla budżetu centralnego. Gdy tego oddechu zabraknie, budżet klęknie. Może się nie wywali, ale budżety samorządów, już dojechane na grubo Nowym Ładem, prawdopodobnie się załamią. Demografia w dupie, brakuje rąk do pracy, łatamy to pracownikami zagranicznymi, ale kraje ościenne też mają ograniczoną podaż siły roboczej, a i my nie jesteśmy krajem marzeń. Poza tym nie zapchamy wszystkich dziur, za 5-10 lat będziemy pewnie walczyć o wodę i o pielęgniarki, że tak sięgnę po przykład spod dużego palca.

Kasa z UE to nie są worki pieniędzy zrzucane z nieba tylko inwestycje. Krajowe i samorządowe. Nie ma możliwości, żebyśmy samodzielnie byli w stanie wykreować taki impuls, jaki dałyby nam pieniądze z KPO i budżetu unijnego. Zresztą znając tych cynicznych półanalfabetów polityczno-ekonomicznych, główny impuls byłby skierowany na rozdawnictwo a nie inwestycje, więc dodatkowo zwiększylibyśmy i tak rozbuchaną inflację. Która, gdybyście przegapili wiadomości, w styczniu wyniosła 9,2 proc. w ujęciu klasycznym, czyli rok do roku, i 1,9 proc. w stosunku do grudnia 2021.

Źródło: Bankier.pl na podstawie danych GUS

I powiem wam, że jeżeli wstrzymanie kasy z UE i rosnąca inflacja nie otrzeźwią tego narodu, to nic go nie ruszy. A jak go w końcu ruszy cena żywności i 500+ warte ledwo 300+, to pewnie będzie już za późno na cokolwiek.

Każdy kto ma mózg i minimum wiedzy ekonomicznej widzi, że bez kasy z UE czeka nas gruba nieprzyjemność. Partia też to wie, ale ważniejsze dla niej jest utrzymanie władzy niż dobro Polski. Dlatego z tego miejsca ponownie chciałbym pogratulować wszystkim wyborcom PiS. Well, kurwa, done.

No to trzymajcie się w tym kraju obniżonych wkrótce ratingów.

PS Cytaty z funkcjonariuszy partyjnych są prawdziwe, chociaż mogłem do każdego coś niewielkiego dopisać.

#thereisnofuckinggoodnews #mokratekturaigówno #zenRadek #ktocikurwaukradłniepodległość

To skomplikowane

Fot. Pexels

Trochę mnie nie było, ale wracam. O przyczynach rzeczy, które się wydarzyły, piszę poniżej.

Muszę wam coś opowiedzieć. To stara historia, jeszcze z początków kolejnictwa. Pozwoli wam zrozumieć, dlaczego moje pierwsze wejście na stronę i odpalenie na niej Patronite wyglądało, jakbym was oszukał, albo co najmniej naciągnął. Ale zanim wam coś opowiem, chcę przeprosić.

Przepraszam.

Przepraszam za Patronite, które uruchomiłem chwilę po tym, jak ruszyłem ze swoją stroną. Dla tych, którzy nie wiedzą – Patronite umożliwia comiesięczne wsparcie ulubionego twórcy określoną kwotą. Autor ustawia progi, w których oferuje jakieś bonusy, czytelnik wybiera za ile chce wesprzeć i wspiera tyle czasu, ile uważa za stosowne. No i z tymi progami i obietnicami to była pułapka.

Dużo rzeczy obiecałem, ledwie kilka dowiozłem, większości nie. Patronite był zaciągniętym w stosunku do patronów zobowiązaniem, bo wierzyłem, że jak zaciągnę zobowiązanie, to zrobię wszystko, żeby dostarczyć, dzięki czemu coś we mnie zaskoczy i znowu będę działać tak, jak działałem wcześniej., zanim straciłem pracę i usiadłem w fotelu. Oczywiście nie udało się, bo i się udać nie mogło.

Widzicie, ja wtedy nie wiedziałem kompletnie niczego o depresji, nerwicy lękowej, o przyczynach ośmiu godzin stuporu w fotelu i powoli rosnących trudnościach w codziennych czynnościach, których wykonywanie normalnie odbywa się w tle, a wtedy było dla mnie niczym przyniesienie mamuta na kolację. Nie wiedziałem, że moim czynnikiem formującym i nadającym sens życiu był mój pracoholizm, i jak zabrakło pracy, to ten sens straciłem. W krótkim czasie znalazłem się w takim stanie, że zalepienie dziury w ścianie, zatarcie jej papierem i wkręcenie wieszaka to było coś, co musiałem robić na cztery rzuty, przez miesiąc, i chyba nawet raz się w trakcie pracy rozpłakałem.

Zresztą wtedy wielokrotnie miałem łzy w oczach, bo z jakiegoś powodu wszystko mnie wzruszało. To znaczy smuciło, ale myślałem, że wzrusza, chociaż było to bardzo zaskakujące, bo mnie przecież do tej pory wzruszał Helikopter w ogniu, Kompania Braci, Tak tu cicho o zmierzchu i Biały Bim Czarne Ucho.

Gdybym tylko wtedy wiedział to, co wiem teraz. No ale nie wiedziałem, więc moja szarża z motyką na słońce była wzruszająca i straceńcza.

Zresztą nie mogła być inna, gdy za długofalowe zobowiązanie w stosunku do ludzi, których zna, lubi, kocha, szanuje, bierze się człowiek nic nie wiedzący o depresji, nerwicy lękowej i powodach codziennego ośmiogodzinnego stuporu w fotelu. On myśli, że mu się uda. A uda mu się na pewno, bo nie chce ich zawieść. Niestety, to ja byłem tym człowiekiem, i to ja nie wiedziałem w jak chujowym stanie psychicznym się znajduję.

I oczywiście zawodziłem, bo wyjście do kina to była wyprawa na drugi kraniec Ziemi, przesłuchanie audiobooka sprawiało mi ogromną trudność z powodu niemożności skoncentrowania się na najprostszych rzeczach, lektura to była abstrakcja, bo wieczorem nie pamiętałem, co przeczytałem rano. A pisanie stało się tak przyjemne, jak wkładanie ręki w młockarnię i tak proste, jak zimowe wejście na K2.

Z czasem robiłem coraz mniej rzeczy, do których się zobowiązałem, patronów ubywało a ja czułem coraz większą ulgę, bo zawodziłem coraz mniej osób. Widzicie jaka żelazna logika mi towarzyszyła?

Ludzie zwracali mi uwagę, że nie dowożę, ja czułem się, jakby mi ktoś kiepował fajka na czole, ale słuszne pretensje w końcu milkły, zaś ja mogłem poczuć się ciut lepiej, bo ubyło kilku kolejnych patronów.

Oczywiście pielęgnowany starannie wizerunek twardego Hłaski nie pozwalał mi się przyznać do słabości ani przed samym sobą (to było trudne), ani tym bardziej przed ludźmi (to było zaiste wzruszające), dlatego próby wysłania mnie na terapię podejmowane przez najbliższych, natrafiały na ścianę niezrozumienia i opór. „No co ty, przecież na terapię chodzą psychicznie chorzy, mi nic nie dolega” – taki byłem twardy. A nie da się przecież zmusić człowieka, żeby sam sobie pomógł, jak tego nie chce.

Na szczęście są w moim życiu dwie zawzięte kobiety, których upór miał w przyszłości przynieść efekty w postaci leczenia farmakologicznego i terapii. Dziękuję im, bo bez ich ciężkiej pracy nade mną, dalej siedziałbym 8 godzin dziennie w fotelu. A właściwie, to jak sobie teraz myślę, to pewnie by mnie nie było.

Mamo, Marysiu, nie ma słów, które oddałyby moją wdzięczność za wszystko, co dla mnie zrobiłyście.

Na razie jednak mamy 2016 rok i nic ze sobą nie robię. W 2017 też nie. I nawet nie chodzi o to, że nie dawałem rady pisać. Dawałem. Tylko każdy tekst musiałem z siebie wypruwać po kawałku i coś, co teraz zajmuje mi godzinę w ramach przerwy regeneracyjnej po obiedzie, wtedy było kilkudniowym wysiłkiem, który nie sprawiał mi żadnej przyjemności. Zresztą wtedy wszystko smakowało jak wiór posypany popiołem.

I tak to trwało. Wstyd mi było wracać na stronę, bo trzeba byłoby się skonfrontować z tamtą rzeczywistością i opowiedzieć ludziom to, co teraz czytacie. Nie byłem na to gotów, terapia była w toku, rany jeszcze się nie zagoiły, wyrzuty sumienia rozpieprzały mnie na kawałki, potęgując poczucie słabości i bycia gównem.

Za to na Fejsie, gdzie się coraz bardziej przenosiłem, było całkiem spoko, status wrzuca się szybciej i wygodniej niż tekst na stronę. Gratyfikacja lajeczkowa jest większa, dyskusja żywsza, popularność rośnie szybciej, a ja wtedy potrzebowałem oznak sympatii. O rany, jak bardzo potrzebowałem, żeby pomimo gigantycznego fakapu ludzie mnie lubili.

Same plusy, które dopóki byłem pikocelebrytą buszującym w mateczniku najniższej oglądalności, nie przesłaniały minusów. A na nie składały się na przykład obraźliwe wiadomości prywatne w folderze Inne (dzięki nim zacząłem do niego regularnie zaglądać, dzięki czemu nie przegapiłem kilku ważnych informacji, dzięki hejterzy!). Konieczność banowania wyjątkowo chamskich palantów. Pierdolnik w sekcji komentarzy. No i oczywiście zgłaszanie moich tekstów jako nękanie.

Nie wiem, jak to działa i czy jak jeszcze kilka razy mnie podpierdolą na Fejsie, to mogę stracić konto (ban mnie nie boli, tydzień wolnego od sociali to prezent od losu), ale wolę tego nie sprawdzać. Dlatego wracam na stronę i to tutaj będę kontynuował swój cykl ‚No elo’, i może pisał trochę innych rzeczy. Ale raczej szykujcie się na politykę.

Mam nadzieję, że chociaż trochę zaskoczę wszystkich, którzy na mnie tutaj, bez wiary w mój powrót, czekają. Z czasem trochę podpimpuję stronę, dodam może bajery wymagane aktualnymi wymaganiami wyszukiwarek, odkurzę Patronite, żeby każdy kto jednak chce mi dać piątaka, mógł to zrobić. A przede wszystkim będę mógł sobie znowu dłubać w miejscu, w którym nikt mi anonimowo nie odbierze wolności publikowania tekstów, które mu nie pasują.

Nie piszę po to, żeby było miło.

Po raz kolejny witam się z państwem.

PS Przepraszam za ten landszaft, ale wszyscy mówią, że dodanie zdjęcia jest zalecane, bo polepsza wasze doznania, to co się będę kłócił. Chciałem natomiast uniknąć fotek ludzi z twarzami przeoranymi bólem, trzymających się za głowy. No nie.

Z kamerą wśród zwierząt 13

Dzień dobry po długiej przerwie. Powiem wam, że jedną z najgorszych rzeczy, jaką może człowiek sobie zrobić, jest autocenzura. Następnym razem bardzo poważnie się zastanowię, gdy ktoś będzie mi sugerował, że niby wicie-rozumicie, po co takie rzeczy pisać? Bo chyba za stary jestem na takie gówno.


Niejaki Karczewski Stanisław, najpierw przekonywał, że nie wiadomo, czy na pierwszym posiedzeniu Senatu uda się wybrać nowego marszałka. Nie zaprzeczał też, że rozmowy z senatorami opozycji na temat przejścia na stronę lepszej zmiany trwają i trwać będą. Gdy podczas głosowania odbył się lekki wpierdol i PiS marszałka stracił na rzecz Tomasza Grodzkiego, nasz złotousty, już były marszałek, stwierdził że on to w ogóle puszcza w niepamięć ostatnie cztery lata pałowania opozycji i, tutaj cytuję dosłownie, ma nadzieję na współpracę na rzecz rozwiązywania problemów Polek i Polaków. Senat nie może być areną walk partyjnych. Potrzebny jest dialog. Lekarzowi z lekarzem, chirurgowi z chirurgiem, będzie łatwiej o porozumienie. Damy radę.

W zasadzie jedyne co mi przychodzi do głowy, to cytat ze Szwejka, ten o nachalnych kurwach. I zuchwałych.


Lidia “Niezależna” Staroń bardzo starała się uzasadnić swoje wstrzymanie się od głosu w głosowaniu na marszałka. Ona co prawda nie miała nic przeciwko kandydaturze Grodzkiego, ale jest istotą wrażliwą, i jak sama się wyraziła, nie dla niej polityczne gry. I wstrzymała się, bo chce pozostać niezależna. Gdyż jej partią są ludzie.

No, a jej hasłem niech zgoda i współpraca będzie. Po co tacy ludzie się pchają do polityki, skoro nie dla nich gry? Może to było takie wystawienie się na licytację, i kto da więcej, ten weźmie panią senatorkę niezależną?


Macierewicz Antoni, marszałek senior, na posiedzeniu inaugurującym nową kadencję, mówił rzeczy. Oczywiście dokładnie takie, o jakie prosił Karczewski, czyli o współpracy i o tym, żeby Sejm nie był areną walk politycznych.

Mogliśmy więc usłyszeć stonowane wypowiedzi o odpowiedzialności za ostateczne uporanie się z ciemną spuścizną komunizmu, spadającej na posłanki i posłów. Było o tym, że bez względu na różnice, wszystkich nas MUSI łączyć miłość do ojczyzny i wola potępienia zbrodni przeciwko narodowi. Nie, że może czy coś takiego. JEST MUS, ROBAKI!.

Było też o tym, że zdecydowana większość Polaków chce jedności opartej na wartościach narodowych i chrześcijańskich. Wspomniał też o tym, że wszyscy doskonale wiemy, jakie decyzje budują niepodległość, a jakie prowadzą na manowce. Wiemy też, jaką cenę płacimy za porozumienia Okrągłego Stołu i jak wygląda kolejna faza postmarksistowskiego ataku oraz dokąd prowadzi ideologia gender. Nie mogło zabraknąć wtrętu o Smoleńsku, ale ostrożnie, bo przecież komisja do tej pory nic nie pokazała, i jak się w końcu ktoś każe z tej szopki rozliczyć, to będzie gruby przypał. Oczywiście nie mogło obyć się bez opowieści z mchu i paproci o zagrożeniach zewnętrznych.

Bardzo dobre przemówienie, które emanowało wolą konsensusu i porozumienia. Słuchałem i szlochałem ze wzruszenia, zwłaszcza przy kawałku o tym, że musimy zbudować silne państwo narodowe z jasną hierarchią wartości odróżniającą patriotyzm od zdrady, dobro od zła, cywilizację życia od cywilizacji śmierci.


Urzędujący prezydent Duda, który szykuje się do kampanii wyborczej, i przemawiając wcześniej, tak wyciągał rękę na zgodę, że bałem się, że mu wypadnie z barku, minę w trakcie przemowy seniora miał nietęgą.

On tu chce być poważnym kandydatem centrowym, może z lekkim odchyleniem konserwatywnym, mówi o Polsce w sercu, porozumieniu, wspólnym zdaniu i języku szacunku, a tu wchodzi Antoni, cały na biało, i rozpierdala mu w drebiezgi całą narrację. W zasadzie prezydencka mina mówiła “Andrzej, kogoś ty mianował seniorem, nie lepiej było faktycznie wybrać najstarszą posłankę, tę Śledzińską, czy tam Katarasińską, fakt, jest z Peło, ale może by tak przynajmniej nie majaczyła”.


JKM tak się zmęczył tymi przemówieniami, że się zdrzemnął. Znowu, bo już wcześniej drzemał w Parlamencie Europejskim, z którego brał pieniądze, rozpracowując go w ten sposób od wewnątrz. Na moje, pan Janusz powinien sobie sprawdzić cukier.


Z ławy sejmowej położonej obok, na śpiącego zerkał łakomie niejaki Tarczyński Dominik. Człowiek prosty, na dodatek porywczego charakteru, obiecał kiedyś, że pan Janusz dostanie od niego wpierdol przy pierwszej okazji. Wpierdolu nie było, więc może o coś innego chodziło Dominikowi, gdy pisał tweeta następującego:

„W imieniu tysięcy wyborców którzy oddali na mnie głos, wypłacę w Sejmie temu szaleńcowi sprawiedliwość zgodnie z kodeksem honorowym. Przy pierwszym spotkaniu”.

Macie jakieś pomysły? Co tam u Boziewicza stoi, bo mój egzemplarz aktualnie w drugim mieszkaniu?


Grejt sakses polskiego rządu, który zrobił wszystko, żebyśmy latali do USA bez wiz. Pierwszy Polak, który poleciał do USA bez wizy, zasłużył sobie na materiał w telewizorze publicznym, gdyż na zamorskiej ziemi Franklina i Washingtona, spotkało go ciepłe przyjęcie. Urzędnicy imigracyjni mu gratulowali, piątkę zbił z nim Marcin Gortat.

Chwilę potem okazało się, że podróżnik akurat przelatywał z tragarzami i zupełny przypadkiem jest to, że ów podróżnik, niejaki Bakalarski Marcin, jest pracownikiem TVP. Która to zresztą telewizja publiczna, jako dobra firma, kupiła mu bilet do tych Stanów. Naprawdę, w tym kraju z uniesień pozostało mi tylko lekkie uniesienie brwi, a ze wzruszeń, wzruszenie ramionami.


Na koniec dobra wiadomość. Akcyza na wódkę, browara i szlugi miała wzrosnąć o 3 proc. Zamiast tego od stycznia wzrośnie o 10 proc. Więc wydaje mi się, że to dobry pomysł, środki uzyskane z tego wzrostu od razu będzie można przesunąć na służby celne i policję. Bardzo dobry ruch, bo przecież to oczywiste, że żadnego przemytu artykułów pierwszej potrzeby w tym kraju nie ma, nie było, i nigdy nie będzie.


Aha, bym zapomniał. Episkopat jest, jak zwykle, rozczarowany wszystkim i wszystkimi.


Do zobaczenia następnym razem.

%d blogerów lubi to: