No elo 103

No elo, myślicie że to koniec?
No, kurwa, niekoniecznie.

Trochę mnie nie było, bo załatwiałem swoje sprawy. Ale już je trochę załatwiłem, więc jestem z powrotem.

Zebrało się mnóstwo materiału, ale nie będę tego wszystkiego szczegółowo omawiał, bo to nie ma sensu. Jakiż bowiem sens można znaleźć w powtarzaniu ciągle tych samych czynności w oczekiwaniu innego rezultatu. Można wyśmiewać nieudolność rządów PiS, ale co z tego, skoro ich wyznawcy są całkowicie zaimpregnowani na umiejętność refleksji.

I ja nawet nie mówię o refleksji typu ‘no tak, kurde, ten PiS niszczy praworządność, rozwala wszystko, lepiej zagłosujmy na PO’, tylko taką wiecie, chwilę zastanowienia, zrobienie dwóch kroków wstecz, spojrzenie na szerszy obraz i przyznanie się przed samym sobą, że nawet jeżeli nie rozumiem zagadnień związanych z makroekonomią, finansami państwa czy dyplomacją, to widzę jak państwo zamienia się w prywatny folwark partii, w którym wykształciła się nowa nomenklatura, tak znienawidzona przecież przez kręgi niepodległościowe. No, chyba że nienawiść obejmuje tylko nomenklaturę komunistyczną, nasza jest spoko, to wtedy wporzo.

Więc ja sobie mogę pisać kolejne odcinki. I Paweł Lęcki może pisać kolejne odcinki. I autor Doniesień z putinowskiej Polski też może pisać kolejne odcinki. I chuj z tego naszego pisania, PiS ma poparcie na poziomie około 30 proc., opozycja wygląda, jakby nie paliła się do rządzenia tym pierdolnikiem w następnej kadencji, cały mój chuligański trud psu w dupę, bo biję zakład o każde pieniądze, że swoimi tekstami mogłem wzbudzić cień refleksji u nie więcej niż dziesięciu osób, za to ani jednej nie skłoniłem do zmiany poparcia dla PiS.

Dlatego zeskoczę we własnej głowie z tego mesjanistycznego kucyka, na którego momentami trochę mnie podsadzaliście, a ja w covidowo-wojennym zaćmieniu ochoczo wskakiwałem. Już nie będę się wspinał, gdyż uważam, że Partię należy jebać tak po prostu, bez żadnego motywu typu ‘nawrócę rząd dusz i będę zajebisty’. Nikogo nie będę nawracać, chcecie żeby gniło – niech kurwa gnije.

Bo, tu pytanie do sympatyków PiS, widzicie że praktycznie wszystko gnije, nie? Dociera do waszej świadomości, że stryczek zaciska się coraz bardziej na naszych gardłach (naszych, bo rząd się sam wyżywi). I rozumiecie, że to nie jest wina PO ani Tuska, bo to nie PO ani Tusk rządzą od siedmiu lat? I że nie jest to wina Unii, bo nie można traktować wspólnoty państw wyłącznie jako bankomatu, z którego pinionc się nam po prostu należy? Widzicie, czy jesteście na takim poziomie wyparcia, jak Rosjanie z ich postrzeganiem operacji denazyfikacyjnej w Ukrainie?  

Dobra, jebać. Przecież mnie to tak naprawdę nie interesuje, bo dlaczego miałyby mnie interesować czyjeś mechanizmy dealowania ze swoimi lękami.

Dzisiaj zrobimy kilka tematów pobocznych i jeden główny.

Stan finansów publicznych… A nie, czekaj, nie ma już finansów publicznych. Znaczy jakieś tam są, bo przecież mamy w Konstytucji zapisane progi ostrożnościowe budżetu, po przekroczeniu których trzeba budżet równoważyć, czy co tam te Pełoskie pomioty nawymyślały, żeby tylko nie podzielić się dobrobytem z narodem, ale te oficjalne finanse i budżet to jakiś żart.

Jakiś tydzień temu podczas rozmowy wyraziłem ciekawość, czy ktoś to jeszcze w rządzie ogarnia. Znaczy czy jest jakaś komórka, która zbiera dane mówiące o tym, jaką część obciążeń teoretycznie budżetowych rząd wypchnął poza niego. Nie wiemy, czy jest jakaś komórka, pewnie nie ma, bo po co rząd ma sobie psuć dobre samopoczucie, ale ktoś to zebrał. No i ogólnie jest chujowo i niestabilnie, bo długu poza kontrolą parlamentu nazbieraliśmy ponad 320 mld ziko. Zadłużenie Skarbu Państwa to z kolei 1,15 biliona złotych. O kosztach obsługi tego zadłużenia nie chce mi się nawet pisać, bo to kolejne miliardy rocznie. A będzie więcej, bo żeby zachęcić świat do zakupu obligacji skarbu państwa, musimy podbijać ich oprocentowanie, więc szykuje się niezły pierdolnik za kilka lat.

Dobra, olać to, kogo obchodzi zadłużenie Skarbu Państwa, gdy na bombelki bynajmniej dają. Tylko tam pamiętajcie, że bombelkowe coraz mniej warte, bo pompowanie pustego hajsu w rynek nakręciło inflację do poziomów niewidzianych od dawna. Jasne, swoje dokłada wojna, ale nie dajcie się zwieść – to nie Putler odpowiada za całą naszą inflację. Oraz nie dajcie się zwieść – to nie koniec inflacyjnych wzrostów. Oczywiście możecie uwierzyć Sasinowi i jastrzębiowi polskiej bankowości Glapińskiemu, że wszystko mają pod kontrolą, ale w to już wierzą chyba tylko niepoprawni optymiści i ekonomiczni analfabeci.

Pamiętajcie – Partii przyświeca tylko jeden cel. Kolejna kadencja. Jeżeli w tym celu trzeba będzie rozjebać finanse państwa na strzępy, to tym gorzej dla finansów państwa.

I dlatego dzięki korzystnemu kursowi inflacji do złotego, ten ostatni warty jest tyle co papier, na którym został wydrukowany, co z kolei znajduje odbicie w jego kursie w stosunku do poważnych walut. Frankowicze zbierają coraz większy wpierdol, a to jeszcze nie koniec, bo rząd nie powiedział ostatniego słowa i kto wie, kto wie? Może jeszcze będziemy tęsknie wzdychać do franka za 4,50.

Żeby trochę ludziom ulżyć, i tej rosnącej inflacji jakoś przeciwdziałać, rada polityki tego i owego postanowiła zmienić stopy procentowe. Czego skutkiem ubocznym było dopierdolenie również kredytobiorcom złotowych, których oprocentowanie wisi na WIBOR-ze.

Mała dygresja.

Z tego miejsca chciałem się o coś zapytać wszystkich znajomych i nieznajomych zakredytowanych w złotym polskim, którzy kilka lat temu udzielali mi dobrych rad typu ‘kredyt tylko w walucie, w której się zarabia’ albo ‘no przecież w banku na pewno ci powiedzieli o ryzyku kursowym’, ewentualnie ‘a dlaczego nie chciałeś kredytu w złotówkach’ (chociaż wiedza o tym, dlaczego tzw. kredyty frankowe to jedno z największych oszustw systemu bankowego na obywatelach jest powszechna od kilku lat).

Jak się teraz czujecie jako pożyteczni idioci, którym nawet nie trzeba było płacić za jebanie frankowiczów z powodu tak durnego, jak waluta zaciągniętego kredytu? Pytam, bo po podwyżkach stóp procentowych, rata wam podskoczyła o więcej, niż mi po kolejnym załamaniu się złotówki. I nie pytam z mściwą radością czy przez złośliwość.

Widzicie, mnie praktycznie nigdy nie cieszy, gdy innym jest gorzej, bo ja wolę, gdy ludzie prą do przodu a nie wzajemnie ściągają się w dół. Po prostu jestem ciekaw, jak to jest pluć się bezinteresownie o coś, by po kilku latach zobaczyć, jak to coś odbija wam samym w twarz? Jak uważacie? Powinienem zacząć pisać u was komcie ‘trzeba było myśleć’ albo ‘mogliście przewidzieć ryzyko zmian stóp procentowych’? Poczulibyście się po nich lepiej? Przybyłoby wam od tego w portfelu? Byłby z takich słów jakiś pozytywny efekt? Zostawię was z tą myślą.

Koniec dygresji, wracamy do tematu, bo mi się ta notka rozłazi w szwach z braku struktury.

Pojawiła się znowu wyimaginowana wspólnota UE, która nie daje nam na uchodźców z Ukrainy. Która wstrzymuje pieniądze. Która karze nas za Turów. Jak tak można?! Oni są gorsi od okupantów. Nie wiem, jak wy, ale ja cały czas czekam na to, aż nasi napiszą wniosek o kasę na pomoc uchodźcom. Na razie chyba nie dali rady, bo cicho jakoś w tym temacie. A kasę dostali, UE dała nam hajs na uchodźców, Partia łże w tej materii, że niczego nie dostali. Dostali. I małe ptaszki ćwierkają, że ta kampania billboardowa, z którą mają jeździć po Europie, jest finansowana właśnie z tej kasy.

Niech to wsiąknie.

Mamy również ‘strajk’ kontrolerów lotów, który strajkiem nie jest, co nie przeszkadza rządowi w rozpowszechnianiu nieprawdziwych pogłosek o ‘niemoralnych żądaniach płacowych’. No bo przecież 80 koła miesięcznie jest moralne tylko wtedy, gdy płaci się je ziomkom decydującym wyłącznie o tym, do której nogawki sobie dzisiaj chuja włożą, ale nie ludziom odpowiedzialnym za bezpieczne niebo nad naszymi głowami. Doczytajcie sobie szczegóły sami, ja wam tylko szybko streszczę – rząd stworzył problem, wyeskalował go, wręczył kontrolerom wypowiedzenia zmieniające warunki pracy, kontrolerzy powiedzieli ‘no chyba was pojebało’. W efekcie rząd został z gaciami zrolowanymi na kostkach i z chujem na wierzchu.

Zgodnie ze swoją doktryną szoku i przerażenia, rząd natychmiast zaczął obwiniać kontrolerów za swoje błędy, jak choćby ustami niejakiego Dworczyka, który się nadął, napiął, zesrał, a na koniec powiedział, że żadna grupa zawodowa nie będzie terroryzować rządu (sprawdzić czy nie górnicy, rolnicy albo kościół, oni mogą). Oczywiście włączyli się też pożyteczni idioci i płatni propagandziści, którzy zaczęli pierdolić o agenturze GRU wśród kontrolerów, zaczęło się zwyczajowe wylewanie pomyj, które do tej pory zajebiście sprawdzało się, gdy trzeba było poszczuć Polaków na nauczycieli, opiekunów niepełnosprawnych, lekarzy czy ratowników medycznych. Nie dziwi fakt, że Polacy tej narracji nie podchwycili, bo kogo obchodzi kilkuset kontrolerów? No bądźmy poważni.

Pomysły rządu na wyjście z impasu też są zajebiste. Na przykład możemy przyjąć kontrolerów zagranicznych, przecież język polski nie jest w tej pracy potrzebny. Znaczy dokumentacja, procedury, komunikacja wewnętrzna odbywają się po polsku, no ale przecież do wszystkiego innego wystarczy angielski. Albo posadźmy kontrolerów wojskowych, bo przecież tych na pewno mamy nadmiar. Oba pomysły są idiotyczne i mogą doprowadzić do tragedii. Widzę jednak, że duch Smoleńska i zasada ‘jakoś to będzie’ są u nas wiecznie żywe. Niczego się na błędach i tragediach nie nauczyliśmy, niczego się nie nauczymy, i będziemy je w kółko powtarzać, krzycząc po fakcie, że odnajdziemy winnych tego wszystkiego.

Tak czy inaczej, efekt nieudolności PiS jest taki, że mieliśmy zamykać niebo nad Ukrainą, zamiast tego rząd skutecznie zamknął niebo nad Polską. Słyszeliście, że warszawskie Okęcie będzie czynne w godzinach 9:30-17:00, potem najbliższe czynne lotnisko w Berlinie? Powaga, szkieletowa załoga nie wystarczy na pełne obsadzenie wszystkich odcinków kontroli, więc o 17 lotnisko będzie się zamykać. Jeżeli to nie jest wielki sukces rządu, to nie wiem co nim jest.

Żartowałem, największy sukces rządu, już odtrąbiony przez Beatę Mazurek jest taki, że Gazprom odciął nas od rosyjskiego gazu. I fakt, że to Rosja nas zembargowała, pani Beata przedstawia jako sukces rządu. W obliczu takiej bezczelności, jak zawsze pozostaję bezradny i potrafię tylko powtórzyć po raz setny ten sam, jakże pasujący cytat ze Szwejka: „nachalne są te kurwy i zuchwałe”.

Temat główny dotyczy dzietności. Jej zwiększenie było jednym z haseł wyborczych pierwszej kadencji PiS. Miał powstać system zachęt, ratujący nasz coraz chujowszy przyrost naturalny. Nie może być tak, że emerytów przybywa, aktywnych zawodowo ubywa i społeczeństwo nam się starzeje. Mamy plan na podniesienie poziomu dzietności z aktualnego 1,4 do minimum 2,1. Pozwoli to na prostą zastępowalność pokoleń. Jaki plan spytacie? Ano, kurwa, sprytny.

(gdyby to był film na jutubie, teraz byłaby stopklatka i odgłos grających świerszczy)

Jedyne, co te tumany były w stanie wymyśleć, to pieniądze. Dajmy ludziom trochę hajsu, na pewno zaczną się rozmnażać.

Spore zaskoczenie – nie zaczęli.

Jak do tego doszło – nie wiem.

Nie będę wypisywał truizmów, bo każdy kto ma mózg i IQ wie, że decyzja o posiadaniu dziecka, to nie jest prosta gra ekonomiczna opierająca się wyłącznie na hajsie. Czy nam się to podoba, czy nie, ludzie zorientowali się, że gdzie indziej żyje się godnie, i zaczęli wymagać czegoś więcej, niż tylko pięciu stów co miesiąc.

Nie będę stawiał diagnoz i analizował powodów tego, że Polki jak na złość nie chcą się rozmnażać, bo potencjalnych przyczyn mogą być setki i tysiące, właściwie co człowiek, to powód. Jeden krzyknie ‘dajcie mi dostęp do żłobka, przedszkola i szkoły’, inny powie ‘gdzie tanie budownictwo czynszowe, nie mogę mieć dziecka w wynajmowanym mieszkaniu’, trzeci warknie ‘jeszcze więcej obostrzeń w ustawie aborcyjnej, jeszcze więcej ginekologów z klauzulą sumienia, jeszcze mniej porodówek, w których potraktują mnie jak człowieka’.

Już to kiedyś napisałem, powtórzę i dzisiaj: kobieta to nie automat, któremu wrzucasz pieniądze do pochwy, a po dziewięciu miesiącach wylatuje z niej dziecko. Bez fundamentalnych zmian w sposobie traktowania matek, ojców, dzieci, tworzenia wspomagającej ich infrastruktury i procedur, wkrótce dojedziemy do dzietności na poziomie 1. Po czym wymrzemy.

A piszę o tym ponownie dlatego, że chcę uczcić kolejny wielki sukces tego rządu, który w nawale innych wielkich sukcesów tego rządu, mógłby przemknąć niezauważony.

Otóż według danych GUS, w lutym 2022 roku urodziło się 23 tys. dzieci. Tak na oko, to nie za dużo, co nie? Jest lepiej, 23 tysiące to nie tylko nie za dużo. To najmniej od czasu drugiej wojny światowej.

Uszanowanko. Wracam do komnaty zen. Ogrodu zen. Na polanę zen. Albo pójdę sobie poćwiczyć.