Musiałem rano pojechać do Piaseczna. SAMOCHODEM! Wiedziałem, że droga będzie pełna podobnych mi, kiepskich technicznie kierowców w szybkich samochodach, dlatego trzymałem się bezpiecznie środkowego pasa. I do Mysiadła nie wadziliśmy sobie nawzajem na drodze. Tamże, tuż za Karczunkowską, zjechałem na pas lewy, żeby wyprzedzić jakiegoś dostawczaka, i zostałem już na tym pasie, bo droga pusta.
30 sekund, widzę jest, środkowym jedzie nerwowy, jakoś tak dwa razy szybciej niż tam dozwolone. To mu zjeżdżam z lewego, żeby nie musiał mnie wyprzedzać z prawej strony. Źle oceniłem jego szybkość, bo przy mojej lekko nieprzepisowej, ale tak góra 18% górką, gość dmuchał jakieś 130 km/h. To musiałem szybko odbić z powrotem na lewy, bo jemu się nie chciało ani kręcić fajerą, ani zwalniać. W zasadzie do niczego nie doszło.
No i wyprzedzając mnie pokazał mi, z niezrozumiałych dla mnie przyczyn, faka. Miał go już wcześniej przygotowanego i w pełni rozwiniętego, pewnie się wkurzył, że zajechałem mu drogę i być może musiał lekko przyhamować. Tylko, że jak w pewnym momencie zobaczył za kierownicą poobijanej Tojki łysego typa w bluzie z kapturem, to mu ten fak zwiędł gwałtownie, no bo on w pracy może jest i prezesem, i może pomiatać wszystkimi, ale na drodze wszyscy jesteśmy równi, a łyse typy w poobijanych wozach mogą nie poddać się tak łatwo poniewieraniu. Oraz bywają, bo ja wiem? Dresiarzami?
Mnie tam fak nie pierwszyzna, kiedyś pokazała mi go nawet sześćdziesięcioparoletnia pani siedząca na miejscu pasażera, gdy zaprotestowałem przeciwko wymuszaniu na mnie pierwszeństwa. Rowerem byłem, więc wtedy nie mogłem zrobić tego, co zawsze w takiej sytuacji zrobić chciałem, i co zrobiłem tym razem.
Zacząłem mianowicie jechać za panem. Na wysokości szkoły policyjnej chyba się zorientował, bo w skręt przy Decathlonie pomknął w prawo na czerwonym. Odstałem grzecznie swoje i dojechałem go na światłach za torami. I od tamtego miejsca siedziałem mu na zderzaku. On przyspieszał, przyspieszałem i ja, on zwalniał, zwalniałem i ja. Odeskortowałem go pod sam wjazd do garażu, gdy brama się unosiła zatrzymałem się prostopadle do niego i uporczywie się mu przygladałem, jak tak siedzi za kierownicą i nie wie, czy ja za nim do tego garażu nie wjadę.
Więc może takie rady od wieloletniego rowerzysty, który do tej pory nie mógł pojechać za samochodem, bo był za wolny. Jak się nie czujesz na siłach w obliczu ewentualnej konfrontacji fizycznej, nie pokazuj innym użytkownikom drogi faka. Jeżeli nie potrafisz zgubić świeżo upieczonego kierowcy na światłach, nie pokazuj innym użytkownikom drogi faka. Jeżeli w życiu jesteś wydygany, a dopiero za kierownicą włącza ci się Aleksander Wielki i Czyngis-chan, powstrzymaj chęć palenia świata i nie pokazuj innym użytkownikom drogi faka. Jeżeli jesteś sfrustrowanym kierownikiem średniego szczebla, który odreagowuje na drodze, i tak nie pokazuj innym użytkownikom drogi faka.
I co najważniejsze, jak wieziesz debilu rodzinę, żonę z przodu i przynajmniej jedno dziecko w foteliku z tyłu, nie pokazuj innym użytkownikom drogi faka. Bo nie każdy może być tak wyluzowanym ziutkiem jak ja. I co, chcesz żeby twoja stara miała męża bez zęba?
Poza tym pokazywanie innym faka jest niegrzeczne.
Ze świątecznymi pozdrowieniami adekwatnego przeboja załączam
PS. Tak, wiem. Mógł się zatrzymać i chcieć się ze mną bić. Nie mam z tym najmniejszego problemu, bo większość ludzi tylko chce się bić i ma zajebisty problem z przejściem od słów do czynów.
Foto tytułowe: Valentin Russanov.