Witamy w kolejnej odsłonie kuchni confusion.
Miała być notka o charakterze społeczno-ekonomicznym, ale jak już siadłem do pisania notki o charakterze społeczno-ekonomicznym, okazało się, że jest potrzeba zjedzenia czegoś słodkiego. Zdjęliśmy z półki 8 książek kucharskich, i zaczęliśmy szukać czegoś, co można zrobić z niczego. Do zrobienia pysznego deseru z niczego będziemy potrzebować składników, które pewnie są w każdym domu, oraz dwóch ramekinów.
Bawiąc, uczy!
Ramekin lub kokilka to ceramiczne lub szklane naczynie, w którym można zarówno zamrozić, jak i upiec danie. Charakteryzuje się dużą odpornością na szok termiczny, co oznacza, że można je włożyć bezpośrednio z lodówki do nagrzanego piekarnika, i nie pieprznie w drzazgi. Na allegrze taka kokilka kosztuje od 6 do 15 ziko, i myślę, że jakieś 2 sztuki można sobie sprawić, żeby nie było, że w naszym mieszkaniu jest tylko mały garnek, patelnia, dziesięć kubków, cztery talerze, miseczka z Ikei, sztućce, i kielony do wódki.
Zresztą na bank się taka miseczka przyda, bo w ramekinie robi się bardzo dużo bajeranckich potraw. Wykorzystamy go do creme brulee, zapiekanych jajek, jabłek, sufletów, puddingów, musów, tymbalików (rozkosznie piękna nazwa), czy wreszcie moelleux, które dzisiaj właśnie zrobiłem.
Widzicie, skorzystaliśmy z francuskiej książki z przepisami, i deser nazywa się moelleux au coeur coulant, co przy pomocy translatora gugla przetłumaczyłem sobie jako Łagodność z serca płynąca. Jak ktoś zna francuski, może zaproponować wersję bardziej zbliżoną do prawdy.
Do przygotowania dwóch porcji tej krainy łagodności potrzebujemy:
1 jajko
25 gramów cukru pudru
15 gramów mąki
50 gramów masła
50 gramów gorzkiej czekolady (ja zapodałem Wedla)
2 kostki białej czekolady (totalnie opcjonalnie)
Ponieważ przygotowanie całości zajmuje maks 10 minut, możemy zacząć rozgrzewać piekarnik do temperatury 200 stopni.
Całe jajko, czyli żółtko i białko, wbijamy do miski, dosypujemy cukier puder i ubijamy tak, żeby lekko zbielało. Nie na żadną sztywną pianę, konsystencja bardziej luźnego kogla-mogla (kogela-mogela?).
Tutaj taka zabawna historia, zaćmiło mi mózg, wybiłem jajko do szerokiej, dość płaskiej miski, dodałem cukier puder, a potem, od tego zaćmienia mózgu, zmieniłem koncepcję, i zamiast ubijać ręcznie, wyjąłem mikser. Śmiechom i żartom nie było końca, większość plam z jajka udało się ze ściany, sufitu i szafek, usunąć bez śladu. Pamiętajcie – nie mieszamy różnych systemów walutowych. Jak ręcznie, to w płaskiej misce, jak mikserem, to w wysokim pojemniku.
Do ubitego jajka, dodajemy mąkę, mieszamy łyżką tak, żeby równo rozprowadzić mąkę i porozbijać ewentualne grudki.
Masło i czekoladę wrzucamy do garnka, i na małym gazie, rozpuszczamy. Kiedyś rozpuszczałem czekoladę z masłem na dużym gazie. Podwójnym, bo byłem krzynkę pijany. Jakości dymu jaki wytworzyłem, zazdrościły mi wszystkie stołeczne dyskoteki. Więc mały gaz, ciągle mieszamy, wszystko się ładnie rozpuszcza, pachnie obłędnie, zwalczamy chęć, żeby zawartość garnka wypić, zestawiamy go z gazu, i wlewamy do niego to jajko z cukrem i mąką. Mieszamy dokładnie, masa lekko zgęstnieje…
CZEŚĆ GRUBY, CO DZISIAJ ROBISZ? JAKOŚ DZIWNIE PACHNIE, WCALE NIE SUROWYM MIĘSEM, CO TO BRĄZOWE. KOCIEZUSIE, JAK ŚMIERDZI, IDĘ UPOLOWAĆ WRÓBLA, CZEŚĆ GRUBY, NIE ZALEŻY MI NA TWOIM ŚMIERDZĄCYM JEDZENIU. (uciekł tak szybko, że nie zdążyliśmy zrobić zdjęcia, dzisiaj bez kotów)
Wyciągamy dwa ramekiny, natłuszczamy dno i brzegi odrobiną masła, i rozlewamy do nich zawartość garnka. Po równo. Na wierzch kładziemy po kostce białej czekolady, ale jak nie położycie, to nie będzie tragedii. Naczynia zapodajecie do nagrzanego piekarnika na 10 minut. Od dziesiątej minuty robicie to, co ja na poniższym zdjęciu.

Jak to mówił prowokator w King Sajzie, ty ziomek masz inne zadanie, ty tu siedź i knuj. Obserwacja jest po to, żeby zauważyć ten moment, w którym deser na górze popęka, a bokiem zacznie delikatnie odchodzić od naczynia. Wtedy wyciągamy szybko, bo chodzi o to, żeby deser był w środku płynny.
Po wyciągnięciu nasza kraina łagodności ma wyglądać mniej więcej tak

W pęknięciach na wierzchu deseru, w bliższej kokilce coś błyszczy. To płynna czekolada. W dalszej nie błyszczy, bo jak widzicie, wlałem trochę nierówno, i mniejsza porcja upiekła się cała, a w większej się lało, tak jak powinno.
Zrobienie całości trwa niecałe 20 minut. Znaczy u mnie, z powodu wybuchu jajka, trwało nieco dłużej, ale normalny, ogarnięty początkujący adept kuchni confusion, poradzi sobie na luzie w 18 minut. Smacznego.

Uwagi końcowe:
Nie dałem kostki białej czekolady na wierzch, bo nie mieliśmy. A o tej, którą mieliśmy, zapomniałem.
Dałem trochę więcej (60 g) czekolady, bo tyle akurat zostało po tym, jak na święta robiliśmy ciasteczka. Jednocześnie dałem trochę mniej cukru pudru (niecałe 20 gramów), bo tak wyszło. Nic się nie stało, deser był dalej pyszny.
W deserze nie ma się właściwie co piec. Dlatego myślę, że gdyby wyciągnąć go z piekarnika po dokładnie 10 minutach, byłby jeszcze lepszy, gdyż byłoby więcej płynnego.
Jadłem go w towarzystwie lekko mokrych, suszonych śliwek z Hali Mirowskiej. No nie mam pytań.
No musi byc wspanialy ten deserek, mniam…
PolubieniePolubienie
ale jak to ze czekolada zostala po ciasteczkach ze swiat? say what? przeciez powinna byc zjedzona dawno!!!
PolubieniePolubienie
No widzisz, leżała i czekała na taką właśnie okazję. Bo ja, na co dzień to wolę owoce od czekolady.
PolubieniePolubienie
Jak cudnie się składa, żeś się wziął za takie tematy, gdy właśnie postanowiłam zacząć wreszcie gotować (wszystko na wynos z mojej okolicy tak mi się już znudziło, że poszukiwania czegoś interesującego w sumie zajmują już prawdopodobnie tyle, ile zajęłoby przyrządzenie czegoś własnymi rencyma). To jeszcze tylko musimy wybudować sobie kuchnię.
A Ty w tym czasie pisz, to będziemy mieli z czego z Pawłem wybierać ^^
PolubieniePolubienie
No ja zasadniczo chwilowo staram się robić rzeczy, których przygotowanie zajmuje moment. W sensie babrania się ze składnikami, bo potem, jak rośnie czy się piecze, to mam wyjebane gdyż serial. Więc powolutku będę zapełniał szybkimi i prostymi daniami kuchni confusion.
PolubieniePolubienie
Fantastico 🙂
PolubieniePolubienie
Taak, siedzenie przed piekarnikiem i zaklinanie ‚rise my minions’. Dziala 🙂
PolubieniePolubienie
zawsze się zastanawiam widząc takie zdjęcia, jak można takie ciastko zjeść łyżeczką, a nie widelczykiem, żeby się nie wyjebało z łyżeczki?
PolubieniePolubienie
Wewnątrz było lejące. Łyżeczka stanowczo bardziej praktyczna.
PolubieniePolubienie
Radek, a propos zaćmienia umysłu, tudzież zmiany koncepcji. Sam jestem na to narażony, dlatego przez moją lubą została nabyta za pięć złotych (chyba) na „znanym portalu aukcyjnym” taka pokrywka (?), przesłona (?), która znakomicie zapobiega atrakcjom pt. mieszana masa jest wszędzie. Służę zdjęciem, gdyż jak wiadomo obraz wart tysiąca słów.
https://drive.google.com/file/d/0B3k2cEQp4chUV19WX0NpMENDNkk/view?usp=sharing
PolubieniePolubienie