No elo 98

No elo, myślicie że to koniec?
No, kurwa, niekoniecznie.

To zacznijmy w starym/nowym miejscu.

Nie wiem, jaką pozycję w strukturach władzy zajmują popłuczyny po ugrupowaniu Gowina, którego nazwy już nikt nie pamięta, czyli republikanie, ale ich kierownik, niejaki Bielan Adam, dał ostatnio mocny głos. Nie śledzę jakoś przesadnie dokładnie wszystkich wypowiedzi członków Partii i ich satelitów, ale wydaje mi się, że Bielan do tej pory siedział raczej cicho, nie wychylał się, wziął sobie te stanowiska, co mu je Prezes dał w zamian za wbicie noża w plecy Gowina, i nie wadził nikomu. Ktoś słyszał ostatnio co mówią republikanie? No właśnie.

Jednak gdy już postanowił dać głos, dojebał po całości i przyciął tak po bandzie, że ja się zastanawiam, czy miniony mają już w dupie Prezesa i mówią co chcą (i, jak pokazuje porażka lex kapuś, głosują jak chcą), czy Kaczyński ich rękami odwala brudną robotę. Od dłuższego czasu nie mam Jarosława za genialnego stratega, raczej uznaję jego prawo do coraz liczniejszych błędów, opozycję ogrywa dlatego, że jej jakość pozostawia wiele do życzenia.

Kurde, przecież gdybym miał kawałek tych pieniędzy, które ma opozycja, nająłbym riserczera, jednego z talentem do składania słów, jednego czującego internet kreatywnego od obrazków i jednego od zakupu mediów, po czym w sieci ładowałbym Partię w usto bolesne codziennie. Ale tak mocno, że przez spuchnięte wargi i połamane zęby nie mogłaby mówić. No ale nie mam, dlatego rzeźbię w tym, co pozostaje do mojej dyspozycji.

Wróćmy do tematu. Głos dał Bielan. Na grubo.

Najpierw zagaił, że Komisja Europejska działa poza prawem nie wydając opinii do polskiego Krajowego Planu Odbudowy.

– Komisja – mówił – czas miała na to do 1 sierpnia 2021 roku. W sumie trzeba byłoby rozważyć zaskarżenie jej decyzji, ale przecież rząd jest zgodny, wyciąga rękę, dąży do porozumienia, a nie eskalacji problemu. Więc po co mówić takie rzeczy, że rząd chce niedobrze, jak chce dobrze. Dogadać się chcemy, ale z drugiej strony zbliżamy się do momentu, w którym trzeba będzie tę sprawę przesądzić i podjąć jakieś kroki prawne, no bo kurwa, kto to widział, żeby nam jakieś Komisje nasyłali i faktury sprawdzali. Kto, kurwa, tyle lat faktury trzyma. Dlatego jebać to, koniec marca tego roku to taki ostateczny moment, kiedy decyzja musi zapaść. W tę, albo wewtę, niech się KE zdecyduje, czy nam zatwierdza KPO, czy mamy iść się na KE skarżyć do TSUE

– Przecież nie może być tak, że my składamy swój plan, taki na szóstkę z plusem, a ktoś się wbija i mówi, że mamy się zobowiązać do przestrzegania praworządności i likwidacji Izby Dyscyplinarnej SN. Nikt nam nie będzie mówił, jak mamy rządzić, toż to do chuja niepodobne.

– Do chuja niepodobna jest też sytuacja, w której nie możemy korzystać ze środków, z tych miljordów euraczy, a jednocześnie je żyrujemy, żyrujemy kredyt, z którego te środki są wypłacane takim na przykład Niemcom, którzy są już przecież bogaci. Albo Holendrom, którzy też są bogaci. Belgom, którzy też są bogaci. No to jak to tak, że się innym wypłaca, a nas się prosi o jakieś dowody praworządności. To jest sytuacja nie do zaakceptowania.

– I w związku z tym będziemy musieli podjąć jakąś decyzję, ewentualnie nawet o wycofaniu się z europejskiego planu odbudowy.

Być może cytaty z wypowiedzi Bielana nie były do końca wierne. Może dodałem trochę od siebie. Ale ostatnie zdanie zacytowałem dosłownie. Niejaki Bielan głośno mówi o tym, że być może nawet wycofamy się z EPO.

I ja bym może nawet się ględzeniem jakiegoś typa się nie przejmował, ale po pierwsze on jest członkiem obozu rządzącego, a po drugie, podczas jakiejś sejmowej komisji do spraw UE, niejaki Kaleta Sebastian potwierdził słowa Bielana, że rząd rozważa wycofanie Polski z EPO.

I ja wiem, że zarówno Bielan, jak i Kaleta to figuranty zwykłe, które chuja mają do powiedzenia, ale niepokoi mnie to, że Kaczyński zamiast ściągnąć im smycz, warknąć ‚siad’ i doprowadzić stado do porządku, milczy. A przynajmniej ja nie słyszałem jakiegoś stanowczego dementi.

Ogólnie narracja antyunijna ma się w najlepsze, i jeżeli ktokolwiek z was wierzy PiSowi, że on w Unii chce pozostać aż do naturalnego zgonu nas albo jej, i nigdy w życiu z niej nie wyjdzie, to niech łaskawie wyjmie głowę z miejsca, w którym je trzyma, rozejrzy się, posłucha, poczyta i zacznie ogarniać, że nasza europejska przygoda może się skończyć szybciej, niż wam się wydaje.

Powtórzę po raz kolejny. W PiS wszystko, ale to absolutnie wszystko, podporządkowane jest utrzymaniu władzy. Jeżeli Prezes uzna, że jakaś, z pozoru irracjonalna dla nas decyzja, da mu dodatkowe trzy punkty procentowe, to on ją podejmie. Wyzbądźcie się złudzeń, że będzie inaczej. Partia nie cofnie się przed niczym, zrobi absolutnie wszystko, żeby utrzymać się przy paśniku, jestem w stanie się o to założyć z każdym.

A że wszystko rozłazi się coraz mocniej w szwach, spodziewajcie się w najbliższym czasie festiwalu głupich decyzji.

I planowałem tu zakończyć, ale nie mogę sobie darować, i nie wspomnieć o kolejnym, trudnym do przegapienia elemencie antyunijnej narracji, który ostatnio widać na każdym kroku. Mówię o procentach w żarówkach.

Nie wiem, jak jest gdzie indziej, ale cała Warszawa jest zajebana bilbordami z żarówką, z których wynika, że głównymi winnymi wysokich cen energii elektrycznej, są biurokraci z Brukseli, którym zawdzięczamy aż 60 proc. wartości prądu. Bo wiecie, te, no, opłaty klimatyczne, do których zmusza nas Unia. Na banerach świecących w internecie możemy przeczytać takie atrakcyjne hasło, jak „Polityka klimatyczna UE = Droga energia, wysokie ceny”. Idzie to również na dużą skalę w prasie codziennej, żeby suweren na pewno nie przegapił tego, kto jest winien jego nieszczęść.

Fot. wirtualnemedia.pl, które screen pożyczyły z Twittera (źródło nieznane)

„A skąd gruby wiesz, że tym razem też rząd nam Unię obrzydza” – słyszę, jak krzyczą niektórzy uważniejsi czytelnicy. Za kampanię odpowiadają „Polskie elektrownie”, jak sobie wejdziecie na ich stronę, to zobaczycie konkretne spółki: Tauron, Enea, PGE GiEK czy PGNiG Termika. Ja tam nie wiem, ale to chyba państwowe podmioty.

Oczywiście infografika jest uproszczeniem na granicy prostactwa, żarówka podzielona jest na dwa pola – 60 proc. winy Tuska i Unii, i 40 proc. szarej strefy. I to powinno wszystkim wystarczyć, to przez UE mniej pieniędzy zostaje w kieszeniach Polaków. I nieważne, że te procenty nie mają nic wspólnego z naszym rachunkiem tylko z KOSZTEM WYTWORZENIA energii. I w tym kontekście z takim podziałem procentowym zgadza się nawet Komisja Europejska. Bo faktycznie, koszty emisji CO2 stanowią 60 proc. PRODUKCJI energii. Ale produkcja to nie wszystkie składowe tego, co składa się na nasze OPŁATY NA RACHUNKU. Bo jak się policzy udział Unii w naszym rachunku, to jest to 20-25 proc.

Oczywiście „Polskie Elektrownie” rżną głupa i twierdzą, że to jest kampania edukacyjna skierowana nie do konsumentów, a do wytwórców energii. Bo ci oczywiście niczego nie wiedzą, i potrzebują dużych bilbordów w centrum miasta, żeby ogarnąć ten temat. Zaprawdę, nachalne są te kurwy i zuchwałe.

To oczywiście chujowe tłumaczenie, bo zanim Polskie Elektrownie rozpoczęły „kampanię edukacyjną”, rozesłały do swoich klientów info z inną żarówką, z której dowiadujemy się, że za 59 proc. naszych rachunków odpowiada „koszt uprawnień do emisji CO2, wynikający z Polityki Klimatycznej UE” a za 8 proc. „koszt obowiązków OZE i efektywności energetycznej, wynikające z Polityki Klimatycznej UE”. Więc jednak 60 proc. nie dotyczy KOSZTÓW WYTWARZANIA energii, tylko naszych comiesięcznych OPŁAT NA RACHUNKACH?

No mówię, nachalne. I zuchwałe. A wszystko winą Unii.

A teraz czekajcie, bo idzie samo gęste z dna tego sracza. Think tank Instrat przyjrzał się cenom prądu. No i okazało się, to co wszyscy wiemy – są nyeco za wysokie. Ale analitycy Instratu zerknęli głębiej i okazało się, że jest coś, czego opinia publiczna już nie wie. Otóż te podwyżki cen prądu, którymi tak ochoczo fundacja Polskie Elektrownie obarczyła UE, mogą wynikać z czegoś innego.

Widzicie, przeciętna polska elektrownia osiągnęła w grudniu 2021 marżę wynoszącą około 70 proc. kosztów wytwarzania. I w samym grudniu spółki energetyczne zarobiły cztery (słownie: 4) miliardy (słownie: dziewięć zer) złotych (słownie: śmieciowa waluta). Marże na wytwarzaniu prądu są najwyższe od lat. Zerknijcie na obrazek poniżej.

Pod koniec roku marże wynosiły około 350 zł/MWh. W 2018 roku było to 50 zł/MWh. Wtedy prezes Urzędu Regulacji Energetyki wszczął postępowanie w sprawie wysokich marż. Teraz martwa cisza, świerszcze grają. Wiecie dlaczego? Ja też tego nie wiem, ale mam podejrzenie. Z tych 4 miliardów w samym grudniu, spółki energetyczne odpalą dolę państwu w podatkach, akcyzie i w czym tam jeszcze. Im więcej wydoją spółki z obywatela, tym więcej doli dostanie państwo. Jednocześnie politycy mogą krzyczeć, że przez Tuska i Unię ta drożyzna, uruchomią jakieś pseudotarcze, które będą kosztować mniej, niż dostaną od spółek energetycznych, i tak to się toczy. Przy czym oczywiście to wyłącznie moja teoria i mogę się mylić.

Jednak jedno wiemy na pewno. Wiemy kto jest temu winien. To Tusk i Unia.

Powtórzę. Nachalne i zuchwałe.

A skoro zaczęliśmy od Bielana, to i Bielanem skończymy. Bo oprócz pierdolenia okrutnych farmazonów godzących w polską rację stanu, zdarza mu się palnąć tak bardziej do śmiechu. W ubiegły poniedziałek ‚Dziennik Telewizyjny TVP’ wyemitował krytyczny materiał o Nowym Ładzie, Morawieckim, odwołanym ministrze finansów Kościńskich. Wiadomo, że Kurski Morawieckiego nienawidzi, więc skorzystał z nadarzającej się okazji, żeby mu przylutować. Oczywiście nie ma się czym ekscytować, że w tym sraczu obsranym gównem trwają wewnętrzne walki frakcyjne, ale Bielan postanowił całość umaić i podsumować ją z batutą i z humorem.

Powiedział mianowicie taką rzecz:

– Mamy w Polsce wolne media. To, że TVP krytykuje rząd, to nie jest nic złego, niezdrowego. Wręcz przeciwnie. Minęły czasy, kiedy telewizja publiczna była kontrolowana przez byłego posła Juliusza Brauna i był zakaz mówienia czegokolwiek złego o ówcześnie rządzącym premierze Donaldzie Tusku.

Oddychacie z powrotem? To patrzcie teraz.

Braun był prezesem zarządu Telewizji w latach 2011-2015. W tym czasie nie zajmował się niczym innym, jak blokowaniem dostępu do anten stacji TVP politykom opozycji i tłumieniem krytyki Tuska. Fajna fucha, brałbym. Jak w praktyce wyglądało niedopuszczanie polityków PiS i Solidarnej Polski do głosu i blokowanie im krytyki Tuska? No kurde, gdyby tylko ludzka pamięć była tak dobra żeby sobie przypomnieć programy polityczne obsadzone wyłącznie przez polityków ówczesnego rządu, mielibyśmy dowód, że za PO nie było wolności słowa, Braun trzymał TVP pod butem (z takim nazwiskiem to wiadomo, że niczego innego nie umiał robić) i był zakaz mówienia czegokolwiek przez polityków opozycyjnych.

Gdyby tylko można to było jakoś gdzieś sprawdzić…

TVP publikuje na swoich stronach comiesięczne raporty, w których podlicza łączny czas antenowy przyznany przedstawicielom władz państwowych (rząd, prezydent), partii, związków zawodowych i związków pracodawców w programach ogólnopolskich TVP S.A w audycjach publicystycznych i informacyjnych.

Dane były i są przygotowywane pod względem formy na odpierdol (brak zbiorczych za cały rok, niektóre miesiące w xls, inne w pdf), ale są. Mamy lata 2008-09, potem przerwa do 2013 i od tamtej pory już w miarę ciągle.

No to załóżmy, że popatrzymy na rok 2013 i 2019. Lata wybrane spod przysłowiowego dużego palucha, w miarę wolnego czasu może przyjrzę się np. 2014 i 2020, ale na razie mam obrobione wstępnie tylko te.

W 2013 roku rządziło PO i PSL. W tym czasie PO dostało do dyspozycji 24 163 minuty czasu antenowego w TVP1, TVP2 i TVP Info, a PSL 7 004 minut. Razem 31 167

PiS kneblowano tak skutecznie, że dostali marne 7 188 minut, Solidarna Polska 2 305. Razem 9 493, chociaż nie pamiętam jak między nimi się wtedy układało i czy powinienem ich liczyć razem.

Tak czy inaczej, porównując tylko PiS i PO, ci pierwsi dostali 30 proc. tego, czym zadysponowali drudzy.

Teraz 2019. PO plus POKO – 2 771 minut. PSL (liczę z rozpędu, bo nie wiem, czy im ze sobą po drodze) – 4 104. Nawet jeżeli bym sumował (nie wiem dlaczego, ale niech będzie), to razem wychodzi 6 875 minut. Swoją drogą to niezłe kuriozum, że jakby nie było największa partia opozycyjna dostaje mniej niż PSL, które operuje na granicy wejścia do parlamentu. Tymczasem Solidarna Polska dostała 3 274 minuty a PiS 31 617.

W 2019 roku PO dostało ledwie 9 proc. czasu, jaki miał PiS.

Rzuciłem okiem na 2020, bo jest ładnie poukładany w pdfach. PiS – 31 266 minut, SP – 4 280, PO – 6 749 minut i PSL 3 213 minut. Przy sumowaniu PiS+SP vs PO+PSL (dalej nie wiem, dlaczego to robię, ale niech będzie) wychodzi 35 546 do 9 962 minut. Jest gorzej niż rok wcześniej, bo ci drudzy dysponowali tylko 28-oma proc. tego, co miała Partia i satelity. Porównanie PiS do PO już trochę łaskawsze dla tego drugiego, bo było to 22 proc. czasu, jakim dysponował PiS.

W tabelce wszystko widać.

Opracowanie własne na podstawie danych ze strony tvp.pl

Nie doliczyłem czasów komitetów wyborczych tych ugrupowań, bo tam była jeszcze większa przepaść. Oczywistą rzeczą jest, że Bielan kłamie. I ja rozumiem, że rolą polityka jest kłamać. Kłamać żeby dobrze zrobić swojemu ugrupowaniu. Kłamać, żeby zgnoić przeciwnika politycznego. Kłamać, żeby uwieść wyborców. Ale pamiętajmy wszyscy, żeby czasami zadać sobie odrobinę trudu i powiedzieć „taki chuj, tym razem sprawdzam”.

No to trzymajcie się w tym kraju, którego politycy chyba jednak nie chcą być w UE.

#thereisnofuckinggoodnews #mokratekturaigówno #zenRadek #miałemdociągnąćdosetki

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: